czwartek, 25 grudnia 2014

Rozdział 22



Rozdział 22
                                                           Diana

Daliśmy im chwilę na czułości. Potem jednak sami chcąc odzyskać nasze dzieci musieliśmy zacząć zadawać pytania. Wszyscy zaczęli mówić jednocześnie a dziewczynki nie wiedziały kogo mają słuchać.
- Opowiemy wszystko, tylko dajcie nam coś powiedzieć- odezwała się w końcu Nathalie – Nathaniel po balu nam powiedział kim jesteście. I zresztą oni też są. Byliśmy wściekli już wystarczająco, a wieść o waszych kłamstwach wyprowadziła nas z równowagi. Postanowiliśmy z nim uciec i zmienić świat na lepsze jak to on ujął. Polecieliśmy z nim do zamku gdzie mieszkały takie dziwne stwory , obłąkani i opętani- spojrzała na Avril, która potwierdziła to co dotąd powiedziała- Nie mamy pojęcia jak tam trafić, ponieważ opuściłyśmy ten zamek tylko dwa razy i za każdym razem nie miałyśmy możliwości patrzeć na krajobraz. Nathaniel tego dopilnował. A gdyby nie Ian , nie uciekłybyśmy….
-  Byście się tam nie znalazły gdyby nie on- mruknął Caine, co niektóre osoby usłyszały.
- Nathaniel jemu najbardziej ufał, a on uknuł plan żebyśmy zostały w banku, na który napadli, a potem miałyśmy na zeznaniach się przyznać, że uciekłyśmy i ktoś miał nas do was przywieść. A tak nawiasem mówiąc wujku, to nie przez Ian’a uciekliśmy. To była nasza wspólna decyzja- powiedziała Avril. Na chwilę zapadła cisza.
- Czyli, że nie pomożecie nam zbytnio ze znalezieniem ich?- pokręciły głowami. A było tak blisko.
- Prosili żeby coś nam przekazać?- zapytała Emily. Ponownie zaprzeczyły. Rozległ się dzwonek do drzwi. Ciekawe kto to… W pokoju stanął Luigi. Na początek popatrzył na mnie ze współczuciem. Potem przemówił:
- Wiem, że to nienajlepszy moment, ale muszę to przekazać. Wiem gdzie jest księga aniołów i zaplanowałem już akcje. Mógłbym poprosić Harry’ego, Zayn’a, Liama i Dianę na chwilkę?- poszliśmy z nim do kuchni. – W tej akcji będzie brała tylko wasza czwórka. Wy trzej macie we krwi takie akcje, ale przyda wam się kobieca ręka. Księga znajduje się w pałacu prezydenckim. Tak, wiem, że to ryzykowne, ale wam może się to udać. Jutro wyruszycie do Waszyngtonu, a akcja odbędzie się w nocy, kiedy jest ciemno i wszyscy śpią .Znajdziecie ją bez problemu, ponieważ będzie na was działać jak na ćmy światło. Z Harrym dokładniej omówię szczegóły. Jakieś pytania?- nikt się nie odezwał. – No dobra. Miłego wieczoru życzę. – wróciliśmy do salonu, a  wtedy wszyscy zaczęli się zbierać. Astrid do mnie podeszła.
- Zostaniesz na noc? – pokręciłam głową.
- Nie mogę, mam dużo rzeczy do załatwienia- pogłaskałam ja po główce.
- No dobrze. Chociaż cię odprowadzę- złapała mnie za rękę. Nie miałam serca jej odmówić.
- Zanocujesz u mnie za parę dni?- pokiwała głową.
- U ciebie też jest fajnie- w naszym kierunku szli Caine i Luigi. No tak, Caine zaparkował koło mnie.
- Zapomniałem ci coś powiedzieć- zwrócił się do mnie starszy mężczyzna. Spuścił wzrok- Pogrzeb jest za trzy dni. Twoja mama ma się tym zająć.
- Jasne, dziękuję. Dobranoc. Śpij dobrze, malutka- wsiadłam do auta i odjechałam jak najszybciej.
                                                             Ian
-Musisz z nim pogadać. Jeśli dalej będziemy siedzieć z tym zamku to
umrzemy z nudów, a ty dodatkowo z tęsknoty. Zrób to chociaż dla mnie Ianie Turnerze- od jakiegoś czasu Calum marudzi, że powinienem pogadać z Nathanielem o tym żeby wypuścił nas na dwór przed zamkiem. I chyba dla świętego spokoju to zrobię.
- Dla ciebie wszystko, Calumie Maliku- podniosłem się i ruszyłem do drzwi.
- Powodzenia- rzucił, a ja udałem się w stronę gabinetu Nathaniel’a. Czemu on ma go tak daleko? Dotarcie zajęło mi z 10 minut. Miałem zapukać, ale usłyszałem w środku głos jakieś kobiety.
- Boję się o nią, Nathanielu.
- Nie masz o co się bać dopóki oni nie wiedza kim ona jest. Udawaj, że wszystko jest w porządku, wróć do pracy. Będziemy w kontakcie. Wyjdź tylnym wyjściem, żeby nikt cię nie zobaczył. – usłyszałem stukot obcasów.
- Uważaj Nathanielu. Twoja pewność siebie może cię zgubić- i wtedy zapadła cisza. Zapukałem.
