Rozdział 10
Diana
Następnego dnia przy śniadaniu nie wiedziałam
co ze sobą zrobić. Kellin i Caine cały czas gadali uśmiechnięci a Rosie i Mel
się im przysłuchiwały. Copeland była cicha i nieobecna. Ian niby tez
przysłuchiwał się rozmowie Kell’a i Caine’a ale był nieobecny. Kiedy na niego
patrzyłam bałam się, że znów zobaczę
czerń. Jednak teraz jej nie widziałam. Korzystając z okazji poszłam do kuchni
pozmywać. Nikt jakoś nie zauważył, że zniknęłam natomiast ja zauważyłam ja Ian
próbował się wymknąć z domu.
-
A ty dokąd?- odparłam ostro.
-
Pomóc Ashton’owi- powiedział.
-
Czyżby? W czym?
-
Przygotować idealną randkę dla niego i Cassie- prychnęłam.
-
On sam nie powinien się tym zająć? I czemu ci nie wierzę? – oboje byliśmy
szczerze zdziwieni moją reakcją.
-
My mu po prostu chcemy pomóc wszystko poustawiać i takie tam. A to, że mi nie
wierzysz to nie mój problem- odparł obojętnie.
-
Może trochę grzeczniej co? Nie twój problem? A może ja ci nie pozwalam wyjść ?
Czemu nie możesz spędzić soboty z rodziną?
-
Bo mój przyjaciel mnie potrzebuje?
-
Twoja rodzina też?- spojrzał w kierunku stołu. Ja też tam spojrzałam.
-
Nie zauważyli, że odszedłem. Nie potrzebujecie mnie. Tak, więc wychodzę i wrócę
wieczorem. Cześć- powiedział i pospiesznie opuścił dom. Zrezygnowana usiadłam
na krzesło i schowałam twarz w dłoniach. Gdzie popełniłam błąd? Czyżby
faktycznie c i e m n o ś ć dopadła
mojego syna?
Ian
O
co chodzie tej kobiecie? Od kiedy ma takie humory ? Nie rozumiem jej. Nigdy nie
przeszkadzało jej, że wychodzę z przyjaciółmi, że chcę komuś pomóc, że nie
spędzam z nimi czasu. Może to przez wujka Kellin’a i Copeland? Jezu, jak ja nie
lubię mojej kuzynki. Jest taka rozpieszczona… Rozumiem, straciła mamę jak była
malutka, ale to nie jest powód żeby chcieć wszystko i wszystkich… Dobra, nie
chcę o tym wszystkim myśleć. Teraz trzeba przygotować idealnie randkę Ashton’a.
Władowałem się do auta Mike’a. Siedział z Calumem. Pojechaliśmy na wyznaczone
miejsce i zrobiliśmy wszystko zgodnie z planem.
Ashton
-
Zaufaj mi, Ash. Wszystko będzie ok.- Ashley układała moje włosy co doprowadzało
mnie do szału.
-
Ile razy mam ci powtarzać, że nie chcę pójść z nią na randkę jako jakaś pizda?-
wywróciła oczami .
-
Dobra, więcej ci nie pomagam- spojrzałem w lustro i dokonałem poprawek. Kiedy
się odwróciłem moja siostra przyglądała mi się ciepłym uśmiechem.- Na pewno
Cassie się spodoba.
-
Myślisz?- jeszcze raz spojrzałem w lustro. Przytuliła się do mnie od tyłu.
-
Jestem tego pewna. A teraz zmiataj stąd i jedź po nią. Chyba nie chcesz się
spóźnić?- założyłem na siebie kurtkę.
-
No nie- już zamierzałem wyjść, ale szybko się wróciłem i pocałowałem moją
siostrę w policzek- Dzięki, Ashley za pomoc- potem udałem się do gabinetu
mojego taty po kluczyki do jego wozu. Siedział i coś pisał na laptopie- mogę
wziąć twojego mustanga ?
-
Mhm. Kluczyki masz w szufladzie w komodzie- podszedłem i zacząłem szukać.
Zdziwiło mnie to, że bez żadnego problemu pozwolił mi je wziąć.
