środa, 30 kwietnia 2014

Rozdział 95



CZYTASZ=KOMENTUJESZ!!!
Rozdział 95


Oczami Diany:
Siedzę sobie w szkole wraz z przyjaciółmi. Został nam tylko angielski. Ja chcę już do domu. Ewentualnie na trening. Czemu muszę mieć przerwę? Po co brałaś idiotko? Po co ci to było?
- Słuchasz mnie czy nie?- z moich przemyśleń wyrwał mnie głos Luke’a.
- Przepraszam, co mówiłeś?
- Napisałaś to wypracowanie?- otworzyłam szeroko oczy i klepnęłam się w głowę.
- Zapomniałam. Jak myślicie Isabell mnie zabije?- popatrzyli po sobie.
- Nie, Isabell nie powinna. To jedna z milszych nauczycieli. Ale powinnaś iść z nią teraz pogadać.- doradziła mi Margaret.
- Macie rację. Do zobaczenia na lekcji.- w szybkim tempie znalazłam się koło nauczycielki.
- Oh, Diana. Jak miło cię widzieć. Jak się masz?- zapytała z uśmiechem.
- Nie najgorzej. Słuchaj, Isabell… Jak bardzo się wkurzysz jeśli ci powiem, że nie napisałam wypracowania?- pokręciła głową.
- Powiem, że trochę mnie zawiodłaś. Ale wiem, że masz teraz trudne chwile, więc dam ci dwa dni dodatkowo. Jako, że „siedzimy” teraz w Wielkiej Brytanii, chciałabym żebyś napisała o księżnej Dianie. Pewnie już o niej słyszałaś. Mam nadzieję, że wszystko jest jasne.
- A można dokładniej? Temat to o jej osobie, ale co konkretnie?
- Co zrobiła, czy mogła by być autorytetem. Nie chcę ci ułatwiać zadania. To już od ciebie zależy co przedstawisz.- i kolejny uśmiech od niej.
- Dziękuję za przesunięcie terminu.
- Nie ma sprawy. W końcu osoby takie jak my powinny trzymać się razem.- puściła mi oczko i poszła po dziennik. Osoby takie jak my? Co to miało znaczyć? Poszłam do klasy i po chwili zaczęła się lekcja.
                                                  ***
-31 sierpnia 1997 roku o godz. 0:24 w Paryżu, Mercedes S280 uderzył w 13. filar tunelu Alma. Samochód, wiozący księżną, uciekał przed paparazzi w trakcie drogi z hotelu Ritz Paris.- nie wiem czemu, ale zamknęłam z hukiem laptopa. Bardzo dobra osoba zginęła, bo chciała mieć chwilę prywatności i uciekała. Nie żyje, bo paparazzi musieli mieć parę zdjęć do jakiegoś gówna. I przez to nie żyje. Co to za sprawiedliwość? Czemu musiała umrzeć? Czemu ona nie dostała drugiej szansy? Czemu ja ją dostałam? Gdzie ta sprawiedliwość do cholery?!- Księżna była przytomna i do ośmiu otaczających ją paparazzich (niektórzy robili zdjęcia) powtarzała „O mój Boże” i „Zostawcie mnie w spokoju”.- doczytałam i powtórzyłam czynność sprzed chwili. Robili zdjęcia zamiast jej pomóc?! Czy ci ludzie są chorzy psychicznie? Idioci, idioci, wszędzie idioci. Aaaaaaaaa!
- Diana, dom się zaraz zawali od twoich kroków.- powiedziała mam , która znalazła się w pokoju.- Co się dzieje?- opadłam na łóżko.
- Życie jest niesprawiedliwe.- zaśmiała się i usiadła koło mnie.
- Dopiero teraz się o tym przekonałaś? Co to?- zaczęła czytać bezsensowny początek mojej pracy.- Księżna Diana?
- Na angielski. Wiem to od dawna, ale teraz jakoś mnie wzięło, żeby się powkurzać.
- Rozumiem. A nie mogłabyś trochę ciszej?- spiorunowałam ją wzrokiem, a ona się zaśmiała.- Przepraszam. Nie denerwuj się. Ja wracam robić kolację.- skierowała się do drzwi.
- Kiedy będę mogła wrócić do treningów?- zapytałam. Westchnęła.
- Nie wiem, Diana.  To trudne pytanie.- zostawiła mnie samą, a ja z niechęcią wróciłam do pisania wypracowania.
                                                               ***
Puk. Puk. Puk. Uniosłam wzrok i ujrzałam Caine’a ze słodkim uśmiechem.
- Przeszkadzam?- zapytał. Podeszłam do balkonu i otworzyłam mu go.
- Właśnie skończyłam.- usiedliśmy na łóżku. Wziął się za czytanie.
- No proszę. Nie dość, że wysportowana to jeszcze taka mądra.- uśmiechnęłam się lekko i spuściłam wzrok.- Powiedziałem coś nie tak?
- Nie. Po prostu chciałabym zacząć znów pływać.- przytulił mnie.
- Uśmiechnij się. Na pewno nie długo wrócisz do treningów.
- Oby. Dobra, dość o mnie. Co tam u ciebie? Co z Kellin’em?
- A co ma u mnie być? Jak zawsze nudno. Teraz na koncercie, za parę dni przyjeżdża z Cope.
- To kto się nią opiekuje?
- Dziewczyna Justin’a.- pokiwałam głową.
- Nie wiesz co z Dolly?
- A wiesz, że wiem? Laura z nią teraz dużo siedzi i  się nią opiekuje. Nie jest z nią najlepiej. Strasznie za nim tęskni.
- Rozumiem ją.- strasznie mi jej szkoda. I szkoda mi Tack’a. Chciał dobrze i umarł. No i gdzie ta sprawiedliwość?
- Ja też ją rozumiem.- zapadła cisza, którą przerwała mama.
- Kolacja!- wstała i pociągnęłam za sobą Caine’a.
- Liczę, że zjesz z nami.
- A co na to twoja mama?- wzruszyłam ramionami.
- Nie mów tylko, że jej się boisz jak Harry?- zaśmiałam się, a on udał obrażonego.
- Auć.- zachichotałam i zeszliśmy na kolację.
                                                            ***
- Moim zdaniem księżna Diana to osoba z której wszyscy powinni brać przykład. Jest dumą dla wszystkich kobiet, a także dla mnie, jej imienniczki.- nagrodzono mnie brawami.
- Wspaniale. Szóstka.- podziękowałam i wróciłam na miejsce. Siedzę koło okna. Wyjrzałam przez nie i ujrzałam Caine’a. Pokazałam mu na palcach sześć, a on podniósł ręce do góry, na znak, że się cieszy. Jak dobrze go mieć.

