niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział 10



Rozdział 10
                                                      Diana
 Następnego dnia przy śniadaniu nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Kellin i Caine cały czas gadali uśmiechnięci a Rosie i Mel się im przysłuchiwały. Copeland była cicha i nieobecna. Ian niby tez przysłuchiwał się rozmowie Kell’a i Caine’a ale był nieobecny. Kiedy na niego patrzyłam  bałam się, że znów zobaczę czerń. Jednak teraz jej nie widziałam. Korzystając z okazji poszłam do kuchni pozmywać. Nikt jakoś nie zauważył, że zniknęłam natomiast ja zauważyłam ja Ian próbował się wymknąć z domu.
- A ty dokąd?- odparłam ostro.
- Pomóc Ashton’owi- powiedział.
- Czyżby? W czym?
- Przygotować idealną randkę dla niego i Cassie- prychnęłam.
- On sam nie powinien się tym zająć? I czemu ci nie wierzę? – oboje byliśmy szczerze zdziwieni moją reakcją.
- My mu po prostu chcemy pomóc wszystko poustawiać i takie tam. A to, że mi nie wierzysz to nie mój problem- odparł obojętnie.
- Może trochę grzeczniej co? Nie twój problem? A może ja ci nie pozwalam wyjść ? Czemu nie możesz spędzić soboty z rodziną?
- Bo mój przyjaciel mnie potrzebuje?
- Twoja rodzina też?- spojrzał w kierunku stołu. Ja też tam spojrzałam.
- Nie zauważyli, że odszedłem. Nie potrzebujecie mnie. Tak, więc wychodzę i wrócę wieczorem. Cześć- powiedział i pospiesznie opuścił dom. Zrezygnowana usiadłam na krzesło i schowałam twarz w dłoniach. Gdzie popełniłam błąd? Czyżby faktycznie c i e m n o ś ć dopadła mojego syna?
                                                   Ian
O co chodzie tej kobiecie? Od kiedy ma takie humory ? Nie rozumiem jej. Nigdy nie przeszkadzało jej, że wychodzę z przyjaciółmi, że chcę komuś pomóc, że nie spędzam z nimi czasu. Może to przez wujka Kellin’a i Copeland? Jezu, jak ja nie lubię mojej kuzynki. Jest taka rozpieszczona… Rozumiem, straciła mamę jak była malutka, ale to nie jest powód żeby chcieć wszystko i wszystkich… Dobra, nie chcę o tym wszystkim myśleć. Teraz trzeba przygotować idealnie randkę Ashton’a. Władowałem się do auta Mike’a. Siedział z Calumem. Pojechaliśmy na wyznaczone miejsce i zrobiliśmy wszystko zgodnie z planem.
                                                          Ashton
- Zaufaj mi, Ash. Wszystko będzie ok.- Ashley układała moje włosy co doprowadzało mnie do szału.
- Ile razy mam ci powtarzać, że nie chcę pójść z nią na randkę jako jakaś pizda?- wywróciła oczami .
- Dobra, więcej ci nie pomagam- spojrzałem w lustro i dokonałem poprawek. Kiedy się odwróciłem moja siostra przyglądała mi się ciepłym uśmiechem.- Na pewno Cassie się spodoba.
- Myślisz?- jeszcze raz spojrzałem w lustro. Przytuliła się do mnie od tyłu.
- Jestem tego pewna. A teraz zmiataj stąd i jedź po nią. Chyba nie chcesz się spóźnić?- założyłem na siebie kurtkę.
- No nie- już zamierzałem wyjść, ale szybko się wróciłem i pocałowałem moją siostrę w policzek- Dzięki, Ashley za pomoc- potem udałem się do gabinetu mojego taty po kluczyki do jego wozu. Siedział i coś pisał na laptopie- mogę wziąć twojego mustanga ?
