środa, 27 listopada 2013

Rozdział 12



Rozdział 12

Mieliśmy właśnie się pocałować, ale ktoś odchrząknął. Automatycznie odsunęliśmy się do siebie.
- Przepraszam, że przeszkadzam. Jestem Luigi Simons.- powiedział jakiś mężczyzna koło pięćdziesiątki, w okularach.- Witaj Caine.
- Cześć Luigi. Diana, to jest jeden z wyżej postawionych aniołów światła.
- Miło mi, jestem Diana Evans.- podałam mężczyźnie rękę.
- Przyszedłem żeby poznać  dziewczynę, która może zmienić los. Musisz wiedzieć, że jesteś naprawdę cenna. Chciałbym żebyś na siebie uważała.  Nie opowiadając się za żadną ze stron jesteś bardzo zagrożona.- ile będę musiała jeszcze słuchać? Mężczyzna odczytał to z mojej twarzy na co się uśmiechnął.- Pewnie już słyszałaś to nie jeden raz?- pokiwałam głową.- I założę się, że znasz już najpotrzebniejsze informacje.
- Tak. Caine mówił mi o tym .- nagle zadzwonił telefon. Był to telefon Caine’a . Spojrzał na wyświetlacz.
- Przepraszam, ale to ważne.- wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Luigim i odszedł od stolika.
- Caine to naprawdę wspaniały chłopak. Idealny materiał na przyjaciela.
-
Wiem, proszę pana, wiem.-powiedziałam w myślach.- Znam go od paru dni, ale wiem, że mogę mu zaufać.
- To dobrze. Gdybyś miała z czymś problem pamiętaj, żeby przyjść z tym do niego albo do mnie.- uśmiechnął się ciepło.
- Będę o tym pamiętać.- odwzajemniłam uśmiech.- A gdybym wybrała wcześniej jakąś ze stron?
- Było by to lepsze dla Ciebie, ale to by nic nie zmieniło. Wojna odbędzie się 16 lipca  czy tak, czy tak.
- Wie pan czemu akurat tego dnia?
- Nie wiem, ale myślę, że ma to powiązanie z Diamentem. A co?
- Po prostu się pytam. Wtedy wypadają moje osiemnaste urodziny.- spojrzał na mnie ze zdziwieniem i zainteresowaniem.
- To pewnie jakiś dziwny zbieg okoliczności.- powiedział.
Posiedzieliśmy jeszcze parę minut w ciszy po czym dołączył do nas Caine.
Oczami Caina :
Siedziałem z Dianą i Luigim póki nie zadzwonił mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz i zobaczyłem zdjęcie Laury, która właśnie do mnie dzwoniła.
- Przepraszam, ale to ważne. – oznajmiłem odchodząc. Po drodze wymieniłem porozumiewawcze spojrzenie z Luigim.
Kiedy byłem przed restauracją odebrałem.
Laura 
- Hejka, musimy porozmawiać- usłyszałem głos Laury.
- Właśnie to robimy. Masz coś ważnego, bo właśnie jestem w trakcie kolacji ? –zapytałem. Miałem z nią ostatnio na pieńku.
- Ale my musimy porozmawiać w cztery oczy. TERAZ.- zrobiła duży nacisk na ostatnie słowo.- Nie chcę Ci przeszkadzać, ale to naprawdę ważne.
- Eh… Niech będzie , to o której i gdzie?
- Jak najprędzej. Może przy opuszczonych magazynach?
- Dobra, daj mi 20 minut.- powiedziałem i się rozłączyłem.
Ze smutkiem wróciłem do środka, gdzie musiałem oznajmić najwspanialszej dziewczynie jaką znam, że musze iść.
Diana na mój widok słodko się uśmiechnęła, ukazując przy tym swoje dołeczki. Musiałem odwzajemnić go.
- Słuchajcie, dostałem przed chwilą bardzo ważny telefon i… muszę coś załatwić. Przykro mi.- blondynka posmutniała.
- No dobra. Musisz wyjść teraz?- pokiwałem głową.
- Tak, ale znajdę czas żeby Cię odprowadzić.
- Nie trzeba. Dam sobie radę SAMA.- zrozumiałem, że jest smutna i zła , i że nie chce mojej pomocy.
- No dobra. To ja już się zbieram. Do zobaczenia Diana. Do widzenia Luigi.- powiedziałem i wyszedłem.
Poszedłem w ciemny zakątek i rozłożyłem skrzydła. Jak dobrze. Nie czekając wzbiłem się w górę i kierowałem się w stronę magazynów.
Lot zajął mi 10 minut. Laura już tam na mnie czekała.
- Co to za sprawa o której musimy porozmawiać teraz?- zapytałem.
- Chodzi o tą twoja blondyne…
 ----------------------------
I jak ?

poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział 11

Płynę. Jestem po całym dniu w tej pieprzonej szkole. Na szczęście jest piątek. Postanowiłam zostać dłużej na treningu, bo nie mam żadnych planów na później. Wrócę do domu, zrobię lekcje, obejrzę jakiś film. Za pewne tak będzie. Jest około 16.50. Jeszcze dziesięć minut. Cały czas myślę o wczorajszym spotkaniu. Jak on mógł zabić dwie osoby a w tym swoją matkę? Jak on przeżył te wszystkie lata? Co odpowie Caine jeśli zapytam się go o to czemu niektórzy stają się aniołami? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. Pływałam jeszcze chwilę kiedy usłyszałam głos trenera:
-Evans, świetnie Ci poszło. Cieszę się, że postanowiłaś zostać dłużej. Jednak byłaś troszkę rozkojarzona. Coś się stało?
-Nie, Marshall, nic się nie stało.- to kłamstwo nie wyszło mi za bardzo.
- Coś ci nie wierzę. Mam nadzieję, że nie chodzi tu o żadnego chłopaka?- cholera.
Trener strasznie nie lubi jak młodzi sportowcy się z kimś spotykają. Myśli, że to od razu prowadzi do seksu i dziecka. Opowiadał nam kiedyś, że w liceum miał koleżankę, która zapowiadała się na wspaniałą pływaczkę, ale poznała chłopaka, zaczęła zaniedbywać treningi, następnie zaszła w ciążę i chłopak ją zostawił. Nie mogę go okłamać , ale też nie mogę mu powiedzieć prawdy. Co mam zrobić?
- Chodzi o chłopaka, ale on się podoba Layli i chciałabym ich zeswatać. Obiecuję, że będę bardziej skupiona.- Nie było to całkowito kłamstwo. Była w tym też prawda. Takie pół na pół.
- No ja mam nadzieję. Pamiętaj, że na chłopaków przyjdzie czas. Wiesz jacy oni są w tym wieku. Nic dobrego z tego nie wynika.- nie zamierzałam się z nim sprzeczać.
- Wiem, wiem. No to do zobaczenia trenerze.- pożegnałam się i ruszyłam do szatni.
Oczywiście wysuszyłam się, ubrałam, spakowałam i poszłam do domu. U celu byłam o 17.35.  Mama już na mnie czekała.
- Cześć córeczko. I jak tam w szkole?- zapytała.
- A jak może w niej być? Dużo notowania, trochę pracy domowej. Nic wielkiego. A jak w pracy?
- No wiesz, reklamowanie domów i mieszkań, wypisywanie umów i takie tam różne. Masz na coś ochotę?- czy to naprawdę moja mama? Jeszcze tydzień temu by tylko rzuciła krzywe spojrzenie, teraz?
- Są jabłka?
-Co za głupie pytanie. Zawsze są. W końcu tak je uwielbiasz. Pamiętasz jak miałaś może 6 lat i powiedziałaś, że mogłabyś jeść tylko to?- zapytała z uśmiechem. No proszę, jeszcze wspomnienia Co się dzieje?
- Nie pamiętam, ale nie wątpię, że tak  było.-wzięłam owoc.- Mogę iść odrobić lekcję żeby nie musieć ich robić w weekend?
- Jasne. Zejdziesz do mnie jak skończysz? Mogłybyśmy zrobić sobie takie babskie ploteczki. Rogera nie będzie, a Kyla i Jay Kaya położę u góry.- teraz to już w ogóle mnie zamurowało.
- Okej. To idę.- poszłam do siebie.
Mój pokój był oczywiście posprzątany.
Nie lubiłam mieć syfu. Odpaliłam laptopa jako pomoc naukową do pracy z historii i biologii.
Około 18.30 skończyłam. Akurat wtedy dostałam sms’a. Był on od Caina. Znowu zdziwienie
Co powiesz na wspólną kolację? Masz jakieś plany?
D :W sumie to nie mam. Gdzie się spotkamy?
C:  Mogę przyjść po Ciebie o 20. Co ty na to?
D: Czekam J
No to umówiłam się z Cainem. Od razu poczułam motylki w brzuchu. Czyli, że naprawdę mi się podoba? Tak, naprawdę. On jest taki cudowny. Ahh. Przygotowałam sobie zestaw ubrań i poszłam do mamy.

