niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 4


Rozdział 4

                                                                           Ian
- Do domu macie zadaną całą stronę 67- powiedziała kiedy zadzwonił dzwonek  pani od fizyki, pani Morales. Nie lubię jej. Wiecie co jest zabawne? Że osiemnaście lat temu moja mama się u niej uczyła. I też uważała, że ten babsztyl to jędza. Pamiętam jak wezwała rodziców Mike’a, Luke’a i Jai’a oraz moich .
Do Sali w której czekaliśmy z panią Morales weszli nasi rodzice. Kobiecie oczy wyszły na wierzch. Kiedy nasze mamy ją zobaczyły zaczęły chichotać.
- Kopę lat, pani Morales- uśmiechnęła się do niej moja rodzicielka.
- Nic się nie zmieniło przez te osiemnaście lat- dorzuciła ciocia Emily.
- Nie wołam was tutaj na wspominki. Chciałam porozmawiać o aroganckim zachowaniu waszych synów.
- Nie zrobiliśmy nic złego- mruknął Jai. Wujek Niall spojrzał na niego zły za to ciocia Layla się uśmiechnęła.
- Spóźniają się na każdą lekcje, nie uważają, przeszkadzają, mają gdzieś moje polecenia.
- To może dlatego, że : fizyka nie jest ciekawa, nie umie pani prowadzić lekcji, nie jest pani autorytetem. Wymieniać dalej?- wyliczała ciocia Layla.
- Nie daleko pada jabłko od jabłoni. Dlaczego mnie dziwi zachowanie waszych synów? Chyba już tego nie zmienimy i będę musiała się nimi użerać przez kolejne lata.
- Coś jeszcze pani Morales?- zapytała znudzona mama.
- Nie, a teraz proszę opuścić teren szkoły- wszyscy wyszli z poważnymi minami. Na korytarzu nasze matki buchnęły śmiechem co zdenerwowało jeszcze bardziej naszych ojców.
Do teraz Morales potrafi nam wytykać, że jesteśmy nieodpowiedzialni jak nasze mamy.  Jakoś się tym zbytnio nie przejmuję. Do końca zajęć została nam historia z panem Dark’iem i angielski z panią Isabelle Collins. Nawiasem mówiąc Isabelle uczyła moją mamę w ostatniej klasie. Udałem się pod salę z przyjaciółmi, którzy chodzą ze mną do klasy czyli Horanami, Styles’ami, Payne’m i Calumem. Na nasze (a przynajmniej moje nieszczęście) przeszła koło nas Cassie co pobudziło Ashton’a.
- Nie wzdychaj tak za nią braciszku, nie jesteś w jej typie- oznajmiła mu Ashley.
- Jestem, jestem tylko ona się nie przyzna. – wywróciłem oczami, co on zauważył- A ty może weźmiesz się za Nath co?
- Właśnie, zaproś ją gdzieś w końcu- dołączył się do niego Mike. I wtedy rozpętało się szaleństwo. Każdy mówił dlaczego i jak powinienem to zrobić.
- O patrz, akurat tu idzie – pokazała Ashley.- Idź ją zaproś na bal albo do kina!
- Dobra, już idę!- krzyknąłem na nich i ruszyłem w stronę dziewczyny- Cześć- powiedziałem już całkiem zdenerwowany.
- O Ian, cześć- przywitała się posyłając mi ten jej piękny uśmiech.- Coś się stało?
- Nie, czemu?
- No bo podszedłeś ze mną pogadać i jesteś spięty. Na ogół tego nie robisz.
- No bo ja… Em… To skomplikowane. A co do teraz to.. pomyślałem, że może ty i ja… byśmy skoczyli razem… na bal?- zapytałem nieśmiało.
-A powiesz to teraz bez przerw?- bawiło ją to. To dobrze czy źle?
- Nathalie, chciałbym żebyś poszła ze mną na bal majowy.- dziewczyna zaczęła się zastanawiać.
- Pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Że nie będziesz taki spięty tylko wyluzowany jak zwykle. Umowa stoi?- uśmiechnąłem się.
