piątek, 27 lutego 2015

Rozdział 54



Rozdział 54
                                                          Harry


Muszę się do czegoś przyznać. Bałem się tego spotkania jak cholera. Niestety moja tutejsza wersja to zauważyła.
- Może jednak przełożymy tą rozmowę na kiedy indziej? – zasugerował.
- Nie. I tak długo czekałem. Teraz albo nigdy- powiedziałem twardo i dalej szedłem.  – gdzie to jest?
- Bar u Rose, zaraz za rogiem.
- Bar u Rose? Tutaj jakieś restauracje są czynne?
- Niewiele. Ruchu wielkiego nie ma, ale zawsze coś. Anioły ciemności mają swoje prywatne lokale chociaż z naszych też korzystają.
- A co z normalnymi ludźmi?- uśmiechnął się.
- „Miasto nie jest wielkie, kotku I wszyscy gramy razem” Jako, że anioły ciemności tutaj rządzą żelazną ręką , żyjemy w przymierzu z normalnymi ludźmi. – podeszliśmy pod bar. Ściany podrapane, literka „e” ledwo wisi. Niezbyt przyjazne miejsce.
- Nasza matka nazywa się Rose?- pokręcił głową.
- Anne. Rose to właścicielka, mama jest tylko kelnerką no i współlokatorką. Mają mieszkanko na górze.
- Czemu i wy i one mieszkacie w swoim miejscu pracy?
- Wszyscy się boją. Duże ryzyko jest wychodzić z domu bo nie wiadomo czy się tam wróci. To co wchodzimy?- zanim zdążyłem coś powiedzieć, otworzył drzwi. Zabrzęczał dzwonek. Przy kasie siedziała kobieta, czarne włosy, około 30 lat, miała pełno tatuaży. – Cześć Rose. – dziewczyna uniosła wzrok z nad gazety, którą właśnie czytała.
- Cześć Harry. Widzę, że przyprowa…- kiedy spojrzała na moją twarz jej oczy zrobiły się większe- Jasna cholera! Co to ma znaczyć?
- To moja starsza wersja z innego wymiaru. Błagam uwierz i nie zadawaj pytań- przyglądała mi się jeszcze przez chwilę po czym wzruszyła ramionami.
- Okej.- chwyciła dzbanek z czarną cieczą- Kawy?
- Ja poproszę- uśmiechnął się do niej Harry.
- Dzięki, ale nie skorzystam- szturchnąłem młodego i spojrzałem na niego znacząco.
- A no tak… Jest mama? – Rose wskazała palcem na sufit. Klepnął mnie- Chodź.- otworzył drzwi, których dotąd nie zauważyłem. Poszliśmy schodami do góry. Przy kolejnych drzwiach się zatrzymał i zapukał.
- Kto tam?- usłyszałem kobiecy głos. Serce zaczęło walić mi mocniej.
- To ja mamo. Przyprowadziłem ci gościa. – drzwi się uchyliły i zobaczyłem ją.
Moją mamę
Kobieta spojrzała na mnie. Przez chwilę mi się przyglądała bez
jakiegokolwiek wyrazu, a potem kąciki jej ust lekko drgnęły w górę.
- Mnie już chyba nic nie zaskoczony- szepnęła- Zapraszam- najpewniej jak mogłem, wszedłem.
- Harry ma parę pytań mamo.. Zostawię was samych. Bądź grzeczny- zwrócił się do mnie i odmaszerował. Uśmiechnąłem się.
- Nie mam zbyt wiele do zaoferowania… Czerstwe herbatniki?- zaśmiałem się.
- Jestem co dopiero po śniadaniu.
- Rozumiem. Czy na początku mogę ja ci zadać parę pytań?- skinąłem głową.- Harry powiedział, że jesteś z innego wymiaru. Mógłbyś mi coś o tym opowiedzieć?
- U nas panuje pokój. Ciemność i światło żyją w zgodzie. No i u nas jest na odwrót. Ja jestem po stronie ciemności- lekko się skrzywiła- A Caine po światła- prychnęła.
