poniedziałek, 9 marca 2015

Rozdział 59



Trochę słabo, że na 25 wyświetleń były 2 komentarze... Ale obiecałam rozdział, więc słowa dotrzymam.
Rozdział 59
                                                   Diana


Przeniosłyśmy się do ciemnego zaułku w Portland. Od razu wiedziałam co się szykuje. Zaraz spotkam się po raz pierwszy z Caine’m i dowiem się kim jestem. Westchnęłam. Ta noc zmieniła wszystko. Wielokrotnie zastanawiałam się co by było gdyby nigdy nie doszło do tego spotkanie. Jednak to było bezsensowne. To spotkanie mimo wszystko zmieniło moje życie na lepsze, ciekawsze. Gdybym ich nie poznała pewnie wyszłabym za kogoś kogo nie darzyłabym tym szczególnym uczuciem, nie miałabym tych samych wspaniałych dzieci, moje życie było by nudne i monotonne, pewnie nigdy bym się nie dowiedziała, że Marshall jest moim ojcem, do teraz bym nie rozmawiała z moją mamą i…
Bym nie poznała tylu wspaniałych osób.
Nie spotkałabym Niall’a, Louis’a, Liam’a, Zayn’a, pozostałych aniołów i kto wie może i Luke’a. A gdybym ich nie spotkała, dziewczyny pewnie też by ich nie spotkały co by wiązało się również z tym samym co przeżyłabym ja. Teraz do mnie dotarło, że poznanie ich było najwspanialszą rzeczą jaka mogła mi się przytrafić.
Zwłaszcza Harry i Caine
Właśnie się pojawiłam. Sama jak palec i niczego się nie spodziewająca. To się teraz zdziwisz Diana. Nie mogłam dostrzec chłopaka. Gdzie on się podziewa?
- Ktoś tu jest?- zapytała- Wyjdź i się pokaż. To nie jest śmieszne!- nie odezwał się. Wystraszona dziewczyna zaczęła biec, ale nie oddaliła się daleko. Pojawił się. Od razu przyparł młodą mnie do muru.
- To może podchodzić pod próbę gwałtu- odezwała się po raz pierwszy Layla.
- Tylko mnie przyparł do muru, nic poza tym.- ponownie skupiła się na nich
- Na razie się nie odzywaj, bo oni nas znajdą. Później będzie czas na pytania- powiedział chłopak.
-Kto oni?- zapytała.
- No ciemni. To chyba oczywiste. Cicho bądź teraz- warknął.
Przez chwilę panowała cisza. Potem usłyszeliśmy rozmowę z góry.
-Cholera. Nie ma jej-powiedział nieznany mi głos.
-Czuję ją. Jest blisko. Musimy ją znaleźć. – powiedział drugi , zachrypnięty głos.
Następnie wymienili jeszcze parę zdań i nastała cisza. Diana wyrwała się i od razu zaczęła pytać
-Kim ty do cholery jesteś, że śledzisz mnie, przyciskasz do muru, karzesz  być cicho i nic nie mówisz?! I kim są tamci ludzie o których mówiłeś? Jacy ciemni?
- Przepraszam. Jestem Caine Turner, anioł światła. Tamci to byli Harry i Zayn , aniołowie ciemności, którzy próbują Cię dopaść żeby przeciągnąć  na swoją stronę.- odpowiedział .
- Czy ty siebie słyszysz? Aniołowie? HA. Dobry żart. Weź się lepiej idź leczyć a nie bajeczki o aniołach próbujesz mi wcisnąć.- odrzekła. Nie takie bajeczki, Diana.
-Ale jak to, to ty nic nie wiesz, Diano? -zapytał.
-A niby co mam wiedzieć? Zaraz, czekaj . Skąd znasz moje imię?-odpowiedziała  pytaniem.
- Każdy je zna. Czyli, że nie wiesz kim jesteś?- kolejne pytanie.
- Jestem Diana, mam 17 lat, chodzę do liceum, pływam od dziewięciu lat i a jeśli nie o to Ci chodziło to niby kim jestem?- zdziwił się.
- Jesteś aniołem…
- Nie przekazał tego zbyt delikatnie- stwierdziła moja przyjaciółka. Przerażona dziewczyna odwróciła się i skierowała do domu.
-Dokąd idziesz?- zapytał Caine.
-Do domu. Jest 23 a ty mi mówisz, że jestem aniołem. To chyba nie jest normalne. Właściwie to czemu ja z Tobą rozmawiam? Daj mi spokój do cholery!
-Nie możesz odejść! Oni Cię znajdą i nie będą tacy mili jak ja. Nawet nie wiesz co ci grozi- powiedział.
-No to co mi grozi? Co oni chcą mi zrobić? Czego oni ode mnie chcą?!-zapytała.
- Chcą żebyś przeszła na ich stronę i żebyś pomogła im zdobyć Diament Aniołów..
-Diament Aniołów? Co ty bierzesz?- kolejne pytanie padło z jej ust.
-Diament Aniołów to diament, który daje bezgraniczną władze aniołom, którzy go posiądą. A im więcej zwolenników danej strony tym większe szanse na zdobycie.- oznajmił chłopak.
-Aha. A co jeśli nie wybiorę żadnej ze stron?
- Masz czas do dnia swoich osiemnastych urodzin żeby zdecydować a jeśli nie wybierzesz to.. umrzesz.- powiedział ze smutkiem.
- Co?! Ale jak to? To jakiś żart? A może to tylko sen? Jestem już w domu w swoim łóżku i śnie. Tak, to na pewno sen. Diana, obudź się. No dalej- uszczypnęła się , ale to nic nie dało.
- Przykro mi, ale to nie jest sen. To rzeczywistość. A teraz może lepiej stąd chodźmy , zabiorę Cię do domu. – zaproponował Caine wyciągając do niej dłoń.
Niepewnie podała mu swoją, po czym przyciągnął ją do siebie. Rzuciłam mu pytające spojrzenie.
- Lepiej żebym Cię trzymał jak będziemy lecieć, bo chyba nie chcesz spaść.-oznajmił.
-Zaraz, zaraz. Lecieć?- zapytała, gdy nagle z tyłu jego pleców wyrosły dwa piękne, białe, ogromne skrzydła.
- Trzymaj się mocno. Na 3 startujemy. Raz, dwa….
- Poczekaj, wole iść…- i wtedy się wzbili do góry.
- Najgorsze pierwsze spotkanie z pierwszych spotkań jakie widziałam- powiedziała ze śmiechem Layla. Ja też się uśmiechnęłam.
- To z Harry’m też nie należało do najlepszych.
- Hmmm… Proponuję tu zostać i je zobaczyć. Sama ocenię. A teraz chodź. Kimniemy się u ciebie- chwyciła mnie za dłoń i pociągnęła w kierunku mojego domostwa.
                                                      ***
W rogu „Sweet Coffee” siedział Caine. Właśnie do środka weszła Layla i ja. Brunetka zajęła stolik przy oknie, natomiast blondynka kierowała się do szatyna. Nagle pojawił się Harry, który „niechcący” ( to było zaplanowane) wpadł na mnie i mnie przewrócił. Uśmiechnął się do mnie przepraszająco i podał mi dłoń.
- Przepraszam. Jestem Harry. Harry Styles.- natychmiastowo pojawił się Caine i zaczął wmawiać loczkowi, że jesteśmy parą.
- Już nic ciekawego się nie wydarzy- oznajmiłam.- Możemy iść dalej- opuściłyśmy kawiarnię.
- Punkt dla Harry’ego. Zrobił to jak normalna osoba- stwierdziła. – Ale ty zawsze wolałaś wszystko na opak- objęła mnie.
- Pewnie dlatego się przyjaźnimy- zachichotałyśmy i wskoczyłyśmy do kolejnego portalu.
                                                       Harry
Siedziałem z mamą i Rose w barze. Znów zapowiada się na burze. Jeśli mam być szczery pewnie bym nadal siedział na tej ławce i umierał w samotności i żalu, ale Anne mnie stamtąd siłą zabrała. Jest bardzo przekonująca.  Poczułem do siebie nienawiść. Nie wierzę, że zabiłem matkę która była niepoczytalna. Nagle do baru wbiegła zapłakana Diana. Rose pod nosem nazwała ją wywłoką, lecz nikt nie zwrócił na to uwagi.
- Diano, co się stało?- zapytałem. Ku zaskoczeniu wszystkich (nawet jej samej) wtuliła się we mnie i na dobre rozkleiła.
- Harry, on jest ranny- wypowiedziała.
- Kto on?
- Na Harry no!- krzyknęła. Spojrzałem na Anne. Była cała blada.
- Co się z nim stało?- zapytała ze względnym spokojem Rose.
- Harry wyznał mi miłość. Na nasze nieszczęście Caine się pojawił i to usłyszał. Doszło do zamieszek i wtedy… Caine go postrzelił- z czyjegoś gardła wydobył się jęk. – Odwiozłam go do szpitala. Przepraszam, tak mi przykro…
- To nie twoja wina- powiedziałem twardo.
- Jak to nie?!
- To moja wina- spojrzałem mamie w oczy- Powiedziałem, żeby pojechał do Diany i powiedział co czuję. Chciałem żeby nie cierpiał tak jak ja. Przepraszam- spuściłem wzrok- Diana, w którym szpitalu on leży?

