Rozdział
54
Harry
Muszę się do czegoś przyznać. Bałem się tego
spotkania jak cholera. Niestety moja tutejsza wersja to zauważyła.
- Może jednak przełożymy tą rozmowę na kiedy
indziej? – zasugerował.
- Nie. I tak długo czekałem. Teraz albo nigdy-
powiedziałem twardo i dalej szedłem. –
gdzie to jest?
- Bar u Rose, zaraz za rogiem.
- Bar u Rose? Tutaj jakieś restauracje są
czynne?
- Niewiele. Ruchu wielkiego nie ma, ale zawsze
coś. Anioły ciemności mają swoje prywatne lokale chociaż z naszych też
korzystają.
- A co z normalnymi ludźmi?- uśmiechnął się.
- „Miasto nie jest wielkie, kotku I wszyscy
gramy razem” Jako, że anioły ciemności tutaj rządzą żelazną ręką , żyjemy w
przymierzu z normalnymi ludźmi. – podeszliśmy pod bar. Ściany podrapane,
literka „e” ledwo wisi. Niezbyt przyjazne miejsce.
- Nasza matka nazywa się Rose?- pokręcił
głową.
- Anne. Rose to właścicielka, mama jest tylko
kelnerką no i współlokatorką. Mają mieszkanko na górze.
- Czemu i wy i one mieszkacie w swoim miejscu
pracy?
- Wszyscy się boją. Duże ryzyko jest wychodzić
z domu bo nie wiadomo czy się tam wróci. To co wchodzimy?- zanim zdążyłem coś
powiedzieć, otworzył drzwi. Zabrzęczał dzwonek. Przy kasie siedziała kobieta,
czarne włosy, około 30 lat, miała pełno tatuaży. – Cześć Rose. – dziewczyna
uniosła wzrok z nad gazety, którą właśnie czytała.
- Cześć Harry. Widzę, że przyprowa…- kiedy
spojrzała na moją twarz jej oczy zrobiły się większe- Jasna cholera! Co to ma
znaczyć?
- To moja starsza wersja z innego wymiaru.
Błagam uwierz i nie zadawaj pytań- przyglądała mi się jeszcze przez chwilę po
czym wzruszyła ramionami.
- Okej.- chwyciła dzbanek z czarną cieczą-
Kawy?
- Ja poproszę- uśmiechnął się do niej Harry.
- Dzięki, ale nie skorzystam- szturchnąłem
młodego i spojrzałem na niego znacząco.
- A no tak… Jest mama? – Rose wskazała palcem
na sufit. Klepnął mnie- Chodź.- otworzył drzwi, których dotąd nie zauważyłem.
Poszliśmy schodami do góry. Przy kolejnych drzwiach się zatrzymał i zapukał.
- Kto tam?- usłyszałem kobiecy głos. Serce
zaczęło walić mi mocniej.
- To ja mamo. Przyprowadziłem ci gościa. –
drzwi się uchyliły i zobaczyłem ją.
Moją mamę
Kobieta spojrzała na mnie. Przez chwilę mi się
przyglądała bez
jakiegokolwiek wyrazu, a potem kąciki jej ust lekko drgnęły w
górę.
- Mnie już chyba nic nie zaskoczony- szepnęła-
Zapraszam- najpewniej jak mogłem, wszedłem.
- Harry ma parę pytań mamo.. Zostawię was
samych. Bądź grzeczny- zwrócił się do mnie i odmaszerował. Uśmiechnąłem się.
- Nie mam zbyt wiele do zaoferowania… Czerstwe
herbatniki?- zaśmiałem się.
- Jestem co dopiero po śniadaniu.
- Rozumiem. Czy na początku mogę ja ci zadać
parę pytań?- skinąłem głową.- Harry powiedział, że jesteś z innego wymiaru.
Mógłbyś mi coś o tym opowiedzieć?
- U nas panuje pokój. Ciemność i światło żyją
w zgodzie. No i u nas jest na odwrót. Ja jestem po stronie ciemności- lekko się
skrzywiła- A Caine po światła- prychnęła.
- Nie wyobrażam sobie, żeby taki dupek mógłby
być dobry.