- Nie wyobrażam sobie, żeby taki dupek mógłby być dobry.
- A jednak. Nawet jest tutaj ze mną. Znaczy został w motelu. I u nas jesteśmy już dorośli. Aktualnie mam 38 lat. – uśmiechnęła się.
- Doczekałam się wnuków?
- Mam szesnastoletnie bliźnięta, Ashley i Ashton’a – odblokowałem telefon i pokazałem jej ich zdjęcie.
- Podobni do ciebie. A kim jest moja synowa?
- Bella – odparłem z niechęcią. Z jej buzi też zniknął uśmiech.
- Myślałam, ze ktoś inny. Nie kojarzę jej. Nie jest z Portland?
- Studiowała tutaj. Długa historia. To chyba zamknięty rozdział mojego życia. – patrzyła na mnie ze zrozumieniem. Serce mnie ścisnęło. Ta kobieta jest taka dobra. I traktuje mnie jak bym był jej synem (teoretycznie tak jest) – Przepraszam, ale powinienem już pójść. Nie odpowiesz na moje pytania, bo jesteś zupełnie inną osobą niż matka z mojej rzeczywistości. Moja była nic nie wartą szmatą- uśmiechnęła się smutno.
- Ja też byłam prostytutką. Przez jakieś 1,5 roku. Nie miałam z czego się utrzymać. Jednak kiedy dowiedziałam się o ciąży zrezygnowałam. Udało mi się zatrudnić u Rose. Dwa lata później wszystko się zmieniło.
- Tym bardziej nie mam teraz pytań. Ona na mnie nie zważała. Dalej była dziwką i próbowała mnie ze swoim szefem utopić w stawie.
- Czemu nie zadasz jej tych pytań, które chciałeś zadać mi? – spuściłem wzrok.
- Ponieważ ją zabiłem- zapadła cisza. – Przepraszam, już sobie pójdę- z prędkością światła zszedłem na dół- Chodź, młody idzie…- urwałem. Rose i Harry nie byli sami. Byli tutaj jeszcze anioły ciemności.
                                                        Diana
- Hawaje!- krzyknęła Layla. – Tego nie musisz mi przypominać- tak, przeniosłyśmy się na Hawaje. Od razu przypomniały mi się chwile i te dobre i te złe. To tutaj Layla i Niall wrócili do siebie, to tutaj Margaret straciła pamięć, to tutaj Zayn i Lou na nowo wrócili do siebie, a potem musieli znów się rozstać przez Caine’a no i moje dziwkarstwo… Tak, nie byłam święta. Co prawda nie uprawiałam z nim seksu, ale latałam od jednego do drugiego. – Patrz. To ty i Luke- no i oczywiście ta scena, która zaraz się przed nami rozegra. Usiadłyśmy koło tej dwójki.
- Czemu mi nie powiedziałeś od razu?- chłopak się spiął.
- O czym?- wyjąkał.
- O tym, że wyjeżdżają. Czemu od razu nie przyszedłeś?- rozluźnił się. No tak. Wtedy Harry i Zayn wylecieli szybciej.
- Eh nie wiem sam… A co? Stara miłość odnowiona?- zapytał.
- Co? Nie… To znaczy… To wszystko jest takie skomplikowane…
- Jesteśmy sami. Mów- westchnęłam.
- Zachowuję się jak dziwka.- tak jak wcześniej wspomniałam.
- Nie prawda. Czemu tak uważasz?- bo tak było Luke. W sumie to nadal jest.
- Nie zauważyłeś? Caine, Harry, Caine, Harry i tak ciągle…
- A masz na to uzasadnienie?- kiwnęłam głową.- No to słucham.
- Ja… Wiesz, że muszę wybrać… I ja… Nie wiem. Chcę zobaczyć, która strona jest dla mnie… Tylko, że w tym cały problem. Jestem zarówno dobra jak i zła. I kocham ich obu. Ale oni są tak różni i trudno powiedzieć, którego bardziej… Jezu nawet nie wiesz jakie to wszystko jest trudne!- trudne? To za mało powiedziane! To jest… To było… Ugh!
