czwartek, 31 października 2013

Bohaterowie drugoplanowi


Carren Walker: jest matką Diany. Nie układa jej się najlepiej z córką. Okłamuje ją przez całe życie. Czy Diana pozna tajemnicę jej życia? Co tak naprawdę jest tą tajemnicą?
Roger Walker: Ojczym Diany. Ożenił się z Carren kiedy Diana miała 11 lat. Mają synka Kyle'a.  Czy Diana znienawidzi go za to , że wiedział o kłamstwie?
 


    Kyle Walker: przyrodni braciszek Diany.






Layla Allen: Najlepsza przyjaciółka Diany od zawsze. Jest bardzo ładna, ale nie ma chłopaka...na razie. Czy spotka miłość swojego życia?
Emily Bell: dobra koleżanka Diany. Bardzo nieśmiała i śliczna. Wierzy w prawdziwą miłość. Czy ją napotka?
Margaret Morgan: przyjaciółka Diany. Poznały się dzięki pływaniu. Trenują w tym samym klubie. Jest ładna i chodzi z Davidem.
David West: przystojny pływak, kochający chłopak Margaret i kolega Diany.
Marshall Harrison: trener Diany. Pojawił się w jej życiu kiedy miła 8 lat i nie długo potem jej rodzice się rozwiedli. Czy Marshall jest dla niej tylko trenerem?
Luigi Simons : jeden z najwyżej postawionych aniołów światła. Zawsze doradzi Dianie jak najlepiej nawet gdyby miał poprzeć stronę Ciemności.
Jay Kay: kochany pies Diany. Dostała go gdy miała 10 lat.

Luke Castella: przystojny, romantyczny, zadziorny rówieśnik Diany. Bardzo namiesza w jej życiu. Pomorze  odkryć największe tajemnice jej życia. Czy mu się uda? Kim tak naprawdę się okaże?


poniedziałek, 28 października 2013

Rozdział 4



Rozdział 4

- Co ty tutaj robisz?!
- Diana, przyszedłem Cię przeprosić. Zachowałem się jak ostatni debil i to ja jestem idiotą. Pop prostu nie chcę żeby stało Ci się coś złego i się martwię. Czy dasz się zaprosić w jedno wyjątkowe miejsce i wybaczysz mi ?- zapytał , podając mi bukiet.
- Caine, to miłe, że przyszedłeś mnie przeprosić i kupiłeś mi tę piękne kwiaty, ale jest po 22, a jutro wtorek, muszę iść do szkoły i..
- Proszę to nie zajmie nam długo.
- No dobrze już. Tylko za chwilę musze być powrotem- oznajmiłam, wchodząc do pokoju żeby wstawić kwiaty do wazonu i wziąć kurtkę.
- Jeśli mamy zrobić to szybko musimy polecieć, czyli musisz mnie objąć- powiedział nie pewnie, na co ja lekko się zarumieniłam.
- No tak.- posłałam mu uśmiech i wtuliłam się w niego.
Po chwili straciłam grunt pod nogami. Wzbiliśmy się w górę i lecieliśmy. To niesamowite, jeszcze przed wczoraj bym nie pomyślała, że mogła bym latać. To takie magiczne. Chcąc się odprężyć, zamknęłam oczy, wtuliłam się w tors Caine’a i wciągałam jego zapach. Pachnie zarówno jak ocean i iglasty las. Ah.. Po 10 minutach poczułam ponownie grunt. Otworzyłam oczy i zobaczyłam że jesteśmy koło lasu na jakieś ścieżce prowadzącej do punktu widokowego.
- Zamknij oczy i daj mi się poprowadzić, a nie pożałujesz- powiedział, a ja wykonałam jego polecenie. Chwycił mnie za dłoń.
 Szliśmy. Nie obawiałam się, że upadnę. Zaufałam niebieskookiemu. Jakieś 100 m dalej przystanęliśmy.
- Otworzysz oczy jak Ci powiem-oznajmił- Poczekaj. Poczekaj. Teraz..
Otworzyłam oczy i zamarłam. Jak pięknie.
-Caine..To jest… Niesamowite.. Dziękuję..

