piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział 42



 Rozdział dedykuję Pauli Miley i Martynie Silal :)

 Rozdział 42


Stałam aktualnie przed szkolnym lustrem w łazience. Byłam blada i miałam podkrążone oczy. Smutek i żal to jedyne co czułam. Jeszcze teraz muszę wrócić do treningów i nadrobić materiał. Zajebiście…
- Diana?- odwróciłam się i ujrzałam moją najlepszą przyjaciółkę.- Wszystko okej?- chyba była smutna.
- Nie.- odpowiedziałam sucho. Co ty robisz?
- U mnie też nie.- usiadła na zlewie.- W sumie u nas wszystkich nie jest najlepiej. Wiesz czemu?- pokręciłam głową- Bo nie ma z nami takiej jednej, pogodnej blondynki. Odcięła się od nas. Nie wiesz przypadkiem czy ona nie chce do nas wrócić? – rzuciłam się jej na szyje i zaczęłam szlochać.- Ciiii… Już dobrze, Diana. Już dobrze.
- Dziękuję.- nie jest dobrze, po prostu jest lepiej. Ale nie jest dobrze.
- No chodź. Trzeba iść na lekcje.- ogarnęłam się i wyszłyśmy. Miałam wrażenie, że wszyscy się na mnie patrzą. Jakbym była inna, gorsza. Boli. Boli. Pod salą stali w grupce Luke, David, Em i Margi. Znów ból.
- Chodź.- pociągnęła mnie w ich stronę. Nie potrafiłam się na nich spojrzeć. Wpatruję się w ziemie i powstrzymuje od ucieczki.
- Przepraszam…- to jedyne co udało mi się powiedzieć. Oni nie czekali na nic więcej tylko się do mnie przytulili.
- Nareszcie wróciłaś..- powiedziała Margaret. Tą chwilę szczęścia popsuł nam dzwonek. Musieliśmy wejść do klasy. Chłopacy siedzieli dosyć daleko od nas dlatego całą historie, pomijając magiczne wątki. Dziewczyny patrzyły na mnie z żalem. Brakowało tutaj tylko litości. Eh… Na każdej lekcji skupiałam swoją uwagę. Musiałam nadrobić. Po lekcjach czas na trening. Nie chcę tam iść. Zabawne nie? Kochasz coś robić, ale nie chce ci się tego pogłębiać. HAHA. Przebrałam się w strój. Szłam z Margi.
- Przeprasza Cię Diana.- powiedziała.
- Niby za co?
- Za to, że już nie jesteś..
- Kapitanem? To nie twoja wina. To dyrektor i trener tak zarządzili.
- Ok.- zaczęliśmy od rozgrzewki. Potem wskoczyliśmy do wody. Nie pływałam dwa tygodnie. To też muszę nadrobić. Pływałam najlepiej jak się dało. I to mi wychodziło. Po skończonym treningu jak zwykle był okrzyk.
- Diana, można na słówko?- zapytał Marshall. Zgodziłam się.- Dobrze ci dzisiaj szło.
- Dziękuję.- powiedziałam bez żadnych emocji.
- Diana, słuchaj nie chciałbym żebyś..
- Ja też wielu rzeczy nie chce, ale jednak one się dzieją. Do widzenia.- poszłam do szatni. Jakby tego wszystkiego było mało usłyszałam rozmowę dwóch zawodniczek.
- Jezu, za kogo on ją ma? Ona nie jest jakimś bożyszczem. Czemu on karze jej zostawać? Ona była tym kapitanem przez układy?
- Nawet jeśli tak, to już nie jest. Dobrze tak tej suce. Margaret bardziej zasłużyła. Blond małpa nie jest wcale taka dobra.- weszłam do szatni. Spojrzały na mnie przerażone.
- Macie racje, Margaret zasłużyła na to miano. Ale jestem uczciwa. Nie mam żadnych układów z trenerem jasne? Po prostu pływam u niego od prawie dziesięciu lat. Nie mówcie o czymś jak nie jesteście tego pewne!- warknęłam i poszłam do swojej szafki. Szybko się przebrałam i wyszłam. Parę łez mi poleciało. Zajebiście… Wzięłam kurtkę i wychodząc ze szkoły natknęłam się na Laylę. To dziwne, że dopiero teraz zauważyłam, że nie ma ona butów na obcasie i jest niższa ode mnie o całą głowę.
