Rozdział
45
Diana
- Mamo, my wychodzimy – oznajmiła mi Rosaline.
- Dobrze. O której zamierzacie wrócić?
- Do dziewiętnastej na pewno wróciły-
poinformowała mnie Melenie.
- Co wy zamierzacie robić przez osiem godzin?-
uśmiechnęły się.
- To i owo..
- To i owo, tu i tam? Za wiele mi to nie mówi,
wiecie?
- Zaufaj nam. Do zobaczenia!- w pośpiechu
opuściły dom. Pokręciłam głową z rozbawieniem. Przeniosłam wzrok na Astrid.
- My też wychodzimy. Ubieraj buty- w ciągu
dziesięciu sekund zdążyła włożyć i zawiązać trampki. Nie wiem skąd to dziecko
ma tyle energii.
- A dokąd idziemy?-zamknęłam i zakluczyłam
drzwi.
- Najpierw złożymy wizytę dziadkowi i wujkowi
Kyl’owi, a potem możemy iść na lody. – rozpromieniła się. Wsiadłyśmy do auta.
Caine
Usłyszałem pukanie.
- Proszę – odparłem niechętnie. Na dworze jest
+20 stopni a ja siedzę w biurze, otoczony stertą papierów, które musze przeczytać, przeanalizować i podpisać
jak oferta wyda mi się korzystna. A potem muszę jeszcze wpaść do Akademii.
Zajebiście wam powiem. Kiedy przeniosłem wzrok na osobę , która właśnie weszła
a mały włos nie spadłem z krzesła ze zdziwienia. – Harry- podałem mu dłoń,
którą on pewnie z niechęcią przyjął.- Napijesz się czegoś?
- Nie, dzięki. Masz chwilę?- popatrzył na
papiery.
- Dwie minuty powinienem znaleźć. To co cię
tutaj sprowadza?
- Niestety muszę przyznać, że jesteś chyba
jedyną osobą, która może mi pomóc w tej sprawie. – uśmiechnąłem się.
- Wyrazisz się jaśniej?- wlepił we mnie wzrok.
- Nie mogę ci tego dokładnie wyjaśnić, ale
dostałem cynk, że Nathaniel ma zamiar coś zrobić i uważam, że powinniśmy wysłać
dzieci, Luke’a, Grace, Margaret i David’a gdzieś daleko stąd. No i Dianę..
Wiesz, żeby nie byli w centrum tego wszystkiego. Pewnie się zastanawiasz czemu
tylko ty możesz mi pomóc. Pewnie sam już zauważyłeś , że znów jest podział.
Chcę, żebyś jako przywódca Światła pomógł mi w transporcie ich, ochronie i
walce przeciwko Nathaniel’owi. – zamknąłem oczy.
- Dam ci jutro odpowiedź, Styles- walnął
pięścią w stół.
- To nie może czekać, rozumiesz?! To nie jest
jakaś tam sprawa. Tu chodzi o życie naszych dzieci i przyjaciół, których to nie
tyczy!
- A ty zrozum, że nie dam rady tego wszystkiego
załatwić dzisiaj! Muszę wybrać odpowiednie miejsce, zmagazynować dla nich broń,
ludzi, którzy nie przydadzą się tu i będą ich chronić! Nie powiedziałem, że nie
zgadzam się z tobą! A Diana zostaje tutaj!- prychnął.
- To, że między wami nie gra, nie oznacza, że…
- Człowieku, pomyśl chodź chwile! Ona jest
Diamentem, zapomniałeś? To pewnie o nią potoczy się ostateczna rozgrywka. Dla
wszystkich wyjdzie lepiej, żeby została tutaj z nami, niż była z dziećmi. Jutro
zrobimy spotkanie. Weź Zayn’a, Liam’a, Dolly i Tack’a. Ja wezmę Niall’a, Louis’a
i Luigiego . Coś masz jeszcze do powiedzenia?
- Czemu Diana nie …
- Zaufaj mi. Po prostu mi zaufaj- westchnął i
podał mi rękę.
- O której i gdzie?
- U ciebie o 17? – pokiwał głową- Do
zobaczenia.