 ----------------------------------
Tak na szybko..

niedziela, 27 października 2013

Rozdział 3



Rozdział 3

Harry. Kojarzy mi się to imię. Czy tak przypadkiem nie miał na imię jeden z tych..aniołów ciemności? Tak,  chyba tak. Nie minęło nawet 5 sekund, a Caine stał tuż przy nas, wpatrując się gniewnie w Harrego.
- Chodź kochanie, musimy się zbierać- powiedział do mnie Caine
- Kochanie? To wy jesteście razem? – zapytał kpiąco Harry.
Miałam odpowiedzieć, że nie ale Caine był szybszy:
- Tak jesteśmy. Jakiś problem?
- Ależ skąd. No to gratuluje i usuwam się z drogi. Do zobaczenia piękna. Cześć Caine- pożegnał się Harry i odszedł.
Nie czekając zbyt długo niebieskooki podniósł mnie i ruszył w kierunku wyjścia, ciągnąc mnie za sobą. Bez oporu szłam za nim. Doszliśmy do parku i wtedy dopiero się mu wyrwałam.
- Czy ty jesteś nie poważny? I czemu powiedziałeś do mnie kochanie i, że jesteśmy parą?!
- Musiałem. Harry to anioł ciemności i jak już mówiłem zrobi wszystko żeby  Cię przeciągnąć na swoją stronę, więc powinnaś być mi wdzięczna za pomoc!
- Wdzięczna?! Za to, że nie wiem teraz co jest prawdziwe, a co nie? Za to , że pieprzysz cały czas o jakiś aniołach i tak dalej i, że mnie prześladujesz?! No naprawdę dziękuję, nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła! 
- Ty idiotko, nic nie rozumiesz. Nie wiesz co ci grozi i jaka cenna jesteś- dałam mu liścia w policzek.- Ała.
- Jak mnie nazwałeś?! Idiotka? Nie chcę Cię już widzieć na oczy ty pojebie. Zniknij z mojego życia!- wykrzyczałam mu to w twarz, odwróciłam się  i pobiegłam do domu.
Po 30 minutach wbiegłam do swojego pokoju, trzaskając drzwiami.
Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Jak on mógł mnie nazwać idiotką? Tak wiem, idiotka to takie straszne wyzwisko i nie potrzebnie płacze, ale pomyślałam, że on jest inny, że on będzie miły. No jednak nikt nie potrafi być miły dla takiej szmaty jaką jest Diana Evans. Eh..

Ogarnęłam się i zaczęłam robić lekcje. Potem czytałam, rozmawiałam z Rogerem, bo mama jest obrażona(ta miłość), pakowałam się, wybierałam ubrania na jutro, ustawiłam budzik na 7.30 i zjadłam kolacje i posiedziałam przy laptopie. Dochodziła już 22.00 i miałam iść brać prysznic kiedy usłyszałam pukanie od drzwi balkonowych. Tak mam balkon. Podeszłam trochę zmieszana i otworzyłam je. Po otwarciu ujrzałam chłopaka ubranego na czarno, o niebieskich , smutnych oczach, kasztanowej grzywce, białymi skrzydłami trzymający bukiet czerwonych róż. Caine….

