Rozdział
31
Obudziło mnie pukanie. Leniwie
otworzyłam oczy. Przy drzwiach balkonowych stał Caine. Spojrzałam na zegarek.
10.00 Fuck! Szybko wstałam z łóżka i podbiegłam do drzwi. Otworzyłam mu je.
- Przepraszam. Daj mi 20 minut.-
powiedziałam. Wzięłam z szafy czarne rurki, jasno różową koszulę z ozdabianym
kołnierzykiem i czarny sweter. Pobiegłam do łazienki. Szybko się ogarnęłam i
ubrałam. Kiedy wyszłam łóżko było pościelone. Mój chłopak siedział na krześle.
- Jedziemy?- zapytał.
- Tak. Wyjdziesz przez balkon?-
podszedł do mnie.
- Daj mi sekundkę.- odgarnął
kosmyk moich włosów. Wpił się w moje
usta. Całował mnie. Delikatnie, z miłością. Oderwaliśmy się od siebie.- Już.-
uśmiechnął się i wyszedł. Wpakowałam do torby to co zwykle i zeszłam na dół. Na
dole byli wszyscy domownicy. Łącznie z Rogerem co mnie zdziwiło.
- Wychodzę.- oznajmiłam.
-Gdzie? Jest niedziele, powinnaś
spędzić ten czas z nami- powiedziała mama. Już lecę.
- Powinnam. Cześć
-Diana ! Nie, nie zgadzam się. Mam
dosyć, że tak znikasz i nie mówisz gdzie i przestajesz z nami utrzymywać
kontakt! Zostajesz!
- To wy macie ciągle mnie w dupie! Nie
poświęcacie mi czasu! Mam was gdzieś. Wychodzę!- krzyknęłam i wybiegłam z domu.
Wsiadłam do samochodu Caine’a.- Jedź!- ruszył.
- Pali się?
- Nie. Nie chcę z nimi rozmawiać.
- Z rodzicami?
- Tak.
- Czemu?
- Czemu? Bo mają mnie cały czas w
dupie, a kiedy ja ich mam to mają do mnie wąty.
- Skoro tak twierdzisz.- nie chciałam
zachować się jak dziewczynka, której wszyscy mają usługiwać i latać przy niej.
Przecież on też ma taką sytuacje.- Przepraszam, zapomniałam.
- Spokojnie. – powiedział. Resztę
drogi spędziliśmy w ciszy. Podałam mu dokładny adres ciotki. Podjechaliśmy pod
samą kamienicę. Była całkiem ładna. Udaliśmy się do drzwi numer 7. Zapukaliśmy.
Po paru sekundach w drzwiach ujrzeliśmy ciocię Meggi.
- Diana? Kochanie.- przytuliła.-
Widzę, że nie chciałaś zbyt długo czekać.- uśmiechnęłam się. Zobaczyła Caine’a. Potem spojrzała na mnie. – Muszę gdzieś
wyskoczyć na 15 minut. Poczekacie?
- Jasne.- wpuściła nas do środka. Ciocia
ma idealnie urządzone mieszkanie względem swojego stylu. Pełno kwiecistych
wzorów. Pełno porcelanowych figurek.
Pełno zdjęć. Porządek. Ład. Schludność.
- To twoja ciocia?- zapytał Caine.
- Tak.
- Wydaje się miła.
- Nawet nie wiesz jak bardzo.-
uśmiechnęłam się do niego. On do mnie. Byliśmy sami. Czterdzieści pięć minut od
Portland. W mieszkaniu gdzie nikt by nawet nie szukał. Podeszłam do niego.
Zarzuciłam mu ręce na szyję. On objął mnie w talii. Popatrzyliśmy sobie jeszcze
w oczy. Potem się pocałowaliśmy. Delikatnie, bez pośpiechu. Oderwaliśmy się od siebie.
- Miło, nie powiem, że nie- uśmiechnął
się i szybciutko mnie pocałował. Potem
odsunęliśmy się od siebie. Zaczęłam oglądać zdjęcia. Zatrzymałam się przy
zdjęciu cioci i małej blondynki. Oczywiście mnie. Byłyśmy w moim ogrodzie.
Byłam ubrana w kwiecistą sukienkę, bardzo podobną do cioci. Uśmiechałyśmy się
szeroko do obiektywu. Nie miałam paru zębów, ale to nic. Było takie słodkie.
Caine do mnie podszedł. Popatrzył na zdjęcie.
- To ty?- pokiwałam głową.- Widzę, że zawsze byłaś piękna.
- Nie słodź.- dałam mu kuśtyńca.
Odstawiłam zdjęcie oglądałam dalej. Przejrzałam już prawie wszystkie zdjęcia.
Mój wzrok spoczął na ostatnim. Na chwilkę straciłam oddech. Na fotografii ciocia
Meggi znajdowała się z o 10 lat młodszym od siebie mężczyzną. Dobrze mi znanym,
chociaż już chyba 10 lat go nie widziałam. Łzy stanęły mi w oczach. Tata. Mój
tata. Ten człowiek, który nigdy mnie nie kochał. NIGDY! Pojedyncze łzy spływały mi po policzkach.