- Do zobaczenia- gdy wyszedł od razu przyszła
Tess.
- Wasze nie zrozumiałe krzyki było słychać na
końcu korytarza. O co chodziło?- pocałowałem ją w policzek.
- Nie przejmuj się. Męskie interesy, nie
zrozumiesz- wywróciła oczami.
- Diana, prawda? I nie kłam proszę.
- Była o niej wzmianka, ale to nie o nią
chodziło. Nie zaprzątaj sobie tym głowy. Pojedziesz ze mną do akademii jak skończę?-
uśmiechnęła się i musnęła moje usta.
- Z wielką chęcią panie Turner.
Diana
- Wstyd mi za was- postanowiliśmy zagrać
partyjkę szachów. Roger i Astrid to jedna drużyna, ja i Kyle druga. Niestety ja
i mój braciszek nie bardzo rozumiemy zasady tej gry i dostajemy w dupę od ojca
i mojej córki.
- Gra w szachy do niczego mi się nie przyda –
odparł Kyle.
- Nie? A jeśli jakiś adwokat, prawnik czy
sędzia zaproszą cię na grę w szachy to co? Ośmieszysz się tylko!
- Po co ktoś
miałby… Poza tym teraz zaprasza się na golfa, a nie na szachy! – wszyscy
ledwo powstrzymywali śmiech.
- Oooo- Roger machnął ręką- Chyba lepiej żebyś
ośmieszył się swoją grą w szachy niż w golfa. Ostatnio się nie popisałeś-
zaśmiałam się.
- Doskonale to pamiętam!
- Miałem wtedy 6 lat, ludzie! I to był mój
pierwszy raz kiedy grałem w mini golfa! Odpuście.
- A teraz masz 19 i pewnie nic się nie
zmieniło- mężczyzna posłał ciepły uśmiech.
- To po prostu będę odmawiał i tyle- wzruszył
ramionami. – Dobra dokończmy tą partyjkę, bo mam już dość.
- Szach mat- Astrid przesunęła pionek i
uśmiechnęła się do nas.
- Siedmiolatka was ograła- mruknął Roger.
- Oj daj nam spokój. Nie każdy musi być we
wszystkim dobry. Ja umiem pływać, a Kyle…- spojrzałam na brata- Jest dobry w
byciu Kylem. – rzucił we mnie poduszką.
- Śmieszne- na zegarze wybiła trzynasta.
- Musimy się zbierać- Astrid najpierw mocno
przytuliła się do Rogera.
- Dziękuję za grę dziadku- pogłaskał ją po
głowie. Potem przytuliła Kyle’a- Tobie też dziękuję, wujek.
- Trzymajcie się- pomachałam im na pożegnanie
i opuściłyśmy dom. – To teraz na lody, tak? – pokiwała ochoczo głową.
Przemierzałyśmy ulice Portland, które były pełne młodzieży i starszych osób. No
tak, w końcu rok szkolny się już zakończył. Samochód zostawiłam pod Akademią
żebyśmy zrobiły sobie mały spacerek do domu taty. A naprzeciwko akademii była
bardzo dobra lodziarnia. Mimo, że dzień zapowiadał się bardzo miło ktoś musiał go popsuć. Naprzeciwko nas
szli Caine i Beatrice. Mogłabym przejść z Astrid na drugą stronę ulicy, ale to
byłoby bardzo dziwne. Trzeba stawić im czoła.
- Caine, Beatrice- skinęłam im głową. Czułam
lekkie szarpanie Astrid.
- Diana. Co tutaj robisz?
- Spacer z dzieckiem. W przeciwieństwie do
ciebie ja mam czas- przeniosłam wzrok na tą szm… Kobietę. Wydawała się trochę
zestresowana.
- Oh nie rób ze mnie takiego potwora…- Astrid
udało się wyszarpać rękę z mojego uścisku. Szybko popędziła w przeciwną stronę.
– Co to miało być?- spojrzałam na niego, a potem oboje pobiegliśmy za
dziewczynką. Muszę przyznać, że jest bardzo szybka. Kiedy dobiegliśmy do parku
straciliśmy ją z oczu.
