poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział 125



 CZYTASZ= KOMENTUJESZ!!!

http://somestoriestakenfromourheads.blogspot.com zapraszam na nowego imagin'a :))
Rozdział 125


Oczami Diany:
4 lipca. Dwanaście dni. Dwanaście dni życia pozostałe marnej istocie zwanej Dianą Evans. Dwanaście… Szczerze? Jestem przerażona. Ale decyzji nie zmienię. Nie mogę. I żałuję słów wypowiedzianych do Cain’a. Ale tak będzie lepiej. Niech przez te dwanaście dni żyje w nienawiści, a moja śmierć go nie zaboli. Może nawet ucieszy. Muszę jeszcze zrobić tak ze Styles’em. On też musi mnie znienawidzić, bo inaczej będzie jak z Bellą, a tego strasznie nie chcę. Siedzę sobie na balkonie i wpatruję się w przechodniów. Najbardziej moją uwagę przykuła trzy osobowa rodzina. Mama, tata i 5 letnia córka. Rodzice trzymali ją za ręce i szeroko się uśmiechali widząc radość córki. Zamknęłam oczy. Przypłynęły wspomnienia.
Jako mała ośmioletnia Diana przybiegłam do salonu gdzie siedzieli rodzice.
- Mamo! Zaraz jest trening! Zbieraj się!- pełna energii wykrzykiwałam.
- Już idę, córeczko. Jules a ty się wybierzesz z nami?- uśmiechnęła się do niego słodko mama. Spojrzał na nią z grymasem takim jak zawsze kiedy jestem w pobliżu.
- Mam ciekawsze rzeczy do roboty- mruknął, a ja zawiedziona wyszłam z domu powstrzymując łzy. Zawsze marzyłam żeby tata przyszedł na jeden trening, ale nie było mi to dano. Późnym wieczorem rodzice strasznie się kłócili, ale nie pamiętam już o co. A parę miesięcy później się rozwiedli i tata zniknął raz na zawsze.
- O czym tak myślisz?- otworzyłam oczy i ujrzałam kolejną moją ofiarę. Styles we własnej osobie.

- O życiu- odparłam.
- Czyli, że jednak zmienisz decyzje?- westchnęłam.
- Nie, nie zmieniam. Umieram. Koniec. Kropka. Zrozum to wreszcie!
- Nie chce tego zrozumieć okej?
- Ale musisz!
- Nie będziesz mi rozkazywać!- zapomniałam, że Harry ma chorą manię władzy. No, ale przynajmniej go wkurzę.
- Będę robić co mi się żywnie podoba! Będę decydować, będę cię wkurzać, będę ci rozkazywać, będę umierać. A ty nic na to nie możesz poradzić- wysyczałam w jego stronę.
- ZABRANIAM CI- był wkurwiony.
- Mam to w dupie, Harry. Decyzja zapadła.
- Daję ci szansę, żebyś mogła żyć i być z Turnerem, żebyś zabiła mnie i moich ludzi, choć jako szef nie powinienem tego robić, ale ty musisz umierać. Już raz straciłem dziewczynę. Nie chcę przez to przechodzić drugi raz.
- Nie chcę tego Harry! Co z tego, że mi pozwalasz? Nie chcę nikogo mieć na sumieniu i chcę śmierci. Wszystko wskazuje na jedno.
- Nie rób mi tego Diana! Nie chcesz śmierci! No i jeśli ty umrzesz, zabierzesz mnie ze sobą. Nie liczy się ciało tylko dusza. Umierając zabierzesz moją i zostanie tylko pusty, nieczuły, zimny mięśniak, który nie będzie z nim kontaktował. Lepiej  żebyś zabiła mnie samego niż naszą dwójkę.- zaraz mnie coś rozniesie!
- Zrozum że nie zabije tylko ciebie ale i inne anioły ciemności! No i skoro tak się upierasz przy tym, że i tak umrzesz wolę zabić naszą dwójkę niż ciebie i tysiące innych aniołów!- wykrzyczałam.
- Mówią, że to ja jestem dupkiem- ciężko oddychał.- I  że to ja krzywdzę innych i to bez poczucia winy. A to nie prawda. To ty chcesz mojej krzywdy i ona ci nic nie robisz. Nie wiem jak mogłem się tak ślepo zakochać- pokręcił głową i wzbił się w powietrze zostawiając mnie samą. Usiadłam i próbowałam się uspokoić. Po moich policzkach spływały łzy. Czemu płaczesz głupia? Przecież tego właśnie chciałaś. I to dostałaś.
                                                    ***
Kiedy już się ogarnęłam postanowiłam iść na zakupy i potem coś przyrządzić. Wow, Diana, ale ty jesteś. Zarzuciłam torbę na ramię i ruszyłam do Kmart’u który mieści się 10 minut od mojego domu. Muszę się nażreć zanim umrę. Bo w niebie nie ma takich przysmaków. Chociaż w sumie nie wiem czy trafię do nieba. Mogę też do piekła. Albo nigdzie. Może nigdzie nie trafie i będzie nicość? Pustka? Ciemność? Światło? Nie mam pojęcia. Najpierw poszłam na warzywa i owoce. Zrobię sobie sałatkę. Albo sałatki. Poszłam na niezdrowe żarcie. Paluszki, chipsy, popcorn. Ruszyłam na słodycze i przez przypadek na kogoś wpadłam. Luke. Ale nie sam, z ładną dziewczyną.
- Cześć- powiedziałam do przyjaciela z którym kontaktu nie miałam dwa dni.
- Cześć. Yyy Diana to jest…
- Grace- posłała mi uśmiech i podała mi rękę.
- Diana- też wykonałam gest. Oboje gapili się na mój wózek.
- Robisz imprezę, że tyle kupujesz?- zaśmiał się Luke.
- Tak, tylko dla mnie- odparłam sucho, na co chłopak spoważniał.
- Coś się stało?
- Nie, nic. Po prostu mam gorszy dzień.
- Może powinniście pogadać?- zapytała Grace.
- Nie, nie zabieram ci go. Ja i tak się zbieram. Do zobaczenia- w błyskawicznym tempie wykonałam zakupy i wróciłam do domu. Całkiem spora część tego co  kupiłam zniknęła do wieczora. Luke parę razy dzwonił. Nie odbierałam za każdym razem.
------------------------------------
No i jak? Diana dobrze postępuje? I co sądzicie o kłótni Hazzy i Diany? Komentujcie proszę, zapraszam na starego i nowego bloga, ważne to jest dla mnie bo mało lub brak czytelników :/ Jutro nn i zrobię przeskok o 3 dni niestety, ale taka potrzeba.



niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział 124



 CZYTASZ=KOMENTUJESZ!!!
Rozdział 124


Obudziło mnie pukanie. 3 lipca. Dwanaście dni. Doczłapałam się do balkonu. Caine. Po drugiej stronie stał Caine.
- Wchodź- wpuściłam go.
- Musimy porozmawiać- usiadłam na łóżku.
- O czym chcesz rozmawiać? – prychnął.
- O pogodzie wiesz? O twoim wyborze!- oho.
- Nie zmienię decyzji, Caine. Od początku się na to szykowało.- wstał jak poparzony i zaczął chodzić i z trudem opanowywał emocje.
- Skoro to zmierzało w tym kierunku czemu skradłaś mi serce? Czemu mnie w sobie rozkochałaś? Czemu dałaś mi wiarę, że życie nie jest takie złe i mi pomagałaś? Po co to robiłaś? Jak umrzesz to tutaj nic nie będzie- złapał się za miejsce gdzie jest serce.

- Bo całe życie byłam sama okej? Wszyscy myśleli, że mam takie idealne  życie, ale nigdy takie nie było! – podszedł do mnie i chwile po tym miałam skrzydła.
- To była twoja szansa na lepsze życie! Nie wszyscy ją dostają! Mogłaś umrzeć, a nie dalej żyć!
- To by było lepsze! Przynajmniej bym was nie poznała!- od razu pożałowałam swoich słów.- Caine ja…
- Myślałem , że jesteś inna. Cześć- wyszedł trzaskając drzwiami. Szybko pobiegłam do łazienki i nalałam do pełna wody w wannie. Wskoczyłam do niej i zaczęłam ryczeć.