-
Nie zapytasz po co chcę pożyczyć twój wóz?- nadal cos pisał.
-
Po co?- nie interesowało go to zbytnio.
-
Idę na randkę- nie odpowiadał- Nie zgadniesz z kim.
-
Hmm?- i nadal nawala w klawiaturę.
Znalazłem w końcu kluczyki. Odwróciłem się do niego.
-
Z Cassie- w połowie pisania się zatrzymał.
-
Z Cassie Cavanaugh ?- zapytał lekko zdenerwowany.
-
We własnej osobie- uśmiechnąłem się. On natomiast westchnął.
-
Jest tyle dziewczyn na świecie, a musiałeś brać się za córkę moich bliskich
znajomych?- mój uśmiech zniknął.
-
Wiesz, bardziej liczyłem na to, że powiedz co s w stylu „ brawo Ashton, jestem
dumny, że w końcu się z kimś umówiłeś na normalną randkę” lub „ no, tylko niech
obędzie się bez dzieci”, ale widocznie ty widzisz same minusy. – w jego oczach
pojawił się lód.
-
Gdybyś wziął się za jakąś inną dziewczynę bym tak powiedział, ale nie Cassie…
Jest starsza od ciebie i jest córką kobiety która jest dla mnie jak rodzona
siostra. To oczywiste, że coś zwalisz i potem będzie problem…- roześmiałem się.
-
Może zaczniesz pisać książki co? Poradnik „Jak zmniejszyć samoocenę swojego
syna”. To będzie hit, zarobisz fortunę, mówię ci. I ty jeszcze mnie oceniasz?
To ty wyjechałeś sobie bez słowa, doprowadzając mamę do szału i łez, to przez
ciebie Ashley była smutna, bo bała się, że nie wrócisz, że postanowiłeś
zostawić rodzinkę. A po twoim bałaganie musiałem sprzątać j a . Nie t y tylko j
a. Ja pocieszałem je obie, bo t y je zraniłeś. Więc pomyśl zanim coś palniesz.
Wychodzę- zostawiłem go w osłupieniu. I mam to w dupie. Powiedziałem prawdę.
***
Cassie
czekała na mnie przed domem. Ubrała się zwyczajnie. Szorty,
koszulka i fullcup.
Uśmiechnąłem się.
-
Wsiadaj piękna- z uśmiechem otworzyłem jej drzwi.
-
Spóźniony- wyszczerzyła się.- Zgarnąłeś minuska.
-
Przepraszam, to wina mojego ojca- zaciekawiona spojrzała na mnie.
-
Opowiadaj.
-
Nie.
-
Opowiadaj.
-
Po co? – puściła mi oczko.
-
Bo lubię słuchać jak inni gadają o swoich problemach.
-
Skąd wiesz, że mam z tym problem?- wywróciła oczami.
-
Oh, Aston. Widać, że jesteś zdenerwowany. Więc, opowiedz mi o tym. Poczujesz
się znacznie lepiej- westchnąłem.
-
Powiedział, że na pewno spieprzę sprawę z tobą i później on będzie miał z tym
problemy, a ja mu wygarnąłem jego nagły służbowy wyjazd – roześmiała się- Czy
twoje rozbawienie ma być potwierdzeniem jego słów?- uspokoiła się.
-
Oczywiście, że nie. Widać, że ci zależy, więc nie powinieneś spieprzyć. A co do
wujka Harry’ego to dobrze mu wygarnąłeś. Jaką miał minę jak mu to powiedziałeś.-
uśmiechnąłem się.
-
Mniej więcej o taką- zademonstrowałem. Znów się roześmiała tym swoim cudownym
śmiechem.
-
Gratuluję – zatrzymałem auto i wyjąłem moją bandankę.
-
Nachyl się- powiedziałem. Uniosła brew.
-
Po co?- uśmiechnąłem się.
-
Niespodzianka- bez protestów dała sobie zawiązać oczy i dać zaprowadzić w
wyznaczone miejsce. Muszę przyznać, że chłopacy to zrobili tak jak chciałem. Rozwiązałem
bandankę. Dziewczyna wstrzymała oddech.