- Mamo, jest sprawa.
- Tak kochanie?
- O dwudziestej umówiłam się z Cainem i nie masz nic przeciwko prawda?
- Nie mam kochanie. To cudnie, że znalazłaś sobie tak wspaniałego chłopaka jak Caine. Czyli jesteście razem?
- Nie. Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Skoro tak twierdzisz. Ale jak będziecie powiesz mi?- zapytała.
- Wątpię żeby to się zdarzyło, ale tak.
- Czemu wątpisz? Jesteś śliczną, utalentowaną i miła dziewczyną.
- Nie jestem w jego typie.- nie jestem co do tego pewna, ale trzeba było coś powiedzieć.
- To czemu idziecie na kolację?- rodzicielka zadała słuszne pytanie.
- AA…ee. Bo to taka przyjacielska kolacja.
- Mhm. Mnie nie okłamiesz.- potem pogadałyśmy chwile o zdrowych zauroczeniach, o tym jak poznała Rogera itd.
- Muszę już iść się przyszykować.
- Dobrze to idź.
Poszłam do siebie. Wzięłam prysznic ,poprawiłam makijaż i ubrałam się. Kiedy wyszłam usłyszałam wołanie mamy:
- Diana, Caine już jest.- spojrzałam na zegarek . 20.07. O FUCK!
Zbiegłam na dół.
- Hej ,przepraszam za spóźnienie.- powiedziała zakłopotana. Spojrzałam na niego. Jaki on jest przystojny.
- Gotowa?- pokiwałam głową.
- To my idziemy. Wrócę  późno. Pa.
- Do wiedzenia.- powiedzieli mama i chłopak.
Szliśmy w milczeniu. Chciałam dać siebie zaskoczyć. Po jakiś 15 minutach stanęliśmy przed malutką restauracją o ślicznym i delikatnym nastroju. Weszliśmy do środka i zamówiliśmy sobie po pieczonych warzywach i szklance wody.
- To jak ci minął dzień?- zapytał.
- A całkiem dobrze. A tobie?
- A zwyczajnie, nie zbyt ciekawie.
- Caine?- postanowiłam zadać mu to pytanie.
- Hmm?
- Czemu i jak niektórzy ludzie stają się aniołami?- wzdrygnął się.
- Co to za pytanie? I po co ci to wiedzieć?
- Caine, ja muszę wiedzieć.
- Diana, ale po co ci to? Tylko się zdenerwujesz i  popsuje nastrój.
- Słuchaj ja to muszę wiedzieć !
- Niektórzy wybrani po śmierci, odżywają i stają się aniołami!- zbladłam.
- Jak to?
- Tak to. Nie chciałem żebyś wiedziała.
- Wiesz, że musiałam. Skoro tak to czemu ja jestem aniołem? Nie miałam nawet złamanej kości.
- Może to nie stało się  za życia.- co miał na myśli?
- Co masz na..
- Może jak byłaś płodem to…
- Nie kończ. To nie możliwe.-starałam się uspokoić.- A ty jak się stałeś? Jak nie chcesz to nie mów oczywiście.
- Nie, powiem Ci. Za długo to ukrywałem. Miałem wtedy 7 lat. Mój brat miał zajęcia z nauczycielką a gosposia gotowała obiad. Siedziałam przed domem i odbijałem piłką. Nagle ta piłka wpadła na jezdnię. Poleciłem za nią a akurat przejeżdżała ciężarówka i..- nie skończył.
- Caine…- złapałam go za rękę i zmusiłam do spojrzenia w oczy.- Przepraszam.
- Nie masz za co. Dzięki tobie ujrzało to światło dzienne. Dziękuje ci.
- Nie masz za co.- nie wiem kiedy, ale nasze twarze dzieliło już parę centymetrów i coraz bardziej ta odległość malała.

