niedziela, 9 listopada 2014

Rozdział 6



 Rozdział dedykuję Beacie Janosz, Domi Nice i Pauli Miley za systematyczne komentowanie  :)
Rozdział 6

                                                         Ian
Dzisiaj jedziemy na urodziny cioci Grace. Szczerze to mi się nie chce tam jechać. Będzie tam bardzo dużo osób, trzeba będzie zachowywać się bardzo nadęcie. Nienawidzę takich klimatów. Jakby nie mogła zrobić osobnych urodzin dla najbliższych przyjaciół. No cóż, bywa… Zakładam marynarkę. Może zagadam dzisiaj do Nath? Czemu by nie? W końcu się przyjaźnimy, a z całą resztą paczki normalni gadam. Dobra muszę z nią pogadać. Z przemyśleń wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Jako, że reszta domowników jest na górze i się przygotowuje to ja muszę otworzyć. Podszedłem do drzwi i to uczyniłem. Stał w nich starszy mężczyzna z miłym uśmiechem.
- Dzień dobry. Nazywam się Luigi Simons. Przepraszam, że przychodzę bez zapowiedzi. Jest twoja mama? – Luigi Simons. Przecież to ten badacz aniołów którego miałem odwiedzić! Ale co on tutaj robi i czego chce od mojej mamy?
- Nic się nie stało. Jest na górze, pójdę po nią. Zapraszam do środka- pokręcił głową.
- Ja dosłownie na chwilkę. Poczekam tutaj. Dziękuję za fatygę- uśmiechnął się po raz kolejny. Odwzajemniłem to i zamknąłem drzwi. Zaciekawiony poszedłem po moją mamę.
                                                       Diana
Właśnie skończyłam zaplatać warkocza kiedy do drzwi zapukał Ian.