- Nie jesteś dziwka, Diana. Byłabyś nią gdybyś tak latała do nich dla szpanu, dla tego żeby nie być sama. Ty szukasz odpowiedzi. Nic w tym złego- uśmiechnęłam się słabo.
- Chciałam żeby tak było.- niestety  tak nie było i nie jest.
- Tak jest!- zapadła cisza- Musze ci coś powiedzieć… Im bardziej będę z tym zwlekał tym bardziej mnie znienawidzisz.- i tak ci wybaczyłam po niecałych dwóch dniach.
- O co chodzi, Luke?
- Pamiętasz jak się pokłóciliśmy i ja zacząłem trzymać się z Willow?
- Nawet ja to pamiętam- szepnęła do mnie Layla.
- Tak- na mojej buzi malował się strach. I słusznie.
- Byłem na ciebie wściekły… I tata Willow ma znajomości i… W złości powiedziałem, że chciałbym żebyś się nie dostała do żadnej uczelni do której chciałaś iść… I ona to załatwiła, a kiedy chciałem ją przekonać do zmiany decyzji powiedziała, że za późno i że masz się cieszyć, że chociaż do PU cię przyjęli…- pobladłam. Tak było mi w tej chwili szkoda młodszej mnie.
- Powiedz, że to kłamstwo.- spuścił wzrok- Zaprzecz, Luke!
- I tak długo kłamałem- szepnął.
- Przez ten cały czas miałeś czelność patrzeć mi w oczy po tym co zrobiłeś?! Miałam cię za przyjaciela! Ufałam ci! Mówiłam ci wszystko, nawet sprawy których Layli nie powiedziałam!  Nienawidzę cię!- wykrzyczałam i pobiegłam w stronę hotelu.
- Diana!- krzyknął za mną Luke, a po jego policzkach spłynęły łzy.
- Czemu dowiaduję się o tym dopiero teraz?- zapytała Layla. Wzruszyłam ramionami.
- Nie chciałam go udupiać. Myślałam, że moja nienawiść do niego będzie wystarczającą karą. – Luke wstał i ruszył w stronę małego ryneczku przy plaży- Możemy za nim iść? Nie wiem co u niego się wydarzyło po naszej kłótni. – skinęła głową. Popędziłyśmy za chłopakiem. Nie patrzył jak idzie. Co chwile walił kogoś z bara. Pod koniec stoisk zwinął jeden ze sznurków. Wszedł do najbliższej restauracji.
- Co on kombinuje…- wszedł do toalety. Najpierw sprawdził przy wszystkie kabiny są puste. Były. Wszedł do jednej z nich i stanął na klozecie. Wziął sznur i przywiązał go do jednej z rur. Z drugiej strony zrobił pętelkę, którą przełożył przez głowę…
- Luke, nie!- wrzasnęłam , a z moich oczy trysnęły łzy. Mimo, że wiem, że  A) mnie nie usłyszy B) i tak nie zginie, strasznie mnie to zabolało.
On mógł być martwy
I to przeze mnie
Miał właśnie zeskoczyć. Miał właśnie w tej chwili się powiesić, ale nagle zamarł. Patrzył zaskoczony na lustro. Odwróciłam się i zobaczyłam tam siebie. Czyżbyśmy się odbijały w lustrach. Nie. Widać było, że ta Diana jest młodsza i ma inny strój. Była cała rozmazana a jej usta mówiły bezgłośnie „proszę, nie” Chłopak się rozpłakał. Zdjął pętelkę, odwiązał sznur i wrzucił go do kosza. Usiadł na klozecie i zaczął łkać.
- Przepraszam, przepraszam Diana…. Nie chciałem- podeszłam do niego i uklęknęłam przed nim.
- Wybaczam ci Luke. Wybaczam ci przyjacielu- szepnęłam. 