-Diana?
- Przepraszam na chwilę.- weszłam do
łazienki. Tata. Osoba, której nigdy nie miałam.
Siedziałam skulona w łazience. Płakałam. Szkoda mi Caine’a. Mogłam go w
to nie mieszać.
-Diana?- usłyszałam głos ciotki.
- Tak?
-Wyjdziesz do nas.- westchnęłam.
- Tak. Już wychodzę.- wstałam.
Ogarnęłam się i wyszłam. Caine siedział
przy stole. Na stole stała kryształowa
kula. No tak, ciotka zajmuje się wróżeniem.
- Nic ci nie jest?
- Nic.- usiadłam koło Caine’a . Złapał
mnie za rękę. Uśmiechnęłam się lekko.
- To co? Powróżyć wam coś?- wzruszyliśmy
ramionami. Ciocia usiadła przy nas.- Kto pierwszy?
- Caine.- powiedziałam pierwsza.
- No dobrze.- ciocia zaczęła robić
jakieś dziwne rzeczy.- A, więc Caine.. Masz teraz naprawdę dużo. Jesteś bogaty,
masz przyjaciół, dziewczynę, dowodzisz liczną grupą. Inni poszliby za tobą
wszędzie. Jednak zaczniesz tracić. Dużo,
może nawet to co najcenniejsze. Będziesz walczyć do końca, lecz czy wygrasz
zależy od zmiany.- przerwała.- Dobrze to tyle. Teraz ty, Diana. Widzę, że
jeszcze dużo Cię czeka. Czeka Cię jeszcze dużo złego. To zło będzie Cię zabijać
od środka, ale nie umrzesz. Będziesz rozdarta, a ostatecznie to do Ciebie należy
ostateczny głos i to ty jesteś kluczem. Od ciebie zależy bardzo dużo. Dowiesz
się strasznej prawdy o swoim losie. Pamiętaj, żeby powstać trzeba najpierw
upaść.
- O czym ty mówisz? Jakiej prawdy?
- Nie wiem, kochanie. Wróżby mówią mi
tylko tyle. Przykro mi.- nie wiem o co jej chodziło. Będzie mnie zabijać
prawda? CO?
- Caine, powinniśmy wracać.- wstałam i
nawet nie dałam się zatrzymać. Czekałam przy samochodzie.
- Diana, nic ci nie jest?
-Nie. Wracajmy proszę.- ruszamy.
Jesteśmy teraz na mniej przejezdnej drodze. Nagle samochód staje.
- Caine, czemu stoimy?
- Cholera. Silnik mi padł. Miałem jechać
dzisiaj do mechanika, ale poprosiłaś mnie żebym Cię zawiózł.- powiedział.
- Chcesz mi powiedzieć, że utknęliśmy
na pustkowiu?- pokiwał głową.
- Super.
- Wysiadaj.- oboje wysiedliśmy.
Okrążył samochód. Podszedł do mnie. Bez uprzedzenia wbił się w moje usta. Zaczął
błądzić rękami po moich plecach. Znów
poczułam przyjemne mrowienie. Oderwaliśmy się. Znów miałam skrzydła.
- Znasz drogę. Leć do domu. Ja
poczekam na mechanika.
- Caine, ale ja…
- Spokojnie. Umiesz latać. Nie bój się.
Zadzwonię do ciebie później.- pocałował mnie. Potem wsiadł do samochodu i gdzieś
zadzwonił. No to musisz lecieć. Czułam strach, ale tez to że muszę wzlecieć.
Wzbiłam się w górę. Kierowałam się do Portland. Lecę, sama. Bez Caine’a,
wysoko. Sama. Boję się, ale daje radę. Po 20 minutach ląduje na balkonie.
Roztrzęsiona wchodzę do środka. Idę od razu pod prysznic. Muszę się ogrzać. Po
30 minutach wychodzę. Przygotowuje wszystko na jutro. Kiedy kończę ustawiać
budzik dostaję sms’a.
Od
Harry: Widzę, że nauczyłaś się już latać, gołąbeczku.
Frajer.
Zła jestem. Bardzo zła. I idę spać zła. Dobranoc.
--------------------
No to dzisiaj pojawił się rozdział. Jutro kolejny. Mam nadzieję, że się podoba. Chcę jeszcze zaprosić na drugiego bloga( link do niego w prawym górnym rogu), jutro pojawi się na nim kolejny rozdział. Mam nadzieję, że ktoś zajrzy. ;)
boski rozdział i zaraz zajrze na twojego 2 bloga :)
OdpowiedzUsuńjaki fajny rozdzial i jednak nie trzeba bylo czekac do soboty :) -Daria
OdpowiedzUsuńGenialny! Czekam na nn :D
OdpowiedzUsuńNo jak zwykle super rozdział !. No i wkońcu ma 2 blogu rozdział ;p
OdpowiedzUsuńSuper :* serio <33
OdpowiedzUsuń