sobota, 1 listopada 2014

Rozdział 3



Rozdział 3
                                                                         Ian
Znajdowałem się na polanie. Jedyną osobą obecną tu poza mną była moja mama. Tylko z nią coś było nie tak. Jej oczy były czarne.
- Mamo?- zaczęła się osuwać na ziemie- Mamo!- rzuciłem się biegiem w jej stronę. Uklęknąłem przy niej.- Mamo, co ci jest?
- Uciekaj- szepnęła
- Nie zostawię cię tak.
- Schowaj się w tej chwili. Biegnij, już!- przerażony uciekłem w głąb lasu. Nagle nastąpił wybuch a w stronę nieba wystrzeliło czarne światło. A z niego wyszły dziwne istoty. Jedna zmierzała w moim kierunku gotowa mnie zabić.
Obudziłem się z krzykiem. To tylko popaprany sen, Ian.  Spojrzałem na zegarek. 8.20 o kurde! Poleciałem do łazienki i po dwudziestu minutach byłem gotowy. Zbiegłem na dół. Byłem pewien, że nikogo nie zastanę, a tu proszę, mój tata.
- A ty nie w szkole?- zapytał.
- Zaspałem- chwyciłem jabłko i szybko zacząłem ubierać buty. Na bank się spóźnię.
- To może cię podwieźć? – kusząca propozycja.
- A mógłbyś?- uśmiechnął się.
- Zbieraj się- przerzuciłem torbę przez ramię i poszedłem z nim do samochodu. – To jak tam poszedł wam ten casting?
- Gramy na balu.
- Gratuluje- ukradkiem spojrzałem na jego twarz. Miał lekki grymas.
- Wiesz, że kocham to robić prawda? – pokiwał głową- I wiesz, że nie chce przejąć firmy ani akademii tylko podążać za marzeniem?
- Jestem tego świadomy, Ian. – podjechał pod szkołę.
- Dzięki za podwózkę. A i chciałbym żebyś cieszył się moim szczęściem- zamknąłem drzwi i poszedł do szkoły na lekcje.
                                               Caine
Ian zniknął w szkole, a ja pojechałem do firmy. Powoli nie daję rady. To wszystko mnie przerasta. Najbardziej boję się tego, że stracę przez to moją rodzinę. Oni są dla mnie najważniejsi. Wziąłem się za przeglądanie papierów. Nawet nie wiem kiedy w moim biurze pojawił się Louis.
- Przepracujesz się stary- wyszczerzył się do mnie.
- Za późno. Co cię do mnie sprowadza?
- Nie można już kumpla odwiedzić?- uśmiechnął się .
- Jakoś dawno tego nie robiłeś.
- Dlatego trzeba to nadrobić nie? Teraz się czas znalazł.- spojrzałem na niego po raz pierwszy dzisiaj. Widać było, że ten uśmiech był wymuszony i coś go gryzło.
- Co ci jest? I nie kłam- pogroziłem mu palcem.
- Nie będę opowiadał ci o moich problemach.  Nie po to tutaj przyszedłem- odłożyłem te przeklęte papiery.
- Gadaj w tej chwili. Nie trzymaj mnie w niewiedzy- wywrócił oczami.
- Chodzi o Calum’a- zaskoczyło mnie to trochę.
- Co z nim?
- Ignoruje nas, zwłaszcza mnie, wstydzi się nas, zaczął być samolubny, rzadko bywa w domu- no to pięknie. Nienawidzę gadać o związku Lou i Zayn’a. Akceptuje ich, ale jak mam o tym gadać to jest mi niezręcznie. A jak coś palnę i się obrażą?
- Dorasta, a jeśli chodzi o wstydzenie się… Nie wiem jak to ubrać w słowa. Można powiedzieć, że to trochę niefajna sytuacja kiedy…
- Ma się dwóch ojców? Jak rodzice to geje? – kiwnąłem głową- Nie obchodzą mnie inni. Dla mnie się liczy tylko Zayn. I Calum. Powinien to akceptować. I „niefajna”? Na serio? Przeszkadza ci to, że jestem gejem?
- Nie, nie przeszkadza. Tylko nie lubię o tym rozmawiać…
- To po co pytasz się o moje problemy, jak domyślasz się pewnie, że chodzi o to? Nie rozumiem cię. – oburzony ruszył do wyjścia.
- Daj spokój Louis, nie obrażaj się- ruszyłem za nim, ale w drzwiach wpadłem na moją żonę.
- O co chodziło?
- Obraził się?- uśmiechnęła się.
- Dzisiaj ich  zaprosimy na kolacje i się przeprosicie- wciągnęła mnie do gabinetu i pocałowało. Nie chciałem jej wypuszczać z objęć.
- Skoro tak postanawiasz, to sprzeciwiać się nie będę. – uśmiechnąłem się.
- To dobrze. To co mam do roboty?- odsunąłem jej krzesło i kazałem usiąść.
- Siedź i odpoczywaj- westchnęła.
- Nie ma mowy. A więc? – wywróciłem oczami. Podałem jej kartkę.
- Sprawdź czy wszystko się zgadza, a ja idę po kawę- szybko wyszedłem.