 -----------------------------------
Co sądzicie? Mam nadzieję, że się podoba.
Chciałabym zaprosić na mojego 2. bloga  http://whatisatrue.blogspot.com/

sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 10



Rozdział 10

- Tak, tak idziemy.- odpowiedziałam zamykając drzwi.
Nie cieszyłam się na to spotkanie. Wolała bym spędzić ten czas z Cainem, ale on ma już plany na dziś. Nie mogę z nim spędzać każdej wolnej chwili. On ma swoje życie, ja mam swoje. Muszę teraz ciężej trenować jeśli mam jechać na turniej sylwestrowy. To wielka szansa. Będzie tam tylu sponsorów, a gdybym któremuś się spodobała drzwi do wielkiej kariery stały by dla mnie otworem. Ruszyliśmy.
- Zabieram Cię w bardzo fajne miejsce.- oznajmił.- Twoim koleżankom przypadło do gustu.
- A może nie miejsce tylko wy?
- To na pewno. W końcu jesteśmy przedstawicielami Boga.
- Tak o sobie mówicie? Bóg jest dobry, a wy jesteście po stronie ciemności i nie wierzycie już w Niego.
- Każda istota ma swoją złą stronę. Nawet Ci, którzy są tacy dobrzy jak Bóg. My reprezentujemy właśnie tą stronę.
- Jakoś mi się nie chce w to wierzyć.- powiedziałam.
- Nie zmuszam Cię. Ja po prostu mówię jak jest. Ty też masz swoją złą stronę. Może nawet tego zła jest więcej od dobra? Kto wie. Nawet anioły światła nie są 100% dobrzy. Świat nie jest doskonały.
- To już wiem.- powiedziałam cicho.
- To dobrze, że wiesz. Właśnie dlatego wybrałem stronę ciemności.
- To , że nie wszystko układa się po naszej myśli nie znaczy, że to właśnie ciemność trzeba wybrać.
- Mam rozumieć, że po kilku dniach wybrałaś już drugą stronę?
- Nic nie wybrałam żadnej strony. Co się stało, że  wybrałeś właśnie tą?
- W sumie to wszystko wina mojej matki. Była nie czułą prostytutką, która raz wpadła. Kiedy się dowiedziała, przez parę miesięcy nadal to robiła nie zważając na mnie. Chciała zrobić aborcję, ale szef jej zabronił i powiedział, że mnie sprzedadzą. Przez 2 lata mojego życia próbowali mnie wcisnąć jakimś rodziną, ale nie wychodziło im. W końcu moja wspaniała rodzicielka chciała mnie utopić w stawie. Oczywiście jej nie wyszło. Tak jakby. I od tamtej pory jako dwulatek byłem zdany na siebie.- zamurowało mnie.
- Harry… To straszne.  Ale jak ty to przeżyłeś i jak mogłeś sobie radzić sam?- zapytałam przerażona.