- Astrid!- krzyknęłam, a mój „mąż” po chwili
dołączył do mnie. Podeszła do nas jakaś staruszka.
- Jeśli państwo szukają takiej małej
dziewczynki, która przed chwilą tędy przebiegła, jest tam- wskazała nam ledwo
widoczne miejsce na trawie pomiędzy drzewami.
- Dziękujemy- potruchtaliśmy do małej. Była
przerażona. Opatuliła się rękoma, szlochała i bujała w przód i w tył- Astrid,
kochanie, co się stało- objęłam ją. Wybuchła jeszcze większym płaczem.
Spojrzałam błagalnie na Caine’a, żeby coś zrobił.
- Królewno, musisz powiedzieć co się stało.
Inaczej ci nie pomożemy.
- Ona wróciła… Ona chce mnie tam znów zabrać…
Do obłąkanych, do wujka Nathaniel’a… - ponownie zaczęła szlochać. Spojrzałam zaskoczona
na Caine’a.
- Kto cię chce tam zabrać?- spojrzała na mnie
swoimi błękitnymi oczami i dotarło do mnie o co tu chodzi.
- Mamusia- Caine pobladł.
- Beatrice?- zapytał. Mała pokiwała głową.
Mężczyzna zacisnął mocno wargi. – Diana, zostań z nią tutaj. Uspokój ją. Ja
lecę ją znaleźć.
Caine
Popędziłem w miejsce gdzie przed chwilą
wszyscy staliśmy. Beatrice była matką Astrid. Obie mieszkały w zamku w którym
były nasze dzieci, a obecnie mieszka tam Ian. Beatrice specjalnie się do mnie
zbliżyła żeby móc o wszystkim informować Nathaniel’a. Zabiję ją, przysięgam.
Dostrzegłem ją. Uciekała. A ja jej na to nie pozwolę. Myśli, że jej nie widzę.
No to się grubo myli. Schowała się do zaułka. Idiotka. Po cichu się tam zakradłem.
Kiedy znalazłem się blisko niej, popchnąłem ją tak, że placami uderzyła w mur.
- Myślałaś, że tak łatwo zwiejesz, co? – mocno
ją trzymałem. W jej oczach pojawiły się łzy.
- Caine, proszę zanim mnie zabijesz, pozwól mi
ci wszystko wytłumaczyć. Błagam…
- Czemu miałbym to zrobić?- warknąłem.
- Bo wiem, że trochę ci na mnie zależało.
Proszę, pozwól mi w końcu komuś o tym opowiedzieć. – poluźniłem trochę uścisk.
- Masz minutę- zaczerpnęła oddech.
- Zakochałam się kiedyś w motocykliście. Zanim
się obejrzałam on odjechał, a ja byłam w ciąży. Z rodzicami nie miałam
kontaktu. Byłam sama. Kiedy byłam w siódmym miesiącu, pojawił się Nathaniel z
bardzo ważną dla mnie osobą, która powinna być martwa. Zaoferował mi pomoc w
zamian za lojalność i współpracę. Byłam strasznie zdesperowana. Myślałam, że to
korzystna oferta, więc się zgodziłam, ale to się okazało największą głupotą.
Astrid urodziła się w ciemności i była wychowywana na złą osobę. Nathaniel
okazał się kompletnym szaleńcem, a osoba którą tak bardzo kochałam, okazała się
zimna, podła i pusta jak obłąkani. W dodatku on czasami bywa w mojej głowie i karze
mi robić te wszystkie złe rzeczy. Kazał mi zepsuć wasz związek, dostać się do
ciebie… Jednak nikt nie przewidział, że zdołam się w tobie zakochać. Dlatego
mówiłam mu jak najmniej. Pamiętasz jak mówiłam , że nie warto się zmieniać dla
Diany? Jak zrobiłam ci wykład? To wszystko co mówiłam było prawdą, a przykładem
tego jestem ja. Przepraszam cię za to wszystko Caine. Proszę cię o to żebyś dał
Astrid to czego ode mnie nigdy nie dostała. Teraz możesz mnie zabić. – zamknęła
oczy.
