Rozdział 8
Szłam właśnie do szkoły. Noc miałam lekko zarwaną, bo nie mogłam
zasnąć. Jak tylko zamknęłam oczy widziałam JEGO. Czemu on jest taki cudowny?
Ale skoro jest taki to pewnie ma dziewczynę. I tak jesteśmy tylko znajomymi(
niestety). Miałam na sobie sukienkę , która od pasa w górę była czarna i miała
rękawy do przed łokcia, a no dole była biała, rozszerzona w czarne kropki. Do
tego czarne rajstopy i białe obciągnięte zakola nówki. Zostało mi do przejścia
jeszcze jakieś 500m . Zauważyłam, że pod szkoła stoją Layla i Emily z jakimiś
chłopakami. W jednym z nich rozpoznałam Harrego. Dwaj pozostali to mulat i
szatyn. Chciała wejść nie zauważalnie do szkoły, ale się nie udało.
-Diana.- zawołała Layla.
- Cześć- powiedziałam, niechętnie do
nich podchodząc.- Jestem Diana- przedstawiłam się nieznanym chłopakom.
- Zayn Malik, słoneczko- przywitał się
mulat.
- A ja Liam Payne.- uśmiechnął się przyjaźnie,
a ja to odwzajemniłam.
- Mam pomysł, może całą szóstką wybierzemy się
po szkole gdzieś. Co wy na to? – zapytał Harry.
- Ok.- odpowiedzieli wszyscy oprócz
mnie.
- Ja już mam plany.
- Nie mów, że idziesz się spotkać
z Cainem. – powiedziała Layla, na co
chłopcy spojrzeli na mnie ze zdziwieniem i lekko odrazą.
- Caine Turner? Naprawdę? – spytał
Malik.
- To przecież jego dziewczyna.-
oznajmił Harry.
- TO TY Z NIM CHODZISZ I NIC MI NIE
POWIEDZIAŁAŚ?- zapytała zła Layla. Rzuciłam jej wściekłe spojrzenie i ruszyłam
w kierunku szkoły.
W szatni zostawiając kurtkę napotkałam
Margaret i Davida.
- Hej.- powiedzieli równocześnie. Jak ja
kocham ich zgranie.
- Hej. I jak tam miśki?
-Dobrze. A u Ciebie delfinku?
-HAHA. Śmieszne. A tak sobie?
- Dlaczego?- spytała Margi.
- Layla coś powiedziała i wyszłam na
kłamczuchę i idiotkę i jestem zła.
- Typowa Layla.- zaśmiał się David.
- Taa. Idziemy na lekcje?
- Oki.
Pierwszą lekcją była historia. Layla
próbowała do mnie dotrzeć, ale jej to nie wychodziło, więc jak to Layla
odpuściła sobie i przez kolejne 4 lekcje nie odezwałyśmy się do siebie. O 14.30
poszłam do szatani przebrać się na trening. Nie zajęło mi to zbyt długo. Kiedy
wyszłam zaczynała się rozgrzewka. Robiliśmy sobie rozgrzewki przed wskoczeniem
do wody żeby nie złapać kontuzji. Stanęłam koło Margaret i zaczęłam rozgrzewać
szyję.
- Evans, Morgan, zapraszam do pokoju
trenerów.- powiedział Marshall, który pojawił się nie wiadomo skąd.
Ruszyłyśmy posłusznie za nim i
znalazłyśmy się w „gabinecie”.
- Słyszałyście, że Związek Pływacki
organizuje turniej sylwestrowy w NY?- przytaknęłyśmy.- Wybierają na niego oni
drużyny z jakimiś osiągnięciami z całego kraju. I na liście znalazł się nasz
klub.- zaniemówiłyśmy.- Odbędzie się tam sztafeta dziewczyn z waszego rocznika.
I chciałbym żebyście pojechały właśnie wy. Jesteście najlepsze i do tego
zgrane. Uważam, że możecie zająć miejsce na podium. Koszt całej wyprawy wynosi
200 dolarów. Będziemy umieszczeni w
luksusowym ośrodku, mamy zapewniony dojazd, o nic nie musieli byśmy się
martwić. Wyjazd jest 27 grudnia a powrót 2 stycznia. Muszę zadzwonić jeszcze do
waszych rodziców, tylko pytanie czy chcecie jechać?
- Oczywiście, że chcemy- zaczęłyśmy piszczeć.
- To świetnie. A teraz rozgrzewać się.
Musicie zacząć 2x ciężej trenować, trzymać się diety, nie wypaść formy i
oczywiście nie opuszczać się w nauce.
- Tak jest trenerze.- pobiegłyśmy się
rozgrzać i oznajmić o tym drużynie. Byli zachwyceni. Na rozgrzewkę przepłynęłam
250 m delfinkiem. Byłam taka zachwycona tym , że jadę na turniej sylwestrowy.
AAa.
- Margaret, dzwoniłem do twoich
rodziców i na pewno jedziesz, Diana do twoich też dzwoniłem, ale nie odbierali.
Na pewno się z nimi jakoś skontaktuję , więc się nie przejmuj.