- Idziemy na kawę i bez dyskusji.- powiedziała stanowczo. Zgodziłam się. Przeszłyśmy parę kroków kiedy usłyszałam wołanie:
- Diana!- krzyknął Luke, który wybiegł ze szkoły z mokrymi włosami i bez kurtki.- Layla, zostawisz nas na chwilkę?- ona się uśmiechnęła i odeszła.
- Pali się czy co? Czemu się nie wysuszyłeś?
- No bo to ważne. Słuchaj, Diana bo… ym..- jego pewność siebie zniknęła.- No bo za tydzień jest bal i pomyślałem, że może pójdziemy razem. Zgadasz się?- no racja, bal! Zupełnie zapomniałam.
- Jeśli się nie rozchorujesz to z wielką chęcią.- ulżyło mu.
- To super. To do zobaczenia.- posłał mi uśmiech i wrócił. Podeszłam do Lay, która jakoś dziwnie się uśmiechała.
- Zaprosił cię w końcu?
- A ty skąd wiesz?
- A ma się sposoby.- puściła mi oczko. Szłyśmy spokojnie kiedy dobiegł nas głos. Właściwie nie jeden.
- Diana.- powiedziało parę osób. Odwróciłam się. Z jednej strony stali Caine, Niall, Louis i Laura, z drugiej Harry, Zayn, Liam i Dolly.
- Musimy porozmawiać.- powiedzieli Harry i Caine.
- Nie mamy o czym.
- Chyba jednak mamy.- powiedział Zayn.
- To ważne.- powiedziała Dolly.- Nawet bardzo.
- Musisz z nami porozmawiać.- tym razem Laura. Ta z tobą…
- Nie rozumiecie, że ona nie chce z wami rozmawiać?-Layla.
- Nie chce, bo woli spędzić czas z kurduplowatą lalą, taką jak ty?- Zayn. Wkurzyłam się.
- Tak wolę. I co? A teraz przepraszam, ja i karzeł idziemy. Cześć.- nie czekając na sprzeczki pociągnęłam za sobą mojego karła i poszłyśmy do kawiarni. Zajęłyśmy stolik. Złożyłyśmy zamówienie.
- To z nimi zadawałaś się przez te dwa tygodnie?
- Tylko ze stroną Harrego.- po co to powiedziałaś?
- Aha. Faktycznie, fajne towarzystwo. Nie dziwię się czemu dostałaś taki opieprz.-ty nie zrozumiesz, że mi się podobało. Czy żałuję tych dwóch tygodni? Sama nie wiem. Przez kolejne trzy godziny gadałyśmy, śmiałyśmy się, odrobiłyśmy lekcje. Do domu wróciłam po dwudziestej. Uniknęłam kontaktu z domownikami. Weszłam do pokoju i zastałam na łóżku Caine’a.
- Co ty tutaj robisz?!
- Przyszedłem cię ostrzec..
- Przed sobą i innymi?- warknęłam.
- Diana, to nie są żarty. Teraz grozi nam wszystkim ogromne niebezpieczeństwo. Musisz wiedzieć z czym masz do czynienia…
- Wiesz z czym? Z grupą stukniętych aniołów, którzy rujnują moje życie. Z tym mam do czynienia. A teraz proszę wyjdź.
- Dobra, ale jeśli oni cię dopadną nie licz na moją pomoc!
- Lepiej zajmij się Laurą…- te słowa zabolały nas oboje. Wyszedł trzaskając drzwiami balkonowymi tak, że o mało co szyba nie wyleciała. Pobiegłam do łazienki. Rozebrałam się. Wyjęłam żyletkę i znów zrobiłam sobie
nacięcia na biodrach. Ja się zabijam. On mnie. Zabijamy siebie nawzajem. Kiedy krew przestała lecieć wzięłam prysznic i poszłam spać z nadzieją na lepsze jutro..
Oczami Caine’a
Moja księżniczka mnie nienawidzi.  NIENAWIDZI MNIE! Przyleciałam jak najszybciej do siebie. Kiedy wbiegłem do pokoju zatrzasnąłem drzwi i po prostu się rozpłakałem. Anioły nie powinny płakać. Ale ja płaczę. Z nieszczęśliwej miłości. „Lepiej zajmij się Laurą”… Te słowa odbijały się w mojej głowie. Co ty narobiłeś…
- Caine?- Laura?!
- Co ty tu robisz do jasnej cholery?!
- Twoja gosposia mnie wpuściła. Nie płacz, nie jest tego warta.- wyszeptała mi do ucha i wtuliła się we mnie.