-------------------------- 
Przepraszam za brak niedzielnego  rozdziału, ale byłam padnięta, a w tygodniu brak weny i kupa nauki. Myślę, że ten rozdział może dostać 7/10 Nie jest zły, ale nie jest jakoś zaskakujący. Podejrzewałyście, że Luke chciała się kiedyś powiesić z powodu Diany?xd Jak myślicie co się wydarzy w drugim wymiarze? Anioły ciemności przyszły w pokojowych zamiarach? I mogę zaspojlerować , ze to nie była ostatnia rozmowa Harry'ego z mamą. Nn jutro, proszę o komy ;p

piątek, 20 lutego 2015

Rozdział 53



Rozdział 53
                   Harry



Położyłem się na łóżku i przymknąłem oczy. Nareszcie mam chwilę spokoju. Zaraz pewnie wróci Caine i znów trzeba będzie pracować. Przed oczami pojawiła mi się Diana. Moja Diana. Pochylała się nade mną , wiatr rozwiewał jej włosy, a na jej buzi malował się cudowny uśmiech. Jej zielony oczy wpatrywały się we mnie. Tak bardzo jej pragnąłem. Mimo tych złych chwil, ja będę stawiał na te szczęśliwe. Kiedy wrócimy do domu, kiedy Nathaniel umrze, kiedy Ian powróci, a ja wezmę rozwód z Bellą, wtedy zaczną walczyć o nią całym sobą. Nie mogę pozwolić, żeby Caine odebrał mi ją po raz kolejny. Nie rozumiem co on ma, czego ja nie mam.
Pieniądze? Mam ich tyle samo, chociaż Diana na pewno na to nie patrzy.
Wygląd? Ja też jestem przystojny.
Inteligencje? Głupi nie jestem.
Uczuciowość? Oczywiście, że jestem uczuciowy. Na ogół zgrywam twardziela, ale tak mnie wychowało życie. Diana przecież wie co przeżyłem. I wie również, że zawsze może na mnie liczyć.
Podejście do dzieci? Ona wie, że bardzo rozpieszczałem Ashley. Gorzej było z Ashtonem, ale wie że mimo wszystko kocham go.
Charakter? Może i mamy dwa różne charaktery, ale w niektórych sprawach jesteśmy podobni. Czy ta mała różnica mogła aż tak wpłynąć na jej decyzje?
Usłyszałem otwieranie się drzwi.
- Wstawaj, Harry. Musisz lecieć ze mną coś zobaczyć.- koniec spokoju.
- Nie możemy poczekać do jutra?- zapytałem, nadal z zamkniętymi oczami.
- To nie jest byle jaka błahostka. Tu chodzi o coś poważnego, Harry. Rusz dupsko- westchnąłem i przeniosłem się do pozycji siedzącej. Spojrzałem na Caine’a.
- Powiesz o co chodzi?- pokręcił głową.
- Nie wiem czy umiem to opisać. To jak, polecisz czy dalej mam cię błagać?- uśmiechnąłem się.
- Propozycja błagania brzmi kusząco…
- Rusz się Styles- mruknął i wyszedł. Z niechęcią poszedłem za nim.
                                                    ***
- Gdzieś to już widziałem- stwierdziłem. Niall, Liam, Zayn i Louis byli przerażeni. – Chyba… Chyba w jakimś z moich dziecięcych snów.
- Fajne miałeś sny- odparł sarkastycznie Zayn. Spiorunowałem go wzrokiem.
- Co dokładnie ci się wtedy śniło?- zapytał Caine.
- Ta chmura była trochę większa. Wychodziły z niej stwory i siały zamęt i strach. Świat przejęła ciemność.
- Ile miałeś lat jak miewałeś te sny?- czuję się trochę jakbym siedział u psychologa.
- Około dziesięciu? Bo ja pamiętam. To było dawno.
- Czy spotkałeś wtedy Nathaniel’a?- spojrzałem na niego wściekły. – Nie pytam czy się z nim sprzymierzyłeś czy coś. Po prostu czy go spotkałeś- przeniosłem się wspomnieniami do tamtego okresu.