                                                        ***
Oczami Luke’a:
Grace jest wspaniała ! Zakochałem się w niej, choć prawie nic o niej nie wiem. Ale to mój ideał. Jej charakter, jest piękna, zgrabna… Cud się normalnie stał!
- To opowiesz mi cos o sobie w końcu?
- A co chcesz wiedzieć?- zapytała z uśmiechem.
- Wszystko – zastanowiła się.
- Grace Lancaster, osiemnaście lat od miesiąca, idę na uczelnię w NY, ulubiony : kolor niebieski, zespół The Beatles, liczba 9, jedynaczka, dwójka rodziców, zero zwierząt, mam za sobą psychiatryk i w zasadzie to chyba tyle.
- Uwielbiasz Beatlesów?- zapytałem uradowany.
- Tak i podobnej muzyki.
- To niesamowite. Ja też. I lubię niebieski.- miałem ogromnego banana na ryju.
- I nie rusza cię to ostatnie?- wzruszyłem ramionami.
- Było by zbyt idealnie, ale na serio mi to nie przeszkadza. – uśmiechałem się jak ostatni debil.
- Na serio ci to nie przeszkadza?- pokręciłem głową.
- Ani troszeczkę.- uśmiechnęła się. Jezu, jaka ona cudowna.
- Teraz ty mi cos opowiedz.- wpatrywałem się  w nią.
- Lucas Castella, 18 lat od paru miesięcy, niebieski, The Beatles, 11, jedynak, wychowywany samotnie przez mamę, ojca poznałem w listopadzie i był moim trenerem do końca roku, urodziłem się w NY i wracam tam do szkoły aktorskiej. Mam tam dwójkę przyjaciół Jareda i Stephani. A tutaj moją najlepszą przyjaciółką jest Diana- sama wzmianka o niej boli.
- To ona ma…
- Umrzeć? Tak to ona.-  przyglądała mi się.
- Czemu ma umrzeć?
- Tajemnica, zabroniła podawać powód. Przepraszam.
- Za to, że jesteś dobrym przyjacielem? Zaraz cię kurde wyśmieje.
- Nie jestem dobrym przyjacielem. Nawet nie wiesz ile miała przeze mnie kłopotów…
- A wybaczyła ci?
- No tak.
- Czyli, że jej zależy na tej przyjaźni. I jesteś dla niej bardzo ważny. I widzę, że to jest ze wzajemnością.- poklepała mnie po ramieniu.
- Umówisz się ze mną jeszcze raz?- zapytałem z nadzieją.
- Jesteś strasznie nachalny wiesz?
- Jak mi na czymś zależy to tak. Co powiesz o kolacji? – udawała, że się zastanawia.
- Pewnie, że tak Luku Castello- cmoknęła mnie w policzek i z uśmiechem opuściła moje mieszkanie. Co ta dziewczyna ze mną robi?
 ------------------------------
I jak? Co sądzicie o Grace? I Luku? I kłótni głównych bohaterów? Proszę i dziękuję za komy. Jutro nn, zapraszam na DDS i SSTFOH ;) 




sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 123



CZYTASZ=KOMENTUJESZ!!!
Nowy blog, zapraszam :)) 
Rozdział 123


Kiedy się obudziłam Layli nie było. Wyczłapałam się z namiotu i zauważyłam ją przy ognisku. Dłubała w nim patykiem. Muszę przyznać, że to był śmieszny widok. Wyglądała ja małe dziecko.
- Czemu mnie nie obudziłaś?- podskoczyła.
- Bo smacznie spałaś.- dosiadłam się.- Ty mi wczoraj przed snem coś mówiłaś? Bo nie wiem czy to był sen.
- A co pamiętasz?
- To, że chcesz umrzeć.- uśmiechnęłam się smutno.
- To prawda, Layla- dziewczyna miała dziwny wyraz twarzy.
- Nie zmienisz decyzji?- szepnęła.
- Nie zmienię. Ty będziesz miała Niall’a, Em Liam’a. Pozostali też będą sobie żyć. Tak będzie lepiej- pogłaskałam ją po ramieniu.
-  Tylko dla ciebie…
- Uwierz mi. Dla świata też to wyjdzie na dobre.
- Będziemy tęsknić i płakać całymi dniami.
- A ja będę was chronić z góry.- kolejny raz się uśmiechnęłam.- Mam prośbę. Zajmij się Luk’iem.- skrzywiła się.
- Nim… A mną kto się zajmie?- zapytała wręcz z oburzeniem.
- Luke. I Niall. I pewnie wiele innych osób. A Luke będzie chciał zostać sam. Nie pozwól mu na to, okej?
- Okej.- tym razem ona się też uśmiechnęła.
                                                          ***
Oczami Luke’a:
Czuliście się kiedyś puści w środku? Wypełniał was tylko ból? I strach? Ja właśnie się tak czuję z wiedzą, że za dwa tygodnie ona umrze. Moja przyjaciółka… Kiedy wróciliśmy z namiotów, wziąłem prysznic i przebrałem się. Za chwilę idę na zebraniu grupy wsparcia. Podobno ona pomaga. Zatrzymałem się pod budynkiem. Skromny i niewielki. A może się wycofam? Nie, Luke. Musisz tam iść. Oni mogą ci pomóc. A uratują Dianę? Nie, ale będziesz wiedział jak sobie radzić. Dobra rada… Zająłem jedno krzesło. Było piętnaście osób. Anorektyczki, poparzeni, desperaci i tacy tam. Czułem się trochę nieswojo.
- W naszych kręgach pojawił się nowy ptaszek. Opowiesz nam coś o sobie?- zwrócił się do mnie prowadzący. Wstałem.
- Nazywam się Luke Castella, mam 18 lat, urodziłem się w Nowym Yorku, a od niedawna mieszkam tutaj.
- A jakie są twoje obawy?
- Moje obawy?
- Czego się boisz, chłopcze?
- Śmierci najbliższych. Za dwa tygodnie moja przyjaciółka ma umrzeć.
- Mhm. A jak sobie z tym radzisz?- westchnąłem.
- Właśnie sobie nie radzę i przyszedłem tutaj licząc na pomoc.- ktoś prychnął.
- Chcesz coś doradzić Grace?- naprawdę piękna dziewczyna wstała.
- Każdy kiedyś umiera, jedni za młodu, inni starzy. Strata bliskich boli, dobrze o tym wiem, ale jeśli zamierzasz jej ostatnie tygodnie na dołku to ona może odejść wcześniej. I sam powinieneś z tym walczyć, a nie liczyć, że przyjdziesz tu i wszyscy rzucą ci się z pomocą, bo jesteś taki poszkodowany. Litość jest dla słabeuszy- usiadła, a ja wlepiłem w nią swój wzrok. Ona jest cudowna! Piękna, ostra, mądra… Muszę się z nią omówić.
                                                   ***
Czekałem aż wyjdzie. W końcu się doczekałem.