- Dobrze trenerze.- nie wierzę, taka
szansa ,a oni nie odbierają. Tam będzie pewnie tylu sponsorów ,którzy mogli by
spełnić moje marzenia . MUSZĘ TAM POJECHAĆ!
Trening był lekko męczący, ale przeżyłam.
O 16.00 pobiegłam do szatani, wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i wysuszyłam
włosy . Była 16.20 kiedy stałam przed szkołą. Cholera. Zobaczyłam , że Caine
siedzi na ławeczce i patrzy na ekran telefonu. Podeszłam do niego.
- Hej, przepraszam, ale skończyłam
trening i musiałam się ogarnąć. Mam nadzieję, że nie jesteś zły.
- Hej. Oczywiście , że nie. Miałaś
trening i rozumiem, że po pływaniu trzeba się wysuszyć itd. Nic się nie stało.-
uśmiechnął się.
- Diana, zapomniałaś okularków !-
krzyknęła Margaret.
- O dziękuje Ci.
- To nic takiego. O cześć jestem
Margaret- przedstawiła się.
- Jestem Caine.
- A ja David.- nawet nie zauważyłam,
że przyszedł.
- Miło was poznać.
- Fajnie, Cię poznać, ale musimy już
iść. PA. – powiedział David i ruszył z Margi w stronę ich domów.
- Chyba mnie nie polubił.
- Polubił, tylko zobaczył, że
rozmawiasz z Margaret. Zazdrość.
-Racja. To co idziemy?
- Ok. – odpowiedziałam.
Cała drogę przegadaliśmy na temat
mojego nudnego dnia. Nie spodobał mu się fakt o aniołach ciemności , ale za to
ucieszył się na wieść o turnieju sylwestrowym. Weszliśmy do mojego domu i od
razu przywitał się z nami Jay Kay. Polubili się z Cainem.
- Mam do zrobienia tylko matmę. To nie
powinno zając dużo czasu. – przypomniała mi się propozycja mamy.- Właśnie, mama
wczoraj pytała czy przyjdziesz na kolację?
- Jeśli nie ma z tym kłopotu.
- Jasne, że nie. Poczekaj. Muszę
rozwiesić strój. Zaraz wrócę.
Udałam się do mojej łazienki.
Rozwiesiłam go i napisałam do mamy.
JA: Caine zostanie na kolacji.
MAMA: Ok. Myślisz, że lubi lazanię?
JA: Tak.
MAMA: Będę później, bo
muszę kupić składniki. xx
No to załatwione. Ruszyłam na dół.
Niebieskooki bawił się z psem.
- Przynieść ci coś żebyś się nie
nudził jak będę robić matmę?
- Nie. Pomogę Ci.- oznajmił.
- Nie trzeba.
- Trzeba, trzeba.
Nie zamierzałam się sprzeciwiać.
Miałam do zrobienia 5 zadań z pierwiastków. Zajęło nam to 45 minut, bo co
chwilę się śmialiśmy. Po skończeniu zaprosiłam go na górę.
- Możemy zostać tu i zaraz mieć
styczność z moją mamą lub iść na górę.- dałam mu wybór.
- Lubię twoją mamę, ale wybieraj
pokój.
Weszliśmy do mojego pokoju. Nie panował
w nim na szczęście bałagan. Caine uważnie wszystko obejrzał. Każdy dyplom,
zdjęcie.
-Ładnie tu masz. I masz niesamowity
porządek jak na swój wiek.
- Dziękuje, od zawsze była pedantką.
- I jakich mądrych słów używasz.
- Zdarza mi się.- zaczęliśmy chichotać.
Usłyszeliśmy , że ktoś wchodzi.
- Dzień dobry. – krzyknęła mama.-
Kolacja będzie za godzinę.
- Okej.
Przez wolny czas rozmawialiśmy o
wszystkim i o niczym. Czułam się jakbyśmy było parą, ale tak nie było. Smutne.
Równo o 18.30 zeszliśmy na dół. Lazania stała już na zastawionym stole.
- Dzień dobry.- przywitał się Caine z
moimi rodzicami.- Ładnie pachnie.
- A jeszcze lepiej smakuje, uwierz mi.
– powiedział Roger.
- Siadajcie póki gorące. – poprosiła mama.
Nie musiała się powtarzać.
Zasiedliśmy i zaczęliśmy jeść.
Naprawdę lazania wyszła pyszna. Cainowi też smakowała. Rodzice wypytywali go o
różne sprawy na co on odpowiadał i widać rodzicom przypadł do gustu. Nagle
niespodziewanie zadzwonił dzwonek.
- Ja otworzę.- rzekł Roger i ruszył do
drzwi.
- O. Cześć. Proszę wejdź.-
usłyszeliśmy. Niespodziewany gość posłuchał się i pokierował się do nas.
Kiedy zobaczyłam kto to prawie się
udławiłam…
------------------
Podoba się? Jak myślicie kto przyszedł?
super rozdział :) Dam se rękę uciąć że to Harry przyszedł :) Czekam z niecierpliwością na next'a :**
OdpowiedzUsuńAwww *.*
OdpowiedzUsuńmyśle że harry PS: świetny
OdpowiedzUsuń��
OdpowiedzUsuń