- proszę- wszedłem do środka. Nathaniel siedział na swoim krześle- O Ian. Siadaj- wskazał na miejsce przed biurkiem. Wykonałem polecenie- Napijesz się czegoś? – pokręciłem głową.
- Dziękuję. Przyszedłem zapytać czy moglibyśmy wyjść na dziedziniec. Siedzenie w zamku jest trochę nudne- spoważniał.
- Niestety, nie mogę się zgodzić. A teraz przejdziemy do mniej przyjemnych tematów, Ian. Zaplanowałeś ich ucieczkę wcześniej, prawda? Dlatego podsunąłeś mi ten pomysł?- nie daj po sobie poznać, jak bardzo jesteś przerażony, Ian.
- To nie…
- Prawda? Proszę cię Ian. Ciebie i Nathalie coś łączyło. Nie mogła by po prostu odejść. Musiała ci cos powiedzieć. A wtedy ty wymyśliłeś ten plan. Dla Nathalie i Avril. Zgadza się? Mów prawdę.
- Im było ciężko Nathanielu. Poza tym to są sprawy nas, aniołów. Po co były potrzebne?- westchnął.
- Masz rację, Ian. Ludzie to słabe istoty. I byłyby tylko ciężarem. Ale okłamałeś mnie, nie byłeś fair. Muszę cię ukarać, mimo że bardzo cię lubię. Masz warunki na lidera, Ian. Wiesz o tym- podszedł do okna i zagwizdał. Po chwili pojawił się jeden z tych debili, obłąkanych. Nathaniel szepnął mu coś na ucho, albo raczej coś co ucho przypominało. Potem ta kreatura zaczęła się do mnie zbliżać.
- Co on robi- zacząłem się odsuwać.
- Jak mówiłem, musisz dostać karę żeby nie czynić tak więcej. – obłąkany powalił mnie i lewitował nade mną. Jego twarz, a raczej morda była kilka centymetrów od mojej. Nawiasem mówiąc nieprzyjemny zapach. Otworzył paszcze. Poczułem chłód. A potem nie mogłem oddychać. On mi zaczął wysysać duszę! O matko, pomocy! Nie mogę oddychać! Zaraz umrę, zaraz umrę. Ból… O matko…- Dosyć- warknął Nathaniel a kreatura odleciała. Znów mogłem oddychać, ale było mi słabo. Znów usiadłem na krzesło.- Wody?- pokiwałem głową. Mężczyzna podał mi szklankę. Od razu opróżniłem całą.- Przykro mi, ale musisz wiedzieć, że nie możesz tak robić. Czy masz jeszcze jakieś pytania, poza tamtym?- w tej chwili sunęło mi się jedno na myśl.
- Masz rodzinę?- uśmiechnął się.
-  A kto nie ma? Mam syna, który zawiódł mnie wielokrotnie. I dwójkę wnucząt, które nie wiedzą o mnie nic, a  nic. Do nich nie mam żalu. Kiedyś się o mnie dowiedzą i będą mieli wszystko czego ojciec nie umie im zapewnić. A co z twoją rodziną, Ian?- zamknąłem oczy.
- Teraz zostały mi tylko siostry. Nikt poza tym.- poklepał mnie po ramieniu.
- Więc walcz o ich szczęście Ian. Walcz póki jeszcze masz po co walczyć…
                                                                Diana
- Zjesz coś?- zapytał Caine kiedy robił kolację.
- Nie jestem głodna, ale dziękuję.- ruszyłam do kogo.
- Diana?- zatrzymałam się.- O czym pogrzebie…
- Ciocia Maggi zmarła dzisiaj. Nie mam siły o tym rozmawiać. Idę się położyć. Dobranoc. – już się nie odzywał. Poszłam do sypialni po jakieś rzeczy. Teraz śpię w gościnnym. Zapaliłam światło. Mój wzrok przykuła kartka na stoliku nocnym. Podniosłam ją.
Kochana Diano
Macie dwójkę, na tym zakończę. Mówiłem, że będzie bolało. Ale to dopiero początek. Buziaczki, Nathaniel
Na chwilę straciłam oddech. 
-----------------
I jak minęła wam wigilia i pierwszy dzień świąt? Mi całkiem dobrze, choć nie czułam tej magii jak co roku :/ Co sądzicie o rozdziale? O tej rodzinie Nathaniela i tej kobiecie z którą rozmawiał będzie później, ale raczej będzie miało jakiś wpływ, może i nawet na zakończenie. Kto wie... Jutro nn, prosze o komentarze ;)

6 komentarzy:

  1. Suuper :D
    Tą kobietą jest matka Astrid na 100% :D
    "Buziaczki" on to ma tupet, ale czego można było się po nim spodziewać :p
    Rozdział mi się bardzo podobał, świetny, jak zwykle :D
    Święta te nie były takimi świątecznymi świętami, nie było klimatu i wgl, ale nie skończyły się jeszcze, więc jeszcze wszystko przed nami :D
    Pozdrawiam cieplutko i dziękuję a rozdział ☺ - Asia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super teraz będę miała mętlik z rodziną Nathaniela. Kocham i pozdrawiam ☺

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie martw się. Ja też jakoś nie czuję tych świąt xd
    Rozdział świetny.

    Dominika

    OdpowiedzUsuń

Twój Komentarz= Mój Uśmiech :)