- Muszę przyznać, że było ciężko, ale dałem rade. Podróżowałem, żebrałem, spałem w jakiś przytułkach albo piwnicach, kradłem jak na anioła ciemności przystało. A potem dokonałem zemsty. Kojarzysz może sprawę nie wyjaśnioną, sprzed 9 lat? Tą o śmierci prostytutki i jakiegoś gościa w nie wyjaśnionych okolicznościach?- kiwnęłam głową.- Pamiętałem o tym cały czas. Oni chcieli odebrać mi życie, które w sumie odebrali to ja w zamian zafundowałem im taką śmierć jakiej nikt nigdy nie miał. – uśmiechnął się złowieszczo.
- To ty ich zabiłeś?- spytałam przerażona. Zamierzałam mu uciec skoro jest taki niebezpieczny, ale najwidoczniej to wyczuł.
- Spokojnie, Diana. Nie zrobię ci nic. Nawet chyba nic by Ci się nie stało skoro jesteś aniołem. Nie lubię zabijać, ale robię to jeśli ktoś naprawdę doprowadzi mnie do szału i jeśli da się to zrobić. Zaufaj mi, nic Ci nie zrobię. Daj mi szanse. Proszę.- powiedział smutny.
- No.. Dobrze dam Ci szansę, ale pod warunkiem, że nikogo już nie zabijesz. Obiecujesz?- pokiwał głową.- To dobrze. Daleko jeszcze?
- Za 5 minut będziemy.- zgodnie z jego słowami byliśmy po pięciu minutach.
To nie było nic robiącego wrażenie. Wyglądało to jak PUB dla motocyklistów. Weszliśmy do środka. Nie pomyliłam się. Długa lada z wysokimi krzesłami, muzyka do bijatyki, obrazy motorów itd., pełno gości w skurzanych kurtkach i dziewczyn z dekoltem do pępka.
- To jest to miejsce, które miało mi się spodobać.- potwierdził.- Wiesz, chyba się pomyliłeś.
- To bardzo fajne miejsce. Musisz się tylko tutaj odnaleźć. Chcesz coś do picia?
- Nie dziękuje.
- Weź przestań. Bob proszę 2 drinki.
- Już się robi Styles.- powiedział Bob, barman, posłusznie podając mu dwa napoje. Harry podał mi jeden z nich.
- Mówiłam, że nie chcę. Po za tym nie pijam alkoholu.
- To najwyższy czas. Nie przesadzaj. Obrazisz się jeśli dam ci dobrą radę?
- Zależy.
- Jak będziesz gdzieś ze mną wychodzić to ubieraj się mniej dziewczęco, a bardziej tak. – wskazał w stronę ludzi.
- Kto powiedział, że gdzieś z tobą jeszcze wyjdę?
- Sama to przyznałaś, dając mi szansę.- puścił mi oczko.
- Dupek.- mruknęłam, na co on się zaśmiał.
- Słyszałem wiele obraźliwszych obelg, słońce.- zakpił.
- Super.- wypiłam mojego drinka.
- Widzę, że smakowało. Kupić Ci drugiego?
- Nie i nawet nie próbuj.
-Okej.
- Harry. Co miałeś na myśli : Oni chcieli odebrać mi życie, które w sumie odebrali? – spojrzał na mnie.