- Kto jest tą bliską osobą Beatrice?-
pokręciła głową.
- Niedługo wszyscy się dowiedzą. Nathaniel sam
przyjdzie i wam pokaże. Nie mogę ci powiedzieć. Zabij mnie proszę.- poluźniłem
uchwyt.
- Kiedyś ci ufałem. Więc teraz masz szansę
odkupić swoje winy. Wskaż nam zamek, a daruję ci życie- spojrzała na mnie z
troską.
- Za dużo obłąkanych. Nie dacie rady się tam
dostać i przeżyć. Mam inną propozycję. Puścisz mnie i pozwolisz mi samej wrócić
do zamku. Ian mnie chyba polubił. Przekonam go żeby wrócił i mu pomogę. –
zawahałem się.
- Obiecujesz , że to zrobisz? – pokiwała głową.
- Masz moje słowo, choć w tej sytuacji pewnie
nie jest zbyt warte.- puściłem ją.
- Kiedy tam dotrzesz?
- Jutro z samego rana. Obiecuję, że zrobię to
natychmiast. Nathaniel’a nie powinno tam być więc będzie łatwiej. Dziękuję ci
Caine. I jeszcze raz przepraszam- rzuciła się biegiem.
- Obym tego nie żałował…
***
- Jak mogłeś puścić ją wolno?- zapytała Diana.
Wróciliśmy do domu. Astrid była tak tym wszystkim przemęczona, że poszła spać.
- To szansa na odzyskanie naszego syna, Diana.
Proszę zaufaj mi- spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
- Tobie ufam. Jej nie. Przecież to co zrobiła
Astrid…
- Jest okropne, wiem. Ale teraz Astrid ma nas
i damy jej wszystko.- pokiwała głową.- Dasz sobie radę sama? – powtórzyła czynność-
Przyjadę jutro po dziewczynki o 9. Do zobaczenia- opuściłem dom i za bardzo nie
wiedziałem co ze sobą zrobić.
Diana
Gdy tylko wyszedł, postanowiłam pójść do
pokoju Ian’a. Wszystko stało na swoim miejscu. Położyłam się na łóżku i wtedy
się rozkleiłam. Już niedługo, Ian. Już niedługo się zobaczymy.
----------------------------------------------------------
Zaskoczone? Wiem, że parę osób podejrzewało Beatrice ;) Co ogólnie sądzicie? Macie podejrzenia co do tajemniczej bliskiej osoby dla Tess? I czy dziewczyna wypełni obietnicę? Czy raczej Caine się wygłupił? Co zdarzy się w nn rozdziale? No to do jutra, dziękuję za komy , liczę że dalej ich tyle będzie ;)
Świetny rozdział.
OdpowiedzUsuńDominika
(przepraszam za taki krótki komentarz, następnym razem napiszę coś więcej)
Co mogę powiedzieć? Wyjaśniło się. Tylko nie wiem...ale myślę, że Harry może okazać się to osobą. Nie wiem. Mam głupie pomysły czasami. -,-
OdpowiedzUsuńCudowne *.*
OdpowiedzUsuńNie wiem co mogę jeszcze powiedzieć. Tak mnie zaskoczyłaś że no neeeeext!,
Super rozdział
OdpowiedzUsuńŚwietny :D
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że to Beatrice i wydaje mi się, że jej siostrą (kiedy troszkę opowiadała o niej Ian'owi) jest "żona" Harr'ego :D
Rozdział jest cudowny :D
Mam nadzieję, że B dotrzyma słowa, w końcu jest im to winna :)
Już nie mogę się doczekać powrotu Iana :D
I oczywiście nexta :D
Dziękuję :* - Asia :)
Wiedziałam, że to Beatrice i nie wiem czy spełni ibiegnice, bo Nathaniel może ja zmanipulowac ale rozdzial super ;)))))
OdpowiedzUsuńWiedziałam że to ona. Trochę mi jej żal.. Mam nadzieje że uwolni Ian'a.
OdpowiedzUsuń