- Nie… Nie.. Jedyna osobą nic nie wartą jesteś ty! Wynoś się stąd! Nie chcę cię widzieć na oczy! Zniszczyłaś wszystko!- wstała.
- Wyjdę i nie wrócę, ale ty tego pożałujesz.- wyszła. Zostałem sam. Położyłem się i cały czas miałem przed oczami moją Dianę…
-------------------------
Wróciłam, a ze mną nowe pomysły. Z góry przepraszam za ten rozdział, bo nie wyszedł tak jak powinien. W następnym chyba przeskocze do dnia balu, w którym będzie działo się dużo ^^ Jutro następny. Podoba wam się Light or Darkness? Jak tak to zapraszam was na mojego nowego bloga pt." Dolly Dark Story". Link macie w prawym górnym rogu.  Historia nawiązuje do tego bloga, ale też jest inna. Jest pisana z perspektywy Dolly. Będzie tam dużo aniołów ciemności,, walki, nieszczęśliwej miłości itp Mam nadzieję, że ktoś zajrzy :) Na razie jest prolog i bohaterowie, a zaraz biorę się za rozdział 1!


poniedziałek, 27 stycznia 2014

Rozdział 41



Rozdział 41


Przez kolejne niecałe dwa tygodnie moje życie się zmieniło. Zaczęłam opuszczać się w nauce. Raz nie przychodziłam na zajęcia, raz wychodziłam w połowie a czasami udawałam chorobę. Nie mam z tego żadnych konsekwencji. Rodzice nawet o tym nie wiedzą. Przez ten czas spędzałam z Loczkiem, Liamem i Zaynem. Tak z Zaynem. Teraz mam z nim dobry kontakt. Zaczęło się to parę dni po rozmowie z Cainem. Wspomnienie:
Szłam w kierunku szkoły, ale nie miałam zamiaru się tam zjawić. Parę ulic przed czekał na mnie Harry. Wsiadłam do samochodu i ruszyliśmy.
- Gdzie tym razem?- zapytałam Hazze.
- Na zgrupowanie aniołów ciemności. W lesie. Poznasz wszystkich.- fajnie, że mnie uprzedził.
- Ok.- jechaliśmy w milczeniu kwadrans. Przed laskiem nie stało zbyt dużo aut. Aż dwa. No tak. W końcu od czego są skrzydła. Wysiedliśmy.
- Jeśli będę musiał Cię zostawić nie okazuj strachu. Tu nikt nie może ci nic zrobić. Znajdź Liama albo Zayna.
- No dobra.- przepychaliśmy się przez tłum aniołów. Każdy był ubrany na czarno, miał tatuaż albo kolczyk. Boję się.- Harry nie czuję się zby..
- Hazzuś!- krzyknęła jakaś dziewczyna, która nagle znalazła się koło nas.
- Dolly!- krzyknął chłopak z takim samym entuzjazmem.
Dolly
Przytulili się. Styles kogoś przytulił.
- Nienawidzę cię za to.- powiedziała, po czym zwróciła się do mnie.- Jestem Cece Drake.- podała mi rękę.
- Diana Evans.- uściskałam jej dłoń.
- Dolly, zajmiesz się Dianą? Muszę iść porozmawiać z niektórymi.
- Spoko. Leć Hazz.- i poszedł.- To mam ci po przedstawiać ludzi czy chcesz iść w konkretne miejsce?
- Mogłabyś mnie zaprowadzić do Liama albo Zayna?
- Lolly jeszcze się nie zjawił, ale Zaza już jest. Chodź.- Lolly? Zaza? Jak na aniołów ciemności mają dziwne ksywki. Przepychaliśmy się przez tłum pijących aniołów. W końcu ujrzałyśmy Zayna. Dziewczyna bez skrępowania usiadła obok niego i dała mu całusa w policzek. Podeszłam nie pewnie do nich. Dziewczyna poklepała miejsce obok siebie.- Siadaj.- usiadłam. Dolly czy też Cece prowadziła konwersację z Zaynem i czasami mnie też do niej dołączała. Nagle zjawił się jakiś chłopak.
- Dolly chodź. Musisz coś obczaić.
- Już idę, Tack. Przepraszam na chwilę.- Tack. Pineska. Siedzieliśmy chwilę w ciszy po czym odezwał się on:
- Nie masz nic do picia? Żadnego alkoholu? Fajki? Nic?- pokręciłam głową. Westchnął i podał mi swoje piwo.- Masz. Witaj w naszym gronie.- wzięłam je, ale za nim mu podziękowałam jakiś gość go odciągnął. Cece wróciła.
- No, no, no. Zaza oddał ci piwo. Czyli cię zaakceptował.- zaakceptował mnie…
Siedzę teraz na nudnej lekcji fizyki. Nagle rozlega się głos dyrektorki z głośników.