- Cześć- powiedziałem z uśmiechem.  
- Cześć- ruszyła przed siebie, a ja dotrzymywałem jej kroku.- O co chodzi?- zatrzymała się.
- Chciałem zapytać czy pójdziesz ze mną do kina?- zmierzyła mnie.
- Może w piątek?
- Nie, chodziło mi teraz, zaraz.- zdziwiła się.
- Czemu ci tak na tym zależy? I czemu mi się tak przyglądasz?
- Bo piękna jesteś. I podobało mi się to co powiedziałaś i chciałbym cię poznać.
- A co jeśli się nie zgodzę?- uśmiechnęła się.
- Złamiesz jakże moje kruche serduszko.- zaśmiała się. Jest dobrze. Nawet bardzo.- To jak?- przewróciła oczami.
- A na co idziemy?
- Ty wybierasz.- i uśmiech zniknął.
- Na serio? Dobrze ci szło i znowu karzesz innym podejmować wybór za ciebie.
- „Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął” odpowiada?
- Odpowiada- otworzyłem jej drzwi do samochodu.
Oczami Diany:
Wieczór. Umówiłam się z chłopakami na dachu budynku. Tu nikt nam nie przeszkodzi. Obiecałam Luk’owi, że im dzisiaj powiem i słowa dotrzymam.
- Diana?- odwróciłam się i ujrzałam Caine’a.
- Caine.- staliśmy chwilę się w siebie wpatrując.
- Co on tutaj robi?- zapytał Harry, który właśnie się zjawił.
- Mógłbym zapytać o to samo- obaj ze skrzyżowanymi rękoma i spojrzeli w moją stronę.
- Już od wielu miesięcy czekacie na mój wybór. I parę dni temu dokonałam tego i muszę wam to powiedzieć- oboje pobledli, choć to było ledwo zauważalne bo było ciemno. Podeszłam do nich i mocno przytuliłam. A potem każdego pocałowałam na ten nasz własny i wspaniały sposób. Oboje patrzyli na mnie zdezorientowani.
- Możesz przejść do rzeczy?- zapytał Harry.
- Mogę, a więc… Wszyscy są bezpieczni – oznajmiłam.
- Co masz na myśli?- zapytał Caine.
- To, że ani Światło ani Ciemność nie umiera.- oboje popatrzyli po sobie.
- Chcesz powiedzieć, że- zaczął Caine.
- Że ty…- próbował Harry.
- Umieram- dokończyłam.
- Nie możesz- oboje powiedzieli równocześnie.
- Mogę, chcę i zrobię to. A wy nie możecie mi tego zabronić- wkurzyli się.
- Nie możesz umrzeć!
- Ty musisz żyć!- zaczęli dziwne monologi, których nie mogłam zrozumieć.
- Decyzja zapadła. Do zobaczenia- zeszłam po drabinie i wróciłam do domu. Kiedy się położyłam wiedziałam, że najtrudniejsze mam za sobą.
-------------------------------------
No i co sądzicie? Może być? Luke będzie z Grace? O niej więcej dowiemy się w nn. Zapraszam na pozostałe blogi w  tym nowego, gdzie możecie złożyć zamówienie do mnie lub beaty ;) Jutro nn, proszę o komentarze i  dziękuję za nie.