                                                Ian
- Wszystko się zgadza?- zapytałem na pierwszej przerwie, na której złapałem pana Dark’a. Mężczyzna uśmiechnął się.
- Dobra robota Ian. Wpisze ci sześć.
- Dziękuję. Nie żeby pan źle prowadził lekcje, bo tak nie jest, ale może zaprosimy tego Luigiego do nas na lekcje skoro bada historię aniołów?- skrzywił się.
- Ten facet oszalał i prawie nie wychodzi z domu przez ostatnie osiemnaście lat. Nie sprowadzę go na moją lekcje.
- Okej, rozumiem. To ja idę na lekcje, do widzenia – ruszyłem korytarzem. Może sam dla siebie spotkam się z tym gościem? To może być ciekawe. Ujrzałem moją siostrę na dziedzińcu popalającą papierosa z jakimś gachem. Podszedłem do nich.
- Spieprzaj stąd- warknąłem na niego, a ten prychając zostawił nas samych.- Rosaline Ario Turner, jak mi to wytłumaczysz?- zgasiła papierosa i spuściła wzrok.
- Nie muszę ci się tłumaczyć- uśmiechnąłem się.
- Mi nie, ale rodzicom pewnie będziesz musiała- spojrzała na mnie z przerażeniem.
- Nie zrobisz tego.
- Zrobię, chyba, że powiesz mi kim był ten chłopak i czemu to zrobiłaś- zrezygnowała z walki.
- Jim Zang, chodzi do równoległej klasy, zrobiłam to żeby po prostu spróbować- wzruszyła ramionami. Słyszeliście? Zrobiła to, bo chciała spróbować!
- Czy ty siebie słyszysz? Jak już chciałaś tak bardzo spróbować to mogłaś przyjść do mnie, ja bym ci załatwił i przede wszystkim nie pozwolił tego robić NA OBIEKCIE SZKOŁY!
- Nie pozwoliłbyś mi spróbować – trzymajcie mnie.
- Może i tak, ale masz piętnaście lat dziewczyno ! Jak ty się zachowujesz? Palisz, za dużo odsłaniasz i bawisz się uczuciami innych!
- Calum? Jest kochany i słodki, ale… nie wiem czy chcę z nim być. No, bo…
- To na chuj mu robisz nadzieje co? Czemu niszczysz mu życie? Czemu nie powiesz mu wprost tylko się nim bawisz? Wiesz co Rosaline? Zachowujesz się jak szmata!- krzyknąłem jej w twarz i zostawiłem samą. Przez resztę czasu w szkole nie odzywałem się do nikogo.
                                            ***
Atmosfera na kolacji była napięta. Jedynie wujek Zayn gadał z mamą, a Calum z Mel. Nie miałem apetytu. Muszę stąd wyjść.
- Mogę się przewietrzyć? Trochę mi duszno- mama skinęła głową, a ja wyszedłem na taras. Usiadłem na mostku. Zacząłem puszczać kaczki. Nie chcę tam wracać. Mam ochotę krzyczeć. A nic wielkiego się nie stało.
- Ian?- no proszę, co ona tutaj robi?
- Co chcesz?- warknąłem. Usiadła koło mnie.
- Przyznam się rodzicom, powiem Calum’owi co czuje, nigdy więcej nie zapale- powiedziała szybko.
- Rób co chcesz, to nie moja sprawa.- wybuchła w tej chwili
- Nie twoja sprawa? Cały czas się patrzyłeś z nadzieją, że ktoś zwróci uwagę na to, ze coś ci jest! Ten wzrok miał wzbudzić we mnie poczucie winy! A to z Cal’em? On mi się cholernie podoba! Ale ja … ja wiem, że go w jakiś sposób zranię. I jestem pewna, że wyjedziecie. Że osiągniecie sukces i on wyjedzie. I wtedy złamie mi serce. Chce to obejść Ian! Zrozum mnie proszę…- zaczęła
szlochać. Objąłem ją a ona zaczęła szlochać w moje ramię.
- Nie jesteś szmatą, Rosaline. Poniosło mnie dzisiaj. I wiem co czujesz. A ten mój wzrok? Liczyłem, że zobaczą, że nie jesteś idealna.
- Do ideału mi dużo brakuje- szepnęła. Ujrzałem zbliżającą się w naszą stronę postać. Szła ona od strony lasu. Pociągnąłem szybko za sobą Rosie w krzaki i chwyciłem dosyć solidny patyk.- Co ty wyprawisz?- warknęła a ja ją uciszyłem i wskazałem osobę. Zamilkła i przytuliła się do mnie. Postać zatrzymała się na mostku. Rozpoznałem wujka Harry’ego. Ale co on tutaj robi? Zaraz dostałem odpowiedź. Pojawiła się moja mama…
                                              Diana
Dostałam sms’a od Hazzy, że mamy się spotkać w moim ogrodzie. To dosyć ryzykowne. Ale i tak do niego wyszłam.
- O co chodzi Styles?- zapytałam.
- Nie wiem o co chodzi z tymi bólami i wizjami- prychnęłam.
-  Nie mogłeś po prostu zadzwonić tylko odstawiasz takie szopki?