- Mhm. Kluczyki masz w szufladzie w komodzie- podszedłem i zacząłem szukać. Zdziwiło mnie to, że bez żadnego problemu pozwolił mi je wziąć.
- Nie zapytasz po co chcę pożyczyć twój wóz?- nadal cos pisał.
- Po co?- nie interesowało go to zbytnio.
- Idę na randkę- nie odpowiadał- Nie zgadniesz z kim.
- Hmm?- i nadal nawala w klawiaturę.  Znalazłem w końcu kluczyki. Odwróciłem się do niego.
- Z Cassie- w połowie pisania się zatrzymał.
- Z Cassie Cavanaugh ?- zapytał lekko zdenerwowany.
- We własnej osobie- uśmiechnąłem się. On natomiast westchnął.
- Jest tyle dziewczyn na świecie, a musiałeś brać się za córkę moich bliskich znajomych?- mój uśmiech zniknął.
- Wiesz, bardziej liczyłem na to, że powiedz co s w stylu „ brawo Ashton, jestem dumny, że w końcu się z kimś umówiłeś na normalną randkę” lub „ no, tylko niech obędzie się bez dzieci”, ale widocznie ty widzisz same minusy. – w jego oczach pojawił się lód.
- Gdybyś wziął się za jakąś inną dziewczynę bym tak powiedział, ale nie Cassie… Jest starsza od ciebie i jest córką kobiety która jest dla mnie jak rodzona siostra. To oczywiste, że coś zwalisz i potem będzie problem…- roześmiałem się.
- Może zaczniesz pisać książki co? Poradnik „Jak zmniejszyć samoocenę swojego syna”. To będzie hit, zarobisz fortunę, mówię ci. I ty jeszcze mnie oceniasz? To ty wyjechałeś sobie bez słowa, doprowadzając mamę do szału i łez, to przez ciebie Ashley była smutna, bo bała się, że nie wrócisz, że postanowiłeś zostawić rodzinkę. A po twoim bałaganie musiałem sprzątać j a . Nie t y tylko j a. Ja pocieszałem je obie, bo t y je zraniłeś. Więc pomyśl zanim coś palniesz. Wychodzę- zostawiłem go w osłupieniu. I mam to w dupie. Powiedziałem prawdę.
                                                        ***
Cassie czekała na mnie przed domem. Ubrała się zwyczajnie. Szorty,
koszulka i fullcup. Uśmiechnąłem się.
- Wsiadaj piękna- z uśmiechem otworzyłem jej drzwi.
- Spóźniony- wyszczerzyła się.- Zgarnąłeś minuska.
- Przepraszam, to wina mojego ojca- zaciekawiona spojrzała na mnie.
- Opowiadaj.
- Nie.
- Opowiadaj.
- Po co? – puściła mi oczko.
- Bo lubię słuchać jak inni gadają o swoich problemach.
- Skąd wiesz, że mam z tym problem?- wywróciła oczami.
- Oh, Aston. Widać, że jesteś zdenerwowany. Więc, opowiedz mi o tym. Poczujesz się znacznie lepiej- westchnąłem.
- Powiedział, że na pewno spieprzę sprawę z tobą i później on będzie miał z tym problemy, a ja mu wygarnąłem jego nagły służbowy wyjazd – roześmiała się- Czy twoje rozbawienie ma być potwierdzeniem jego słów?- uspokoiła się.
- Oczywiście, że nie. Widać, że ci zależy, więc nie powinieneś spieprzyć. A co do wujka Harry’ego to dobrze mu wygarnąłeś. Jaką miał minę jak mu to powiedziałeś.- uśmiechnąłem się.
- Mniej więcej o taką- zademonstrowałem. Znów się roześmiała tym swoim cudownym śmiechem.
- Gratuluję – zatrzymałem auto i wyjąłem moją bandankę.
- Nachyl się- powiedziałem. Uniosła brew.
- Po co?- uśmiechnąłem się.
- Niespodzianka- bez protestów dała sobie zawiązać oczy i dać zaprowadzić w wyznaczone miejsce. Muszę przyznać, że chłopacy to zrobili tak jak chciałem. Rozwiązałem bandankę. Dziewczyna wstrzymała oddech.