- Cześć synku- przywitałam go posyłając mu uśmiech- Jeszcze sobie trochę poczekamy, bo tata bierze prysznic- oznajmiłam.
- Nie o to chodzi. Jakiś pan chce z tobą porozmawiać. Czeka przed drzwiami- zanim zdążyłam się czegoś dowiedzieć on już ruszył na dół. No cóż, musze sprawdzić o co chodzi. Nikogo się nie spodziewałam. Kiedy otworzyłam drzwi zdziwiło mnie to kogo zobaczyłam.
- Luigi- szepnęłam. – Co ty tutaj robisz?
- Diana- skinął mi głową- Jak zwykle piękna. Przyszedłem tylko na chwilkę. Zaraz się zmywam- nawet nie wiecie jak się cieszę, że mój mąż bierze prysznic. Gdyby go tu zobaczył…
- O co chodzi Luigi?- zmusiłam się na lekki uśmiech.
- O twoją ciotkę…- od razu zesztywniałam. Chodzi o ciotkę Meggi? Ciekawe co z nią. Tak dawno z nią nie rozmawiałam… Ale skąd Luigi wie co u niej? Zanim jednak zdążyłam odpowiedzieć poczułam rękę na biodrze. Za szybko się ucieszyłam. Nie musiałam się odwracać żeby wiedzieć, że to Caine.
- Co on tutaj robi?- warknął. I znów nie pozwolono dojść mi do słowa.
- Właśnie miałem wracać. Przepraszam za najście. Diana, po prostu zadzwoń do niej jak znajdziesz czas. Do widzenia- i odszedł. Caine zatrzasnął drzwi. Potem mnie puścił i zaczął kierować się na górę.
- Caine..- nie odpowiedział tylko dalej szedł- Caine zatrzymaj się- i nadal nic- Caine do cholery!- wrzasnęłam, ale on zniknął na górze. Szkoda, że Ian jest świadkiem tego całego zajścia.
- Chcesz wody, mamo?- zapytał. Zamknęłam oczy.
- I tabletkę jak możesz- usiadłem przy stole i podparłam głowę dłońmi. Nie musiałam z nim rozmawiać ani na niego patrzeć, żeby wiedzieć, że widok i głos Luigiego otworzyły starą ranę. Chciałam iść do niego, przytulić się mocno do niego, powiedzieć, że go kocham i wszystko będzie dobrze. Ale nie mogłam. Po tym jak mnie olał. Przecież to nie moja wina, że Luigi tu przyszedł żeby powiedzieć mi o mojej cioci! Nie mam nawet teraz siły żeby wykręcić do niej numer.
- Proszę- włożyłam tabletkę do ust i popiłam wodą. Ciut lepiej. – Chcesz o tym porozmawiać?- zapytał mój syn. Uśmiechnęłam się smutno i pogłaskałam go po policzku.
- Nie teraz. Może kiedy indziej.- pokiwał głową. Zadzwonił telefon. Ciekawe kto to. Odebrałam- Halo?
- Cześć siostrzyczko – usłyszałam szczęśliwy głos, mojego młodszego, przyrodniego brata Kyle’a.
- O Kyle. Cześć. Dawno nie rozmawialiśmy. Co u ciebie?- tak na serio nie maiłam nastroju żeby z nim gadać.
- Faktycznie, trochę czasu minęło. A nie najgorzej. Dzwonię żeby się wykorzystać.
- W jakim celu?
- Odbierzesz mnie jutro z dworca o 12?- zapytał z nadzieją. A no tak! Rok studencki się skończył w piątek.
- Nie ma problemu.
- Kocham cię! To do jutra. Pa- i się rozłączył.
- Tak, tak. Ja też cię kocham- mruknęłam. Ian się dziwnie na mnie spojrzał.- Wujek Kyle- wyjaśniłam mu. Pokiwał głową
- Jesteśmy gotowe!- na dole pojawiły się moje córki, bardzo wystrojone. Uśmiechnęłam się do nich.
- Idźcie się władować do samochodu, a ja pójdę po waszego ojca- dziewczynki od razu ruszyły do wyjścia, Ian jednak jeszcze stał.
- Jak chcesz, ja mogę po niego pójść- oznajmił. Wskazałam na drzwi.
- Idź do sióstr, poradzę sobie – niepewnie skinął głową. Poszliśmy w swoje strony. Pomimo, że sypialnia należała do mnie i mojego partnera i tak zapukałam. Usłyszałam ciche proszę. Weszłam.- Dzieci są już w samochodzie- powiedziałam.
- Mhm- mruknął. Westchnęłam.
- Caine, ja go nie zapraszałam …
- Wiem- odparł szorstko. O nie, ja go błagać nie będę.
- Czekamy w samochodzie- odparłam i zeszłam do samochodu. Wsiadłam i podgłośniłam radio. Po paru minutach przyszedł Caine i odjechał.
                                                       ***
- Dziękuję wam bardzo! – prezent spodobał się bardzo Grace.
- To my dziękujemy za zaproszenie- przytuliłyśmy się.
- Ta impreza bez was nie miała by sensu- posłała mi szeroki uśmiech. Zwróciła się do moich dzieci- Reszta jest w altance- po tych słowach szybko odeszli. – Mogłabym mieć do ciebie małą prośbę?
- To twój dzień. Mów śmiało.
- Znajdziesz Luke’a i powiesz żeby do mnie przyszedł?- pokiwałam głową. W ogrodzie było dużo osób. Większości nie znałam. Byłam jednak pewna, że nie znajdę tutaj mojego przyrodniego brata. Pewnie jest w domu. I tam się udałam. Przypomniały mi się czasy kiedy nie wiedziałam, że Luke jest moim bratem. Kiedy byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, kiedy mu się strasznie podobałam i się z nim parę razy całowałam ( to akurat źle wspominam). Jednak pomimo dużego bólu za tamtych czasów, trochę za tym wszystkim tęsknie. Za tą bezmyślnością, swobodą, młodością i innymi takimi bzdetami. Dobra koniec wspominek. Luke’a zastałam w kuchni.
- Diana!- wyszczerzył się i mocno mnie przytulił.