-
Ty to przygotowałeś?- uśmiechnąłem się.
-
Z pomocą chłopaków. Inaczej bym nie zdążył. – odsunąłem jej krzesło.
Podziękowała mi i usiadła. Nalałem jej wina. Potem sobie.
-
Ty przypadkiem nie prowadzisz?- spytała
z uśmiechem.
-
Później będziemy się martwić- puściłem jej oczko. Podałem jej opakowanie z
jedzeniem.- Otwórz- otworzyła i spojrzała na mnie ze zdziwieniem- Myślałem, że
wolisz mnie jak jestem sobą. A to cały ja- nadal z rozbawieniem wpatrywała się
w naszą kolacje z Burger Kinga.
-
To chyba najwspanialsza randka na którą ktoś mnie zabrał- od razu zrobiło mi
się cieplej w sercu- Powiesz mi czemu wcześniej się z tobą nie umówiłam?- wzruszyłem
ramionami.
-
Mam nadzieję, że odpowiesz nam teraz na to pytanie- jej uśmiech zniknął.
Pojawił się smutek.
-
Zanim rok temu się tu przeprowadziłam miałam cudownego chłopaka i nie mogłam się
pozbierać po rozstaniu. No i to twoje
dupkowate zachowanie mnie odpychało i… Na litość boską jesteś dwa lata młodszy!
– znów się uśmiechnęła- Ale teraz żałuję, że zważałam na to.
-To
dobrze. – resztę posiłku przegadaliśmy na milsze tematy cały czas się śmiejąc. Naprawdę
dobrze mi idzie.
-
Zatańcz ze mną, Styles- wstała od stołu i wyciągnęła do mnie rękę.
-
Przecież nie ma muzyki- wzruszyła ramionami.
-
Skoro jej nie słyszysz to twój problem. No rusz to dupsko- z uśmiechem
podszedłem do niej.
-
Jaka piosenka teraz leci?
-
Wolna- liczyłem na tą odpowiedź. Złapałem ją w talii a ona zarzuciła mi ręce na
szyję. Tańczyliśmy tak przez dobry kwadrans. Potem dziewczyna pociągnęła mnie
na pomost gdzie usiedliśmy żeby obejrzeć zachód słońca. – Portland to naprawdę piękne
miasto…
-
Jesteśmy szczęściarzami, że tu mieszkamy- odparłem. Przez chwile siedzieliśmy w
ciszy. Ku mojemu zaskoczeniu dziewczyna wtuliła się we mnie i oparła swoja
głowę na mojej piersi.
-
Zaśpiewaj mi coś, Ashton- szepnęła. Po krótkim zastanowieniu wybrałem fragment
naszej piosenki „Never be”. Nachyliłem się do jej ucha.
-
Widziałem siebie w twoich oczach,
Będę
rozbudzony aż do wschodu słońca,
Chciałbym
trzymać cię, trzymać cię całą noc,
Chciałbym
powiedzieć ci, że jesteś moja….- spojrzałem jej w oczy. Dziewczyna z lekkim
uśmiechem nachyliła się i musnęła moje usta.
-
Powiedz to..- szepnęła.
-
Jesteś moja …- oparła swoje czoło o moje.
-A
ty mój…
------------------------------
Kochane trochę? Co wy sądzicie? Musze przyznać, że ten rozdział mi wyszedł tak jak chciałam xd Czekam na wasze komentarze, nn w piątek. I jeszcze takie ogłoszenie: postanowiłam podzielić Peace or Darkness na trzy części i za tydzień będzie koniec pierwszej części "Lies" , później wytłumaczę o co chodzi.
Zgadzam się. To takie słodkie awwww...
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co dalej będzie z Dianą i Ian'em.
Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału.
Dominika
Świetny i ten dangerous Ian. Awww. Czekam na nn
OdpowiedzUsuńSuper... ;D Słodziak! < 3
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńBoskie <3
OdpowiedzUsuńSuper, z niecierpliwością czekam na next :D
OdpowiedzUsuńNie bd się rozpisywała, tylko dodam, ze rozdział jest niesamowity :D - pozdro Asia :)