- Diana Evans pilnie proszona do gabinetu dyrektora.- ciekawe co się stało. Wzięłam rzeczy i opuściłam salę. Przed drzwiami do gabinetu napotkałam Marshalla.
- O co tu chodzi?- zapytał.
- Też chciałabym to wiedzieć.- weszliśmy.
- Dzień dobry. – przywitaliśmy się. Głos zabrała dyrektor.- O, panie Harrison co pan tu robi?
- Chciałbym się dowiedzieć czemu moja zawodniczka wylądowała na dywaniku.
- Jest tutaj z powodu opuszczania zajęć lekcyjnych, wagarowania, opuszczenia się w nauce, braku usprawiedliwień i tego, że jeden pracownik widział ją z jakimiś starszymi chłopcami w mieście kiedy ona powinna być na lekcji. Jak się usprawiedliwisz?- zwróciła się do mnie.
- Nie mam.- wyszeptałam było mi głupio.
- A więc, Diano zostajesz zawieszona w prawach ucznia i zostajesz wydalona z drużyny.
- Czy moglibyśmy porozmawiać na osobności?- zapytał trener.
- Diano, wyjdź i poczekaj przed gabinetem.- wyszłam. Cała się trzęsę. Co ty zrobiłaś. Zawieszona? Cholera. Po dziesięciu minutach wróciłam do pomieszczenia.- Uzgodniliśmy, że to zbyt surowa kara. Twoją karą będzie praca na rzecz szkoły, ale to ci powiem kiedy. Zostajesz usunięta z pozycji kapitana, a twoje miejsce zajmie panna Morgan. Musisz wszystko nadrobić. Teraz Marshall odwiezie cię do domu, ale od jutra zaczynasz ciężką prace. Rozumiemy się?
- Tak, pani dyrektor. Dziękuje.- poszliśmy do samochodu Marshalla. Na początku panowała niezręczna cisza, którą on musiał przerwać.
- Nie rozumiem co się z tobą dzieje, Diana. Wszystko było dobrze, a ty nagle zaczęłaś mieć na wszystko wywalone.
- Zmieniłam się.- mówię.
- Zmieniłaś się.. Czyli to wszystko na co tak ciężko pracowałaś poszło na marne. Teraz interesują cię chłopcy, wagary itp. Sprawy?
- Mam dosyć bycia Dianą Evans, idealną dziewczyną, którą wszyscy znają i podziwiają okej? Wszyscy myślą, że byłam szczęśliwa, ale tak nie jest. Nigdy nie miałam ojca, moich „rodziców” nigdy nie ma. Moi przyjaciele… Oni… Nie ważne. Nie wiesz co to za ból.
- Czemu zawsze wymówką jest twój tata? Ile jeszcze będziesz to ciągnąć?  Nie możesz używać go jako wymówki.
- A kto mi zabroni? Nie powinieneś się w to mieszać.- podjechaliśmy pod dom.- Cześć- wycedziłam przez zęby. Pobiegłam do domu gdzie czekali już na mnie mama i Roger.
- Dyrektor dzwoniła. Wszystko nam powiedziała..- mówiła wściekła.
- Wiem, że dzwoniła.
- I jak zamierzasz się z tego wytłumaczyć?
- Nijak.- nie pogrążaj się, kretynko.
- Uważaj na słowa! Nie rozumiem co się z tobą dzieje!  Mam już ciebie serdecznie dość!
- Tak jak tata miał mnie dość?!
- Tak. Ale z niego szczęściarz, że nie musi się z tobą użerać!- umilkła. Ja odskoczyłam do tyłu jakby ktoś uderzył mnie w policzek. Łzy napłynęły mi do oczu.
- Nienawidzę was…- pobiegłam na górę barykadując drzwi. Poszłam do mojej łazienki.
Wyciągnąłem żyletkę i wszystkie tabletki jakie miałam. Najpierw jednak postanowiłam wziąć tabletki. Wysypałam je sobie na rękę i zaczęłam ją zbliżać do ust. Zatrzymała się. Przecież ty nie możesz umrzeć idiotko! Jesteś aniołem! Wsypałam tabletki z powrotem do opakowania i wzięłam żyletkę. Zrobiłam sobie po trzy nacięcia na każdym biodrze. Pozwoliłam krwi spływać tak jak łzą. Potem wzięłam gorący prysznic i opatrzyłam nacięcia. Rzuciłam się na łóżko. Chwilę popłakałam, a potem zasnęłam po mimo, że nie ma nawet popołudnia..
--------------------------------
i jak? :) Mam nadzieję, że się podoba ;p Następny pojawi się dopiero w piątek, bo dzisiaj wieczorem lecę do Londynu ( <3). + zapraszam jak komuś się nudzi na mojego drugiego bloga http://whatisatrue.blogspot.com/. Chciałabym mu poświęcić więcej czasu, ale tam nie ma dla kogo pisać ;/