- Nie. Nie znałem go. Poznałem go trzy lata później. I chłopacy mogą potwierdzić- spojrzałem na Laim’a i Zayn’a. Pokiwali głowami.
- Jest szansa, że te sny i to co teraz widzimy ma związek z Nathaniel’em? – myślał głośno Caine.
- To jest bardzo prawdopodobne. Mógł mu pokazać przedwcześnie co nas czeka. W końcu Harry to jego…
- Możecie się zamknąć do cholery?! Nie moja wina, że akurat on musi być moim ojcem! Pałam do niego nienawiścią, nic poza tym, że dał mi życie mnie z nim nie łączy! Mam ochotę go zabić, okej? Teraz widzicie czemu nie powiedziałem wam wcześniej? Bo chciałem uniknąć właśnie tego. – moje krzyki rozniosły się pewnie po całym Portland. – Jak chcecie, zostańcie tu i myślicie sobie dalej. Ja wracam do motelu – zły wzbiłem się w górę i poszybowałem do motelu. Tam od razu udałem się spać.
                                                   Diana
Znalazłyśmy się w moim rodzinnym domu. Młoda ja siedziałam na kanapie i oglądałam film o jakimś rekinie. Ciekawe do jakiego zdarzenia się… O nie! Doskonale pamiętam dokąd się przeniosłyśmy. Jak na zawołanie wstałam i udałam się do sypialnie. Szybko za sobą pobiegłam.
- Nie rób tego kretynko, błagam nie czytaj tego… - dziewczyna usiadła na łóżku i wzięła zielony pamiętnik.
- Ciąża Carren- przeczytała Layla- Tak ważne jest to wydarzenie, że się tu przeniosłyśmy?- przymknęłam na chwilę oczy.
- Zaraz zobaczysz. Albo poczekaj. Przeczytam ci- prędko usiadłam koło młodej mnie i zaczęłam czytać- 16. 12. 1995r.
Jestem w ciąży! Jestem taka podekscytowana! Byłam już u lekarza. Dzisiaj mijają równe dwa miesiące od zapłodnienia. Termin mam przewidywany na 16 lipca 1996r. Jeśli będę miała synka nazwę go John, a jak córeczkę to Diana. Boję się powiedzieć o tym Jules’owi. Nie wiem jak zareaguje.
- Oooo jak słodko- skomentowała. Spojrzałam na nią smutno.
- Poczekaj do końca proszę. 10.01.1996r.
To koniec. Straciłam dziecko. Jules się dowiedział i wpadł w szał. Zaczął mnie bić. Zaczął wrzeszczeć. Zaczął wyzywać… On tak bardzo nie chciał mieć dzieci. Straciłam dziecko… Próbowali je uratować, ale Jules za mocno mnie pobił. Chyba muszę od niego odejść…- Layla i młodsza ja były zaskoczone i zdenerwowane- 12.02.1996r.
Mój brzuch urósł, a ja nadal zachowuję się jak bym była w ciąży. Musiałam zrobić ponownie test. I wyszło na to, że jestem cały czas w ciąży! Nie straciłam go! Lekarze uznali to za cud. Kiedy mnie miesiąc temu badali, tam już nic nie było, a tutaj mam już małą istotkę, która najwyraźniej urodzi się całe i zdrowe. Oznajmiłam Jules’owi o tym i że zamierzam je urodzić. Przeżywamy trudne chwile, ale jesteśmy nadal małżeństwem.
- Jak mogłaś z nim potem jeszcze być?- mruknęła do siebie młodsza ja.
- 16.07.1996 r.
Urodziła się moja piękna, zdrowa Diana! Nic z nią nie jest, kto by pomyślał, że po tym co się stało będzie normalna? Jules przyszedł tylko na chwilę. Powiedział, że nie zamierza jej kochać i wyszedł. Zalałam się łzami, ale chwilę po tym pielęgniarka przyniosła mi moją księżniczkę. Wiedziałam, że kiedy pozna prawdę ją to mocno zaboli. Wielka szkoda, że jej ojcem jest Marshall.