- Stoi. To wtedy do zobaczenia później – ona poszła w swoją i ja w swoją stronę do towarzystwa, które się ze mnie nabijało. Zadzwonił dzwonek. No nareszcie. Może w końcu dzisiaj dowiem się czegoś ciekawego.
- Ostatnia lekcja skończyła się pytaniem Ian’a po co niektórzy dostają drugą szanse. Jaki to ma cel. A więc cel to wojna- zaskoczyło mnie to. Wojna?- Albo źle to ująłem. Celem jest przejąć świat. A wojna to czas, w którym wszystko ma się rozwikłać. Podczas wojny anioły wpadają w trans i próbują się powybijać. Jednak kluczem do osiągnięcia celu jest Diament Aniołów. Nie wiadomo czy diament to faktycznie diament, bo nosi tylko taką nazwę.  Podobna wojna odbyła się niecałe osiemnaście lat temu, lecz anioły postanowiły zawrzeć sojusz z niewiadomych przyczyn. I tak świat jest zarówno zły jak i dobry- odparł szorstko nauczyciel. Jednak okazuje się, że tylko ja go słuchałem. Innych to zbytnio nie interesuje.
- Czy są podejrzenia czym jest ten diament? – zapytałem.
- Chodzą pogłoski, że to jeden z wyjątkowych aniołów. Dobrze klaso!- powiedział głośniej- Wyciągamy karteczki, kartkóweczka z wiedzy o aniołach! – wszyscy z niechęcią wyjęli kartki. Pan Dark napisał pytania, na które chyba tylko ja znałem odpowiedź. Po pięciu minutach wszystko napisałem. Pan zauważył to i zabrał mi kartkę. Przeczytał wszystko i na palcach pokazał sześć. No proszę, może na koniec uda mi się wyciągnąć lepszą ocenę niż myślałem. Zadzwonił dzwonek. – Połóżcie kartki na biurku i opuście salę. Miłego weekendu. – szliśmy pod salę od angola a moi przyjaciele cały czas narzekali na pana Nathaniel’a. Przecież to chyba najlepszy nauczyciel w całej tej szkole. Nie zamierzam się z nimi spierać. Na drzwiach od Sali angielskiego była karteczka, że jesteśmy zwolnieni z powodu nieobecności pani Isabelle. Dobrze się zapowiada ten weekend.
                                                                  Diana
Wyszłam właśnie z treningu. Za tydzień koniec sezonu. Z jednej strony dobrze, z drugiej źle. Usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Odebrałam.
- Halo?
- To ja- usłyszałam znajomy głos. Był zdenerwowany.
- Co się stało? – zapytałam.
- Przyjedź do szpitala. To ważne. Bądź jak najszybciej.
- Już jadę, Harry- wsiadłam do samochodu.
                                                                  ***
Przed szpitalem zastałam zaniepokojonego Liam’a.
- O co chodzi Lolly?
- Chodzi o jedną z nas, o Isabelle. To jest…. Coś strasznego. Musisz sama ją zobaczyć. – ruszyłam za nim. Isabelle uczyła mnie kiedyś. Po co dodawał że jest jedną z nas? Wiem, że Isabell jest aniołem tak jak my. Pożałowałam myśli o aniołach. Od razu zalały mnie obrazy z tamtego okresu. Poczułam lekki ból. Tak, wtedy bardzo cierpiałam. Wiele razy otarłam się o śmierć. Dowiedziałam się wielu strasznych rzeczy. Ale zyskałam nowych przyjaciół i miłość swojego życia. I teraz jest dobrze. Zobaczyłam Styles’a pod jedną z sal. Był cały zdenerwowany.
- Cześć. Pokażesz mi ją?- zwróciłam się do Stylesa o on tylko machnął głową w stronę drzwi. Weszłam do środka i zobaczyłam Isabelle. Wstrzymałam oddech. To było coś okropnego. Była sina i ledwo oddychała.
- Nie wygląda najlepiej co? – spojrzałam na Hazzę.