-Luke! Grace powiedziała, że masz do niej przyjść- przewrócił oczami z uśmiechem.
- Dopiero jak wypije drinka z moją siostrą! – westchnęłam. Jest uparty, więc muszę wypić. Podał mi szklankę. – I jak ci się żyje, co?
- Normalnie- małe kłamsetwko. Wszystko zaczyna się zmieniać. – A tobie?
- Po staremu. Gdzie Caine?
- Dobre pytanie- odparłam dosyć sucho.
-  Pokłóciliście się?- dopytywał się Castella.
- Nie można tego nazwać kłótnią. Po prostu stało się coś i on przestał się odzywać- wzruszyłam.
- Jak chcesz o tym …
- pogadać, mam do ciebie przyjść. Tak wiem Luke. Dzięki- przytuliłam się do niego.- A teraz rusz ten swój nadęty tyłek i idź do Grace- zaśmiał się.
- Tak jest szefowo- wyszedł z kuchni zostawiając mnie samą.
                                                       Ian
- No napij się z nami no!- nalegała Avril. Zwinęłam jedną wódkę z przyjęcia i teraz wszystkich namawiała żeby się z nią napić. Jak na razie zgodził się tylko Ashton.
- Nie ma mowy- odparłem.  Prychnęła.
- Jak sobie chcesz. To co? Zerujemy Ash?- wyszczerzył się. Po 10 minutach po wódce nie zostało ani kropli. No to teraz trzeba ich kryć.
- Zabiorę ją do jej pokoju- oznajmił Jai. Nikt się nie sprzeciwił. Tam będzie bezpieczniej. Tylko co teraz z tym durniem Styles’em?  Gdyby była tutaj Cassie to chyba poprosiłbym ją żeby mnie wyręczyła, ale jako że jej nie ma to muszę być ja. Na szczęście do pomocy przyszedł Calum.
- Trzeba go dać na odwyk- zaproponował.
- Na zawsze- zaśmialiśmy się. – Chociaż nie, gdzie my znajdziemy perkusistę na zastępstwo w tak krótkim czasie?
- No masz racje. Zakładajmy mu kaftan bezpieczeństwa i ściągajmy go tylko na koncerty albo próby- pokiwałem głową.
- A jeśli Ashton poradzi sobie samą buzią?
- Nie jest na tyle ambitny- wybuchnęliśmy śmiechem.
- I jeszcze to wszystko słyszę- powiedział ledwo . Nie przestawaliśmy się śmiać. Resztę imprezy spędziliśmy w przyjemnym nastroju.
                                                     Diana
Pod wieczór poszłam do kuchni Castell’ów o szklankę wody. Jednak nie byłam sama w domu.
- Kurwa- usłyszałam wrzask a potem zobaczyłam I’phona lecącego przez korytarz. Od razu pobiegłam w tamtą stronę. Ujrzałam kucającego Harry’ego.
- Co się stało?- zapytałam. Spojrzał na mnie zaszklonymi oczami.
- Isa nie żyje…
 -------------------------
I jak? Złe, że zabiłam Isabelle? Znaczy po części ja xd Pamiętacie Liugiego? Jeśli nie, to piszcie, a ja w następnym rozdziale, który pojawi się w pon lub wt (zależy od waszych komentarzy i od mojego lenistwa) wszystko przypomnę xd Chyba nie mam już nic więcej do ogłoszenia, no to teraz czekam na komentarze ;)

7 komentarzy:

  1. super rozdział. dzięki za dedyk. czekam na nn.

    paula miley

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję za dedykację :)
    Rozdział świetny,
    No trudno, że zabiłaś Isabelle.
    Szczerze, to mam słabą pamięć. Nie pamiętam Liugiego. Przepraszam.
    Czekam na next.

    Dominika

    OdpowiedzUsuń
  3. Super, z niecierpliwością czekam na next :D
    Szkoda, że Isa nie żyję, kiedy by wyzdrowiała wyjaśniłoby się coś :(
    Już nie mogę się doczekać kiedy "dzieci" dowiedzą się o aniołach i tych sprawach :D
    To by było chyba na tyle - pozdro Asia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak juz wcześniej mówiłam: zajebiste <3/ Natalka xd

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham, kocham, kocham!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję xx Uuu, szkoda, że nie żyje.. To staje się przerażające.

    OdpowiedzUsuń

Twój Komentarz= Mój Uśmiech :)