Rozdział 2



Rozdział 2

Wydarzenia z wczorajszego wieczoru dziwnie na mnie wpłynęły. Nie mogłam zasnąć, a jak już mi się udało to śniły dziwne rzeczy. Obudziłam się rano. Otworzyłam oczy i spojrzałam na zegar. Cholera! 8.30. Na 9.00 mam zajęcia. Szybko wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam do łazienki. Typowo wzięłam prysznic, zrobiłam sobie cienkie kreski eyelinerem, musnęłam rzęsy tuszem i ubrałam na siebie dżinsowe, krótkie spodenki, czarne rajstopy, bordowy sweter i zakola nówki, a do tego moje ukochane białe martensy. O 8.50 byłam już na dole ubrana w płaszcz, palczatki, miałam plecak i słuchawki na uszach. Na  szczęście mamy, Rogera i Kyle’a nie było. Kyle to mój przyrodni kilkumiesięczny przyrodni brat, który był u opiekunki, a Roger to mój ojczym. Tak mam ojczyma. Mój ojciec zostawił nas kiedy miałam osiem lat. Po rozwodzie wyjechał i ślad po nim  nie było. W sumie to dobrze, że odszedł. Nigdy nie okazywał mi uczuć, był oschły. Mówił do mnie DIANA, TY lub ONA. Nawet Roger mówił do mnie czasami myszko. No cóż.. Ruszyłam szybkim krokiem do szkoły. Słuchałam Green Daya mojego ukochanego zespołu. Czy może być coś lepszego od niego? O 9.05 weszłam do szkoły. Szybko odłożyłam kurtkę do szatani i udałam się na zajęcia z fizyki. Ten przedmiot to najgorsza rzecz na świecie. Nic nie da się ogarnąć, a w dodatku baba jest przywalona , nie umie tłumaczyć i pyta co lekcje . Mam farta. Kiedy weszłam do klasy obrzuciła mnie wściekłym spojrzeniem. Nie zwracając na nią uwagi ruszyłam do ostatniej ławki pod ścianą gdzie czekała na mnie Layla, moja najlepsza przyjaciółka.
-Nie ładnie spóźniać się na lekcje i to na fizykę.- szepnęła.
- Wróciłam wczoraj przed północą i zapomniałam nastawić budzika. Zdarza się-odpowiedziałam
- Przed północą? Wyszłaś ode mnie o 22.45. Czemu tak długo wracałaś?- zapytała.
- Przydarzyła mi się coś dziwnego. Napisze Ci- wyrwałam karteczkę i streściłam wydarzenia z wczoraj.
Na przerwie z Laylą prowadziłyśmy rozmowę na temat tego czy to mi się nie przyśniło lub czy to nie był jakiś psychol. Wychodziło, że tak.
- Zamierzasz się dziś z nim spotkać?
- Tak. Musze mu wpoić żeby się leczył.
-OK. To ja pójdę z Tobą, usiądę gdzieś z tyłu i będę kontrolować sytuację.
- Spoko. Ale teraz musimy iść na lekcje- odpowiedziałam na co ona zrobiła smutną minkę.
Dzień w szkole minął dość nudno. Angol, historia, biologia, niemiecki i matma.  O 15.30 po odebraniu płaszczy  ruszyłyśmy do kawiarni. Droga zajęła nam 20 minut. Kiedy weszłyśmy , Caine czekał na mnie przy stoliku w rogu. Layla usiadła przy stoliku tuz przy wyjściu. Nie pewnie zaczęłam iść w stronę chłopaka, gdy nagle poczułam, że lecę na ziemię. Ktoś na mnie wpadł. Unoszą głowę , napotkałam twarz jakiegoś chłopaka o burzy brązowych loków , zielonych oczach i promiennym uśmiechu ukazującym białe zęby i dołeczki.
-Przepraszam. Jestem Harry. Harry Styles.
----------------------------------------------------------
Siema ;* I jak wam się podobają 2 pierwsze rozdziały, prolog i bohaterowie? Chciała bym znać waszą opinie.  Z góry dziękuje za za cytanie moich wypocin ;) Kocham was <3