- Przyszedłem ci powiedzieć, że też zauważyłem, że dzieje się coś dziwnego, ale skoro nie chcesz mnie słuchać…
- Mów.
- Co?
- Przestań grać ze mną w te gierki Styles. Mów co zauważyłeś.
- Mówiłaś, że miewasz jakieś dziwne sny. Możesz mi opisać czego one dotyczą?- z nim nie wygram. Westchnęłam.
- Na ogół jest tak jak na tych migrenach. Tylko dzisiaj wyjątkowo śniła mi się tamta polana. Umierałam na niej a nade mną stały dwie znany mi osoby, tylko nie potrafię określić kim one były… Wiem, że to dziwnie brzmi, ale…
- A mi się śniło to samo tylko, że stałem z  boku sam to całe zajście, które ty mi opowiedziałaś. I dokładnie tak samo: znam, ale nie określę. I dodatkowo powiem ci, że podobny sen miał Zayn, Bella, Dolly , Tack no i Liam. – to zaczyna być przerażające.
- Macie jakieś pomysły na wyjaśnienie tego wszystkiego?- pokręcił głową.
- To coś złego, Diana. I próbujemy się dowiedzieć co to. A  dopóki się to nie wyjaśni potrzebujesz ochrony. Porozmawiam z Caine’m…
- Nie! Harry nie rób tego. Nie mieszaj go w to.- uśmiechnął się.
- Czemu niby?
- Proszę cię Harry. Czy możesz to dla mnie zrobić i nie mówić mu nic?
- Pod warunkiem, że mnie przytulisz.
- Głupek- przytuliłam go.
- Uważaj na siebie Turner. Eh, Evans lepiej pasowało, mogłaś nie wychodzić za mąż.
- Chyba na ciebie pora Styles- zrobił smutną minkę po czym ruszył w stronę lasu.
- Jakby coś się działo masz mnie o tym powiadomić- zanim zdążyłam odpowiedzieć on zniknął. Odwróciłam się i zauważyłam Ian’a i Rosie. Mam przechlapane.
                                                   Ian
- Właśnie szliśmy nad stawek- skłamałem- To był wujek Harry?
- Tak. Musiał mi cos ważnego przekazać. Nieważne z resztą. Wracamy do reszty?- Rosaline zgodziła się, ja natomiast postanowiłem zostać. – Rosie pójdziesz sama? Muszę porozmawiać z twoim bratem- o dziwo moja siostra posłusznie udała się do domu. Mama usiadła koło mnie na pomoście- Daj mi wytłumaczyć.
- Nie chcę twoich tłumaczeń mamo. Jesteś dorosła i twoja sprawa co z kim robisz. To po prostu staje się coraz dziwniejsze. Tyle. A gdyby tata was przyłapał?
- Na rozmowie?
- Nocą i środku ogrodu?
- Masz racje. Po prostu są tematy, w które nie warto mieszać twojego ojca. Ma za dużo  na głowie. Dlatego przyszłam z tym do Harry’ego.
- Skoro podjęłaś taką decyzje… Jednak może lepiej żebyś też pogadała z tatą. Dla ciebie znajdzie czas.- odpowiedziałem beznamiętnie.
- Dla nas wszystkich.
- Dla nas… Wracamy- pomogłem wstać mojej rodzicielce. Ruszyliśmy do domu. Panowała cisza. Tuż przed wejściem usłyszeliśmy gwałtowny ruch gdzieś u góry, na drzewie.
- Co to było?- spojrzałem w tamtą stronę. Wydawało mi się, że widzę kogoś pośród liście.
- Nie wiem. Lepiej chodź do środka- z niepokojem wykonałem polecenie. Reszta wieczoru o dziwo minęła w dobrej atmosferze.
-------------------------------
No i jak? Podoba się czy nie? Porównując poprzedni rozdział do tego widać, że Ian i Caine są spokrewnieni xd Macie pomysły co do tego co było na drzewie, co widział Ian? Piszcie, bo jestem ciekawa xd Dziękuję i proszę o komentarze. Jak pojawi się pod tym równie dużo to i jutro może pojawi się rozdział ;)

5 komentarzy:

  1. Super, z niecierpliwością czekam na next :D
    Wydaje mi się, że na tym drzewie był "pan Dark" albo jakiś anioł, albo coś w tym stylu, czyli nwm kto tam był :p
    Już nie mogę się doczekać nn rozdziału już zaczyna robić się tak ciekawie :D
    Weny, chociaż wiem, że ją masz :D :* - pozdro Asia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego mi się wydaje, ze na tym drzewie byk pan Dark?
    Jakoś nie lubię tego kolesia xd
    Czekam z niecierpliwością na next.

    Dominika

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaczyna się robić ciekawie ^^ Czekam na nn ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślę, że to te duchy takie, co były w pierwszej części.. ;x Czekam na nn ;*

    OdpowiedzUsuń

Twój Komentarz= Mój Uśmiech :)