- Cholera! – wykrzyknęła Layla- Wiedziałam, że Marshall to twój ojciec, ale to w jaki sposób się dowiedziałaś… Cholera!
- To jeszcze nie koniec. Patrz co teraz będzie- właśnie młoda ja się ocknęła po tym jak ze zdziwienia zemdlała. Zaczęłam wrzeszczeć i demolować swój pokój. Potem razem z nią wpadłam do łazienki. Przemyła twarz zimną wodą.
-Nienawidzę was!- krzyknęła i uderzyła pięścią w lustro, roztrzaskując je na małe kawałeczki. Pociekła jej krew.
- O matko, Diana…- szepnęła Layla.
- Zostawisz nas same?- pokiwała głową i wyszła. Uklęknęłam koło mnie. – Wiem, że mnie nie słyszysz i nie widzisz, ale… Mimo wszystko jesteśmy silne. Przykro mi za to co nas spotkało, ale jakoś dałyśmy radę. I jeszcze wiele przed nami. I wierzę, że przetrwamy to i wyjdziemy bez szwanku. Trzymaj się- wstała i zbiegłam na dół do Layli
- Diana!- krzyknął Luke, które właśnie się pojawił.
- Na górze Luke. Idź do niej. Ona cię potrzebuje…

                                                       Harry
Obudziłem się wcześnie. Na łóżku obok Caine spał jak kamień. Cicho jak mysz udało mi się opuścić pokój. Nie miałem ochoty na starcie z nim i to z samego rana. Poszedłem do miejsca, które robiło tutaj za stołówkę. Liczyłem na samotność. Niestety zastałem tam samego siebie.
- Dzień dobry- przywitał się.
- Dla kogo dobry, dla tego dobry- mruknąłem. Wziąłem się za robienie sobie kanapek. Po skończonej czynności usiadłem naprzeciwko chłopaka.
- Jak się spało?- zaczął.
- Szczerze mówiąc już dawno tak się nie wyspałem. – uśmiechnął się.
- To świetnie. Yyy Harry?
- Tak? – odwrócił wzrok.
- Tutaj plotki rozchodzą się z prędkością światła. Słyszałem, że wczoraj krzyczałeś jak bardzo nienawidzisz naszego ojca. Opowiesz mi coś o nim? – prychnąłem.
- Istny diabeł, demon, niszczy wszystko, porwał syna Diany, moja żona gra w jego drużynie i próbuje przejąć świat. Wszyscy go nienawidzą. A mama to..- uciszył mnie ruchem ręki.
- Przecież znam mamę świetnie. Tylko, że nigdy nie była pewna kto jest moim ojcem. Dlatego jeszcze nie opowiedziała mi…- zaskoczył mnie.
- Zaraz, zaraz. Miałeś kontakt z naszą mamą?
- Tak. Nadal mam. – o mało się nie zakrztusiłem.
- Czyli, że ona żyje?- przyglądał mi się badawczo.
- Tak. A u ciebie nie żyje? – zrobiło się trochę niezręcznie.
- Wiesz… Można powiedzieć, że… Ją zabiłem – zamurowało go- Zaprowadzisz mnie do niej? – przez chwilę się zastanawiał.
- Pod warunkiem, że jej nie zabijesz- uśmiechnąłem się.  
- Umowa stoi. Ale na wszelki wypadek weź strzały. Gdybym dostał jakiegoś ataku wściekłości to nie zawahaj się do mnie strzelić, młody. 
----------------------------
No i zdążyłam! Szczerze mówiąc do tego rozdziału również nic nie mam. Wiem, że ktoś chciał moment z pamiętnikiem, więc oto jest ;) Jak myślicie, jak przebiegnie rozmowa Styles'a i jego matki? Co będzie dalej? Podobał wam się rozdział? Wiem, ze chciałyście też przenieść się do jakiś wspólnych chwil z chłopakami. Macie jakieś konkrety, czy zdajecie się na mój wybór? Nn postaram się dodać w nd, proszę o komy ;p