--------------------------
Jestem z was dumna, pod ostatnim rozdziałem pojawiło się 9 komentarzy i to jak na razie największa liczba jaka dotąd się pojawiła. mam nadzieję, że będzie tam dalej. Rozdział może nieciekawy, przepraszam. Nie mam weny za bardzo, jestem zła, źle się czuję, z moich planów nici ;/ Przepraszam :(( A co wy sądzicie? O co chodziło Isabell? Nn jutro albo w pt i zapraszam na  moje pozostałe blogi gdzie pojawiły się nowe rozdziały. A teraz odp( jak macie pytania to zadawajcie ja na asku, link u góry, bo tak będzie chyba wygodniej): Nie planuję drugiej części. Niestety :/



niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 94

CZYTASZ=KOMENTUJESZ!!!
Rozdział 94


Oczami Diany:
- Dobrze się czujesz?- zapytał mnie Caine. Siedzieliśmy na tarasie w domu Harry’ego.
- Mogło być lepiej.- powiedziałam. Nikomu nie było do śmiechu. To co się stało z Tackiem odbiło się na wszystkich. Wpatrywaliśmy się w zachód słońca. Nagle na niebie pojawiło się  setki czarnych ptaków.

- Czasami zazdroszczę ptakom, że są takie niezależne…- dalej się wpatrywałam. Louis się lekko uśmiechnął i przemówił.
- To nie są ptaki.- spojrzałam na niego ze zdziwieniem.- To są anioły ciemności, które w ten sposób próbują uczcić pamięć Tack’a. Taki mały gest w zamian co dla nich wszystkich zrobił.
- To piękne.- szepnęłam. Na tarasie pojawili się Harry i Dolly. Po jej policzkach spłynęły kolejne łzy. Usiadła koło Laury, która ja objęła.
- Wszystko będzie dobrze.- pocieszała ją. Jednak nikt nie wierzył w te słowa.
                                                           ***
- Jadę do Newton, do Raven i Huntera.- oznajmił Hazz.- Dolly, zostanie tu na jakiś czas. Nie wiem za ile wrócę.
-Jadę z tobą.- powiedziałam z pewnością.
- Masz szkołę.
- Ha. A to nie ty mnie nakłaniałeś niedawno, żebym tam nie chodziła? Harry, uratowałam ją. Chciałabym z nią porozmawiać.- westchnął.
- Żeby potem nie było, że to ja cię do tego nakłaniałem.- pogroził mi palcem.- A co z twoją mamą?- uśmiechnęłam się.
- Liczę na twój urok osobisty.
- Nie mów mi tylko, że to ja mam z nią rozmawiać.- pokiwałam głową.- Czasami mam wrażenie, że ty jesteś sprytniejsza niż wszyscy uważają.
- Miło mi.- uśmiechnęłam się. Wsiedliśmy do jego jeep’a i ruszyliśmy.
                                                            ***
Siedziałam w samochodzie i cały czas się nabijałam z Harry’ego. To jak rozmawiał z moją mamą był jednym z najśmieszniejszych widoków mojego życia.
- Chyba zacznę żałować, że cię zabrałem. Ty coś brałaś, że ci tak odwala?
- To ty jesteś taki spięty, nie ja.
- Na moim miejscu też byś była…- powiedział ponury.
- Niby czemu?- uniosłam brwi.
- Raven nas zdradziła… Zgodnie z zasadami muszę ją wykląć…
- Z zasadami, Harry? Czy TY SIEBIE słyszysz? Ty nigdy nie trzymasz się zasad. I po co ją ratowaliśmy skoro i tak wysyłasz ją na śmierć?!- wkurzyłam się na niego.
- Diana… zrozum, że…
- Nie chcę  zrozumieć Harry…- odwróciłam się do niego plecami. Resztę drogi spędziliśmy w ciszy.