- Caine powiedział Ci czemu niektórzy z ludzi stają się aniołami?- pokiwałam na nie.- To zapytaj się go. Dowiesz się po części o co mi chodziło. Powiedz mi czy takie życie jakie miałem można nazwać życiem?
- Nie. – powiedziałam smutna. – Przykro mi.
- Spokojnie, przywykłem do tego, że życie nie układa się po mojej myśli. – spojrzałam na niego i odruchowo chwyciłam go za rękę.- A tobie wszystko układa się po twojej myśli?- nie wytrzymałam.
Zaufałam Harremu i powiedziałam mu wszystko co mi leży na sercu, co przeżyłam, nawet powiedziałam mu o Cainie.
- Też nie miałaś zbyt kolorowo. Los wybiera sobie parę istot, które muszę cierpieć, ale chce zrobić z nich potężne istoty. Uwierz. Osiągniesz coś wielkiego. – zrobiło mi się naprawdę miło. Naprawdę tak myśli? Przez kolejną godzinę gadaliśmy  o różnych sprawach, tańczyliśmy sobie, śmialiśmy się. Harry nie jest taki zły. Dochodziła właśnie 20.
- Harry, muszę wracać.- oznajmiłam zakładając płaszcz.
- Podrzucę cię.- powiedział również ubierając kurtkę.
Wyszliśmy przed PUB i zielonooki ruszył w stronę lasku.
- Dokąd idziesz?- zapytałam.
- Chcesz żeby normalni ludzi zobaczyli jak rozkładam skrzydła? – nie pomyślałam o tym.
Kiedy byliśmy w lasku, z tyłu pleców wyrosły my 2 wielkie, czarne skrzydła.
Odruchowo podeszłam i przytuliłam się do niego, na co on się zaśmiał.
- Widzę, że Caine już Cię przyzwyczaił.- wzlecieliśmy.
On był inny niż Caine. Nie miał w sobie tej delikatności. Mówił co mu leży na sercu od razu. Polubiłam go. Nie dziwię się Layli. Zawsze lubiła niegrzecznych chłopców. Właśnie Layla!
- Harry, nie powiesz nikomu o naszym spotkaniu. Layla nie może się o nim dowiedzieć.
- Dlaczego?
- Podobasz jej się. Nie chcę żeby się na mnie wkurzyła.
- Nie dziwię się jej. W końcu jestem zabójczo przystojny. Nie powiem nikomu.- chciałam mu coś odpowiedzieć, ale się powstrzymałam.
W końcu wylądowaliśmy. Znajdowaliśmy się na moim balkonie.
- Dziękuje, za miły wieczór.- powiedziałam.
- JA też dziękuje i czekam do następnego razu.- nawet nie zdążyłam się sprzeciwić, bo odleciał.
Weszłam do środka. Wzięłam prysznic, ponudziłam się i poszłam spać.
----------------------------------------------
Przepraszam, że tak długo, ale w środę i czwartek musiałam się uczyć, a wczoraj miałam zawody w kwidzyniu i późno wróciłam. Mam nadzieję, że rozdział się podoba. ;)