- Ty to przygotowałeś?- uśmiechnąłem się.
- Z pomocą chłopaków. Inaczej bym nie zdążył. – odsunąłem jej krzesło. Podziękowała mi i usiadła. Nalałem jej wina. Potem sobie.
- Ty przypadkiem nie  prowadzisz?- spytała z uśmiechem.
- Później będziemy się martwić- puściłem jej oczko. Podałem jej opakowanie z jedzeniem.- Otwórz- otworzyła i spojrzała na mnie ze zdziwieniem- Myślałem, że wolisz mnie jak jestem sobą. A to cały ja- nadal z rozbawieniem wpatrywała się w naszą kolacje z Burger Kinga.
- To chyba najwspanialsza randka na którą ktoś mnie zabrał- od razu zrobiło mi się cieplej w sercu- Powiesz mi czemu wcześniej się z tobą nie umówiłam?- wzruszyłem ramionami.
- Mam nadzieję, że odpowiesz nam teraz na to pytanie- jej uśmiech zniknął. Pojawił się smutek.
- Zanim rok temu się tu przeprowadziłam miałam cudownego chłopaka i nie mogłam się pozbierać po rozstaniu.  No i to twoje dupkowate zachowanie mnie odpychało i… Na litość boską jesteś dwa lata młodszy! – znów się uśmiechnęła- Ale teraz żałuję, że zważałam na to.
-To dobrze. – resztę posiłku przegadaliśmy na milsze tematy cały czas się śmiejąc. Naprawdę dobrze mi idzie.
- Zatańcz ze mną, Styles- wstała od stołu i wyciągnęła do mnie rękę.
- Przecież nie ma muzyki- wzruszyła ramionami.
- Skoro jej nie słyszysz to twój problem. No rusz to dupsko- z uśmiechem podszedłem do niej.
- Jaka piosenka teraz leci?
- Wolna- liczyłem na tą odpowiedź. Złapałem ją w talii a ona zarzuciła mi ręce na szyję. Tańczyliśmy tak przez dobry kwadrans. Potem dziewczyna pociągnęła mnie na pomost gdzie usiedliśmy żeby obejrzeć zachód słońca. – Portland to naprawdę piękne miasto…
- Jesteśmy szczęściarzami, że tu mieszkamy- odparłem. Przez chwile siedzieliśmy w ciszy. Ku mojemu zaskoczeniu dziewczyna wtuliła się we mnie i oparła swoja głowę na mojej piersi.
- Zaśpiewaj mi coś, Ashton- szepnęła. Po krótkim zastanowieniu wybrałem fragment naszej piosenki „Never be”. Nachyliłem się do jej ucha.
- Widziałem siebie w twoich oczach,
Będę rozbudzony aż do wschodu słońca,
Chciałbym trzymać cię, trzymać cię całą noc,
Chciałbym powiedzieć ci, że jesteś moja….- spojrzałem jej w oczy. Dziewczyna z lekkim uśmiechem nachyliła się i musnęła moje usta.
- Powiedz to..- szepnęła.
- Jesteś moja …- oparła swoje czoło o moje.
-A ty mój…
 
Portland -  

 ------------------------------
Kochane trochę? Co wy sądzicie? Musze przyznać, że ten rozdział mi wyszedł tak jak chciałam xd Czekam na wasze komentarze, nn w piątek. I jeszcze takie ogłoszenie: postanowiłam podzielić Peace or Darkness na trzy części i za tydzień będzie koniec pierwszej części "Lies" , później wytłumaczę o co chodzi. 

6 komentarzy:

  1. Zgadzam się. To takie słodkie awwww...
    Jestem ciekawa co dalej będzie z Dianą i Ian'em.
    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału.

    Dominika

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny i ten dangerous Ian. Awww. Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  3. Super, z niecierpliwością czekam na next :D
    Nie bd się rozpisywała, tylko dodam, ze rozdział jest niesamowity :D - pozdro Asia :)

    OdpowiedzUsuń

Twój Komentarz= Mój Uśmiech :)