                                                          ***
W pokoju stało jedno łóżko, na którym leżała śpiąca Raven, a koło niej siedział Hunter, wpatrzony w nią jak w obrazek.
- Hunter.- odchrząknął Harry. Hunter spojrzał na niego szklistymi oczami.
- Nie rób je nic… Daj nam odejść i zapomnieć… Nigdy nas nie zobaczysz… Tylko jej nie zsyłaj do Otchłani… Błagam cię Harry…- o mało się nie rozpłakał. W moich oczach również stanęły łzy. Raven zaczęła się wiercić po czym otworzyła oczy. Rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Czyli to nie był tylko koszmar?- zapytała. Hunter pogłaskał ją po policzku.- Czemu nie jestem martwa?
- Powinnaś się cieszyć.- powiedział najwidoczniej jej chłopak. Spojrzała na mnie.
- Dacie nam chwileczkę?- zapytałam chłopaków, którzy niechętnie opuścili pomieszczenie.- Nieźle nas wystraszyłaś.
- To ty mnie uratowałaś?- zapytała.
- Nie dałabym rady gdyby nie Hunter.-  uśmiechnęłam się do niej słabo.
- Po co to zrobiłaś? Nie zasługuję na życie po tym co zrobiłam… Zdradziłam, okłamywałam…- w jej oczach stanęły łzy.- Zostaw mnie proszę samą…

- Słuchaj sama mówiłaś, że cię zmusił…
- Zostaw mnie samą, dobrze? – zapytała lekko zła. Wstałam i ruszyłam do drzwi.
- Nie odtrącaj innych kiedy próbują ci pomóc. Uwierz mi, to tylko wszystko pogorszy.- wyszłam na korytarz gdzie chłopacy się o coś sprzeczali. Gdy tylko mnie zauważyli chcieli iść do Raven.
- Powiedziała, że chce zostać sama.
- To niemożliwe.- chłopak od razu wparował do jej pokoju.
- I co zamierasz zrobić?- zwróciłam się do loczka.
- Puszczę to w zapomnienie. A teraz zapraszam cię na kawę.- wziął mnie za rękę i wyprowadził z budynku.
Oczami Huntera:
- Nie odtrącaj mnie!- krzyknąłem kiedy nie odpowiadała na żadne z moich pytań.
- Powinieneś wracać do domu Hunter.- powiedziała oschle wpatrując się w sufit.- Musisz zabrać Andy’ego na jakiś czas. Nie będę umiała mu spojrzeć w oczy… Nikomu nie będę umiała, ale jemu najbardziej się boję…
- Oszalałaś? Jesteś jego ukochaną siostrą! Nigdzie nikogo nie ruszę. Harry ci nic nie zrobi. Wybaczy ci. Będzie jak dawniej.
- Nic nie będzie jak dawniej! Zdradziłam was! Tack nie żyje przeze mnie! Jak ty to sobie wyobrażasz?! Ja nie wiem nawet czy powinniśmy być razem. Nie chcę, żebyś był z taką szmatą jak ja!- wpił się w moje usta.
- Nigdy, prze nigdy nie obrażaj siebie, a przede wszystkim nie w moim towarzystwie. Raven po raz setny mówię ci : kocham cię.

- Ja ciebie też.- wtuliła się we mnie. Nie wiem co bym bez niej zrobił.
----------------------------
Rozdział kiepski i krótki ;/ Tak wiem. Nie mam weny :(( Postaram nn dodać w środę. Liczę na wasze komentarze, zapraszam na blogi.. A teraz odpowiedź na pytanie czytelniczki: Myślę, że blog dojdzie do 130 rozdziałów + epilog. Nie wiem czy dokładnie tyle, może być trochę więcej. Zamierzam zakończyć go pod koniec roku szkolnego, ewentualnie pierwszy tydzień lipca. No i to tyle.