- Co jej się stało?- wyszeptałam.
- Problem w tym, że nikt nie wie. Nie widać żadnych obrażeń. Po prostu ledwo żyje. Jakiś przechodzień ją znalazł w parku wczoraj wieczorem.
- Tu się dzieje coś niedobrego….
- Diana, to dopiero początek… Nie wiem co tu się dzieje, ale  tego co mi wiadomo to ma związek z aniołami ciemności i tobą.
- To co teraz robimy?
- Musimy dowiedzieć się o co tu biega i nikomu poza dawnymi aniołami ciemności o tym nie mówić. No i niestety musimy wrócić do przeszłości.
- Jesteś tego pewny?- liczyłam, że zaprzeczy. Niestety spojrzał mi w oczy i powiedział:
- Tak
                                                                Caine
Zastałem moją żonę trochę smutną w salonie. Pocałowałem ją w czoło.
- Co się dzieje, kochanie?- zapytałem.
- Nic. Po prostu jestem zdenerwowana zakończeniem sezonu. Nie przejmuj się mną- usiadłem koło niej.
- Jak mam się nie denerwować o mój największy skarb?- uśmiechnęła się i wtuliła się we mnie.
- Caine?
- Hmm?
- Powiemy im kiedyś? No wiesz o czym… Trochę głupio mi kłamać.- napiąłem mięśnie. Co jej się nagle o tym przypomniało?
- Nie kłamiesz, tylko nie mówisz prawdy. Jest różnica. Poza tym nie widzę sensu. Skąd nagle ci to przyszło do głowy?
- Trener powiedział coś dzisiaj o lataniu, a mi się od razu przypomniało.- kłamała, mnie nie oszuka.- Nie widzisz sensu w powiedzeniu kim są ich rodzice i ich przyjaciele?
- Czemu ci tak na tym zależy? Nie ma potrzeby im mówić. Uznają nas tylko za wariatów. Skończ temat , Diana.
- Hej!- usłyszeliśmy głosy naszych dzieci, które właśnie wróciły ze szkoły.
- Cześć – przywitała się moja żona. Zeszła z kanapy i udała się do kuchni, gdzie spędziła większość pozostałości do końca dnia. Od naszej rozmowy była taka nieobecna…
                                                             Ian
Nie wiem o co im chodzi. Chyba się pokłócili. No cóż, czasami trzeba widocznie. Dochodziła północ, idę spać. Otworzyłem okno. Popatrzyłem na drzewo, na którym coś dziwnego siedziało. Wydawało mi się, że widzę czyjeś oczy, ale to chyba moje przywidzenia. Położyłem się i zamknąłem oczy. Byłem świadomy tego, że pewnie i tej nocy jak co noc od ostatniego czasu nawiedzą mnie dziwne koszmary…
-----------------------------------
Co powiecie?  Jakoś ujdzie? Przepraszam, że nie należy do najlepszych, ale ostrzegałam, że teraz mogą być nudne ;/ Proszę was o komentarze. Następny pojawi się w piątek w okolicach 15 myślę.

5 komentarzy:

  1. Super, z niecierpliwością czekam na next :D
    Ja bym na miejscu Ian'a zamknęła to okno :p
    To wszystko jest takie... dziwne, ale b interesujące :D
    Lubię czytać takie opowiadania, to jest wspaniałe :D
    Już nie mogę się doczekać nn rozdziału :D - pozdro Asia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. super extra fantastyczne. czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest super ;)
    To oczywiste, że na początku historia musi się rozkręcić.
    To wszystko jest tak bardzo interesujące, że chciałoby się czytać i czytać ;)

    Dominika

    OdpowiedzUsuń
  4. Super. Tylko czemu Diana ukrywa to przed Caine? Nie rozumiem, są małżeństwem... ;cc

    OdpowiedzUsuń

Twój Komentarz= Mój Uśmiech :)