- A jednak. Nawet jest tutaj ze mną. Znaczy
został w motelu. I u nas jesteśmy już dorośli. Aktualnie mam 38 lat. –
uśmiechnęła się.
- Doczekałam się wnuków?
- Mam szesnastoletnie bliźnięta, Ashley i
Ashton’a – odblokowałem telefon i pokazałem jej ich zdjęcie.
- Podobni do ciebie. A kim jest moja synowa?
- Bella – odparłem z niechęcią. Z jej buzi też
zniknął uśmiech.
- Myślałam, ze ktoś inny. Nie kojarzę jej. Nie
jest z Portland?
- Studiowała tutaj. Długa historia. To chyba
zamknięty rozdział mojego życia. – patrzyła na mnie ze zrozumieniem. Serce mnie
ścisnęło. Ta kobieta jest taka dobra. I traktuje mnie jak bym był jej synem
(teoretycznie tak jest) – Przepraszam, ale powinienem już pójść. Nie odpowiesz
na moje pytania, bo jesteś zupełnie inną osobą niż matka z mojej
rzeczywistości. Moja była nic nie wartą szmatą- uśmiechnęła się smutno.
- Ja też byłam prostytutką. Przez jakieś 1,5
roku. Nie miałam z czego się utrzymać. Jednak kiedy dowiedziałam się o ciąży
zrezygnowałam. Udało mi się zatrudnić u Rose. Dwa lata później wszystko się zmieniło.
- Tym bardziej nie mam teraz pytań. Ona na
mnie nie zważała. Dalej była dziwką i próbowała mnie ze swoim szefem utopić w
stawie.
- Czemu nie zadasz jej tych pytań, które
chciałeś zadać mi? – spuściłem wzrok.
- Ponieważ ją zabiłem- zapadła cisza. –
Przepraszam, już sobie pójdę- z prędkością światła zszedłem na dół- Chodź,
młody idzie…- urwałem. Rose i Harry nie byli sami. Byli tutaj jeszcze anioły
ciemności.
Diana
- Hawaje!- krzyknęła Layla. – Tego nie musisz
mi przypominać- tak, przeniosłyśmy się na Hawaje. Od razu przypomniały mi się
chwile i te dobre i te złe. To tutaj Layla i Niall wrócili do siebie, to tutaj
Margaret straciła pamięć, to tutaj Zayn i Lou na nowo wrócili do siebie, a
potem musieli znów się rozstać przez Caine’a no i moje dziwkarstwo… Tak, nie
byłam święta. Co prawda nie uprawiałam z nim seksu, ale latałam od jednego do
drugiego. – Patrz. To ty i Luke- no i oczywiście ta scena, która zaraz się
przed nami rozegra. Usiadłyśmy koło tej dwójki.
- Czemu mi nie powiedziałeś od razu?- chłopak
się spiął.
- O czym?- wyjąkał.
- O tym, że wyjeżdżają. Czemu od razu nie
przyszedłeś?- rozluźnił się. No tak. Wtedy Harry i Zayn wylecieli szybciej.
- Eh nie wiem sam… A co? Stara miłość
odnowiona?- zapytał.
- Co? Nie… To znaczy… To wszystko jest takie
skomplikowane…
- Jesteśmy sami. Mów- westchnęłam.
- Zachowuję się jak dziwka.- tak jak wcześniej
wspomniałam.
- Nie prawda. Czemu tak uważasz?- bo tak było
Luke. W sumie to nadal jest.
- Nie zauważyłeś? Caine, Harry,
Caine, Harry i tak ciągle…
- A masz na to uzasadnienie?- kiwnęłam głową.-
No to słucham.
- Ja… Wiesz, że muszę wybrać… I ja… Nie wiem.
Chcę zobaczyć, która strona jest dla mnie… Tylko, że w tym cały problem. Jestem
zarówno dobra jak i zła. I kocham ich obu. Ale oni są tak różni i trudno
powiedzieć, którego bardziej… Jezu nawet nie wiesz jakie to wszystko jest
trudne!- trudne? To za mało powiedziane! To jest… To było… Ugh!
- Nie jesteś dziwka, Diana. Byłabyś nią gdybyś
tak latała do nich dla szpanu, dla tego żeby nie być sama. Ty szukasz
odpowiedzi. Nic w tym złego- uśmiechnęłam się słabo.