wtorek, 5 listopada 2013

Rozdział 9



Rozdział 9

Nie mogę uwierzyć.  Obok Rogera stał HARRY. Skąd on zna mój adres i czemu w ogóle miał czelność tu przyjść. Spojrzałam na Caina. Wpatrywał się w Harrego jakby miał w nim wypalić dziurę.
- Dzień dobry. Diana, moglibyśmy porozmawiać.- wstałam i ruszyłam, ciągnąc zielonookiego w stronę drzwi.
- Zaraz wrócę.- oznajmiłam i wyszłam z nim przed dom.- Co ty do cholery tu robisz i skąd wiesz gdzie mieszkam?!
- Też się cieszę, że Cię widzę.- rzuciłam mu wściekłe spojrzenie.- No dobra. Przyszedłem z tobą porozmawiać.
- O czym? I czy to nie mogła poczekać do jutra?
- Nie, nie mogło. Wyjdziesz gdzieś jutro ze mną?
- Zaraz, zaraz.  Przychodzisz do mnie wieczorem, przeszkadzasz mi w kolacji po to żeby spytać się czy gdzieś z Tobą wyjdę?!- pokiwał głową.- Jesteś idiotą?
- Oj przepraszam, że to jest naprawdę ważne i nie może zbyt długo czekać. A może tu chodzi o to , że Caine zupełnie Cię oczarował?
- Nikt mnie nie oczarował.- wycedziłam przez zęby.
- Skoro tak to wyjdź jutro gdzieś ze mną. To trochę niesprawiedliwe, że przebywasz tylko z drugą stroną i nie dasz nam pokazać jacy jesteśmy naprawdę.- miał trochę racji.
- No…… Zgoda. Przyjdź jutro po mnie o 18.00. Ok.?- uśmiechnął się.
- Będę. To do zobaczenia.
- Cześć.- weszłam do środka.
Reszta kolacji minęła w dość dziwnej atmosferze. Caine wydawał się zły i smutny. Po kolacji chłopak oznajmił:
- Muszę już wracać do domu.
- Nie zostaniesz jeszcze trochę z nami?- zapytała z nadzieją mama.
- Z wielką chęcią, ale naprawdę muszę już iść.
- Odprowadzę Cię.- ruszyłam z nim w stronę wyjścia.
- Nie musisz.- powiedział.- Jak coś jutro nie będę miał czasu się spotkać.
- Okej. Ty też masz swoje życie, a poza tym na jutro mam plany.- powiedziałam z lekko nutą smutku.
- To dobrze. Dziękuje, za kolację. No to do zobaczenia. Do widzenia.- krzyknął Caine wychodząc.
- Do widzenia- odpowiedzieli rodzice.
- Pa.- po czym wyszeptałam.-Będę tęsknić…
Ruszyłam w stronę pokoju, ale zatrzymała mnie mama.
- Jest słodki. Taki chłopak to skarb.- uśmiechnęła się, na co mi się chciało płakać.- A kim jest ten w lokach?
- Nawet nie pytaj. Nikt nie warty poświęcenia. A teraz wybacz, jestem zmęczona.- poszłam na górę, gdzie przygotowałam się na jutro i poszłam spać.
 

Następny dzień:


- I zaprosił cię na randkę?- zapytała zdziwiona Emily.
Stałyśmy razem z Margaret i rozmawiałyśmy o wydarzeniach z wczoraj. Rano na szczęście nie napotkałam mamy i nie musiałam jej się tłumaczyć. Nie wiem co bym jej powiedziała.
- Harry to naprawdę miły chłopak. Chyba wpadł w oko Layli. Właśnie, a propo niej. Pogodziłyście się?
- No wiesz…- zaczęłam bawić się rąbkiem spódnicy.- Nie miałam okazji.

- No to teraz masz. Layla!- odwróciłam się i zobaczyłam moją przyjaciółkę. – To my zostawimy was same.
- Cześć- przywitałam się.
- Cześć… Słuchaj ,Diana powinnam Cię przeprosić.
- Nie, to ja powinnam. Wkurzyłam się na Ciebie o byle co.
- Ale to ja powiedziałam, że nie jesteś z Cainem!
- To nie twoja wina!
- A właśnie, że moja!- wykłócała się.
- Dobra nie chcę się z tobą kłócić o to kto namieszał. Między nami zgoda?
- Hmmm… Oczywiście, że tak!- rzuciła mi się na szyję.
Prze cały dzień nadrabiałyśmy spędzony czas. Opowiedziałam jej o wszystkim, omijając Harrego. Skoro jej się podoba, wkurzyła by się gdy by wiedziała. Lekcje przeminęły dość szybko zresztą jak trening. Wróciłam szybko do domu. Zrobiłam wszystko łącznie z przygotowaniem się na jutro żeby nie martwić się tym na spotkaniu z Harrym. Zerknęłam na zegarek. 17.50! Jak ten czas szybko zleciał. Pobiegłam do łazienki po to by poprawić makijaż. Następnie ubrałam się w płaszcz. Wyszłam równo o 18.00. Harry już czekał.
- Hej piękna. Idziemy?

 ----------------- 
Jakoś ujedzie? Chcę znać wasze opinie. Ne wiem czy teraz będę codziennie dodawać nowy rozdział, bo muszę się uczyć ;/