Rozdział 1



Rozdział 1
Czy się nie przesłyszałam? Czy on właśnie powiedział, że jestem aniołem? To jakiś żart? Popatrzyłam na niego. Nie wyglądał jakby miał ze mnie żartować. Przerażona, odwróciłam się i odeszłam. Nawet nie zdążyłam zrobić pięciu kroków kiedy poczułam uścisk na nadgarstku.
-Dokąd idziesz?- zapytał Caine.
-Do domu. Jest 23 a ty mi mówisz, że jestem aniołem. To chyba nie jest normalne. Właściwie to czemu ja z Tobą rozmawiam? Daj mi spokój do cholery!- wyrwałam się z jego uścisku.
-Nie możesz odejść! Oni Cię znajdą i nie będą tacy mili jak ja. Nawet nie wiesz co ci grozi- powiedział.
-No to co mi grozi? Co oni chcą mi zrobić? Czego oni ode mnie chca?!-zapytałam.
- Chcą żebyś przeszła na ich stronę i żebyś pomogła im zdobyć Diament Aniołów..
-Diament Aniołów? Co ty bierzesz?- kolejne pytanie padło z moich ust.
-Diament Aniołów to diament, który daje bezgraniczną władze aniołom, którzy go posiądą. A im więcej zwolenników danej strony tym większe szanse na zdobycie.- oznajmił chłopak.
-Aha. A co jeśli nie wybiorę żadnej ze stron?
- Masz czas do dnia swoich osiemnastych urodzin żeby zdecydować a jeśli nie wybierzesz to..umrzesz.- powiedział ze smutkiem.
- Co?! Ale jak to? To jakiś żart? A może to tylko sen? Jestem już w domu w swoim łóżku i śnie. Tak, to na pewno sen. Diana, obudź się. No dalej- uszczypnęłam się , ale to nic nie dało. Czyli, że ja nie śnie?
- Przykro mi, ale to nie jest sen. To rzeczywistość. A teraz może lepiej stąd chodźmy , zabiorę Cie do domu. – zaproponował Caine wyciągając do mnie dłoń.
Niepewnie podałam mu swoją, po czym przyciągnął mnie do siebie. Rzuciłam mu pytające spojrzenie.
- Lepiej żebym Cię trzymał jak będziemy lecieć, bo chyba nie chcesz spaść.-oznajmił.
-Zaraz, zaraz. Lecieć?- zapytałam, gdy nagle z tyłu jego pleców wyrosły dwa piękne, białe, ogromne skrzydła.
- Trzymaj się mocno. Na 3 startujemy. Raz, dwa….
- Poczekaj, wole iść…- i wtedy się wzbiliśmy do góry.
Chciałam krzyczeć, szarpać się ,ale to nie był najlepszy pomysł. Wtuliłam się w jego zagłębienie pomiędzy szyją a ramieniem, podziwiając Portland z góry. To naprawdę śliczne miasto. Po jakiś dziesięciu minutach poczułam grunt pod  nogami. Kiedy chciałam już mu coś powiedzieć on zaczął pierwszy:
- Muszę już wracać. Jak chcesz się dowiedzieć czegoś na temat tego wszystkiego, spotkajmy się jutro o 16.00 w „Sweet coffe”. Do zobaczenia mam nadzieje.-posłał mi promienny uśmiech i od razu wzbił się w górę.
Odprowadziłam go wzrokiem po czym ruszyłam do drzwi wejściowych mojego domu. Już miałam nacisnąć klamkę, ale mam mnie uprzedziła i stanęła w progu rzucając mi wściekłe spojrzenie.
-Możesz mi powiedzieć gdzie byłaś?!-zapytała.
- U Layli. Była bym szybciej, ale się nam przedłużyło-nie czekając na kolejne wąty, ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic , umyłam się, zmyłam makijaż, ubrałam się w piżamę i ruszyłam do pokoju. Kiedy weszłam zastałam otwarte okno na oścież. To dziwne, zostawiałam zamknięte. Może mama je otworzyła ?Hm..  Podeszłam do niego i już miałam je zamknąć, ale na parapecie leżało coś co przykuło moją uwagę. Czarne pióro.

 <--dom Diany









Mama Diany