Rozdział 6
-Tak.- już miałam wychodzić gdy nagle
podeszła do nas mama.
- A ty dokąd.. O dobry wieczór.
- Dobry wieczór. Jestem Caine Turner.
Kolega Diany- powiedział, podając mamie rękę.
- Miło mi. Jestem Carren Walker, matka
Diany.- po czym zwróciła się do mnie.-
Diana, czemu nie powiedziałaś, że wychodzisz?
- Nie miałam czasu. A teraz
przepraszam, ale wychodzimy.
- A może zostaniecie na kolacji? Będzie..-
nie dokończyła, bo jej przerwałam.
- Bardzo chętnie, ale nie tym razem. Wrócę
do 22.00. Nie czekaj. PA, kocham Cię.
- Do widzenia. – pożegnał się Caine.
Przeszliśmy 200 m w milczenia aż w
końcu chłopak się odezwał:
- Twoja mama wydaje się miła.-
rzuciłam mu poirytowane spojrzenie.
- Wcale taka nie jest. Jest samolubna
i nie liczy się ze zdaniem innych.
- Sam chciał bym to osądzić. Czy można
było potraktować tę prośbę z kolacją jako zaproszenie?
- Nie wiem. Chyba tak. Nie wiem czy
chciałbyś poznać mamę, Rogera i Kyla.
- Kim jest Roger i Kyle?
- Roger to mój ojczym od jakiś sześciu
lat, a Kyle to 4 miesięczny przyrodni brat.-
odpowiedziałam.- Mój tata zostawił nas jak miałam 8 lat. Nigdy nie
okazywał mi uczuć , więc to chyba dobrze.- ukradkiem wytarłam jedną łzę,
która wypłynęła.
- Przykro mi.
- Przywykłam już do tego. Przynajmniej mam
Rogera, Kyla, Jay Kaya i mamę. W sumie mogę na nich polegać.
- Przynajmniej masz rodzinę, która się
o Ciebie troszczy i Cie kocha.
- A co z twoją rodziną?
- Moi rodzice mają duża firmę budowlaną
i przez większość czasu tam siedzą. Wychowywała mnie nasza gosposia i brat, a
potem jeszcze doszła prywatna
nauczycielka.
- Masz brata?
- Miałem.- odpowiedział smutnym
głosem.
- Miałeś? Coś się z nim stało?-
zapytałam.
- Kiedy miałem 13 lat, on kończył 18 .
Zawsze kochał muzykę. Miał talent. Ale tacie się to nie podobało i choć go cały
czas nie było, nie chciał żeby Kellin grał w zespole. Mój brat był pełno letni,
więc odszedł. Kojarzysz „Sleeping with Sirens”?
- Oczywiście. To jeden z moich
zespołów.
- Kellin Quinn był kiedyś Kellinem
Turenrem.
- Co?! Naprawdę? Masz sławnego brata?
To niesamowite!- zaczęłam się tym jarać, a jemu się to zbytnio nie spodobało.-
Caine, przepraszam. Po prostu..
- Nic się nie stało. Pewnie na twoim
miejscu zareagował bym tak samo. – uśmiechnął się smutno, na co złapałam go
delikatnie za rękę.
- Musi być ci trudno.
- W sumie lubię być sam.
Przyzwyczaiłem się.-przerwał.- Mam nadzieję, że spodoba Ci się to miejsce do
którego Cię zabieram.
- Jeśli będzie tak piękne jak to
wczoraj, to tak.
- Nic chyba się z tamtym miejscem nie
równa, ale tu też powinno Ci podpasować.
Resztę drogi przeszliśmy w milczeniu, nadal trzymając się za ręce. Ukradkiem spoglądałam w jego stronę. Jeszcze
tydzień temu nie pomyślała bym ,że mogę iść z takim chłopakiem za rękę. Po
kilkunastu minutach stanęliśmy przed drewnianym dokiem, ozdobionym w lampki,
kwiaty i ławeczki do siedzenia na tarasie. Z wewnątrz dochodziła muzyka i
śmiechy ludzi. Caine otworzył drzwi i gestem ręki mnie zaprosił. Uśmiechnęłam
się do niego. Lokal był bardzo przyjazny i zapełniony w uśmiechniętych,
tańczących ludzi. Zajęliśmy stolik w kącie. Po chwili przyszedł do nas kelner.
- Co państwo sobie życzą?- zapytał.
- Poproszę sałatkę i wodę-
odpowiedziałam.
- To samo.- kelner zanotował i
odszedł.- Sałatka i woda? Nie mów mi, że się odchudzasz. Jesteś strasznie
chuda.
- Nie odchudzam się, jestem
sportowcem. Muszę dbać o siebie.
- Rozumiem.- uniósł ręce w obronnym
geście, na co ja się zaśmiałam.
- Jesteś taki słodki.- wypowiedziałam
po czym od razu przyłożyłam rękę do ust. Jak mogłam coś takiego powiedzieć? Idiotka…
Super! Krótkie rozdziały, trochę błędów, ale tak to super <3 Czekam na next`a :D
OdpowiedzUsuń💛
OdpowiedzUsuń