- Chciałam żeby tak było.- niestety tak nie było i nie jest.
- Tak jest!- zapadła cisza- Musze ci coś
powiedzieć… Im bardziej będę z tym zwlekał tym bardziej mnie znienawidzisz.- i
tak ci wybaczyłam po niecałych dwóch dniach.
- O co chodzi, Luke?
- Pamiętasz jak się pokłóciliśmy i ja zacząłem
trzymać się z Willow?
- Nawet ja to pamiętam- szepnęła do mnie
Layla.
- Tak- na mojej buzi malował się strach. I
słusznie.
- Byłem na ciebie wściekły… I tata Willow ma
znajomości i… W złości powiedziałem, że chciałbym żebyś się nie dostała do
żadnej uczelni do której chciałaś iść… I ona to załatwiła, a kiedy chciałem ją
przekonać do zmiany decyzji powiedziała, że za późno i że masz się cieszyć, że
chociaż do PU cię przyjęli…- pobladłam. Tak było mi w tej chwili szkoda
młodszej mnie.
- Powiedz, że to kłamstwo.- spuścił wzrok-
Zaprzecz, Luke!
- Przez ten cały czas miałeś czelność patrzeć
mi w oczy po tym co zrobiłeś?! Miałam cię za przyjaciela! Ufałam ci! Mówiłam ci
wszystko, nawet sprawy których Layli nie powiedziałam! Nienawidzę cię!- wykrzyczałam i pobiegłam w
stronę hotelu.
- Diana!- krzyknął za mną Luke, a po jego
policzkach spłynęły łzy.
- Czemu dowiaduję się o tym dopiero teraz?-
zapytała Layla. Wzruszyłam ramionami.
- Nie chciałam go udupiać. Myślałam, że moja
nienawiść do niego będzie wystarczającą karą. – Luke wstał i ruszył w stronę
małego ryneczku przy plaży- Możemy za nim iść? Nie wiem co u niego się
wydarzyło po naszej kłótni. – skinęła głową. Popędziłyśmy za chłopakiem. Nie
patrzył jak idzie. Co chwile walił kogoś z bara. Pod koniec stoisk zwinął jeden
ze sznurków. Wszedł do najbliższej restauracji.
- Co on kombinuje…- wszedł do toalety.
Najpierw sprawdził przy wszystkie kabiny są puste. Były. Wszedł do jednej z
nich i stanął na klozecie. Wziął sznur i przywiązał go do jednej z rur. Z
drugiej strony zrobił pętelkę, którą przełożył przez głowę…
- Luke, nie!- wrzasnęłam , a z moich oczy
trysnęły łzy. Mimo, że wiem, że A) mnie
nie usłyszy B) i tak nie zginie, strasznie mnie to zabolało.
On mógł być
martwy
I to przeze
mnie
Miał właśnie zeskoczyć. Miał właśnie w tej
chwili się powiesić, ale nagle zamarł. Patrzył zaskoczony na lustro. Odwróciłam
się i zobaczyłam tam siebie. Czyżbyśmy się odbijały w lustrach. Nie. Widać
było, że ta Diana jest młodsza i ma inny strój. Była cała rozmazana a jej usta
mówiły bezgłośnie „proszę, nie” Chłopak się rozpłakał. Zdjął pętelkę, odwiązał
sznur i wrzucił go do kosza. Usiadł na klozecie i zaczął łkać.
- Przepraszam, przepraszam Diana…. Nie
chciałem- podeszłam do niego i uklęknęłam przed nim.
- Wybaczam ci Luke. Wybaczam ci przyjacielu-
szepnęłam.
--------------------------
Przepraszam za brak niedzielnego rozdziału, ale byłam padnięta, a w tygodniu brak weny i kupa nauki. Myślę, że ten rozdział może dostać 7/10 Nie jest zły, ale nie jest jakoś zaskakujący. Podejrzewałyście, że Luke chciała się kiedyś powiesić z powodu Diany?xd Jak myślicie co się wydarzy w drugim wymiarze? Anioły ciemności przyszły w pokojowych zamiarach? I mogę zaspojlerować , ze to nie była ostatnia rozmowa Harry'ego z mamą. Nn jutro, proszę o komy ;p