- Mamy tu tylko jeden szpital. Jest w samym sercu Portland- pokiwałem głową.
- Czy ktoś wie, że tu jesteś?- pokręciła głową- Czy mogę was prosić żebyście wszystkie trzy poszły na górę i nikomu nie otwierały?
- Dobrze, Harry. Chodź, Diana- zabrała ją na górę. Rose wypuściła mnie po czym zakluczyła drzwi.
                                                               ***
Był już po operacji. Niestety nie przytomny. Czułem się okropnie. Najpierw mama. Teraz on. Był dla mnie jak brat, chociaż byliśmy tą samą osobą. Oboje niewinni. Nie mogę skończyć z zabijaniem. Muszę zabijać winnych.
A winnym był Caine.
Nie daruję tego, że go postrzelił. Zadzierając z nim, zadarł ze mnie. Nienawiść wzięła górę.
- Harry? Jesteś tu?- usłyszałem słaby głos młodego.
- Tak, jestem tutaj. Jak się czujesz? Potrzebujesz czegoś?
- Nie. Co z Dianą? Zrobił jej coś jeszcze?
- Jak to „coś jeszcze”? Nie martw się, jest z twoją mamą.
- Kiedy byliśmy z mieszkaniu, rzucił się na mnie. Dziewczyna mnie zasłoniła i oberwała w twarz. Wyrzuciła nas po tym i na zewnątrz on mnie postrzelił. Wiesz co jest straszne, Harry? – pokręciłem głową.- Przez niego już nie mam serca. Kula je całkowicie rozpaćkała. Wycieli mi je. To dziwne uczucie, jak nic nie bije ci w piersi.
- Bardzo mi przykro, Harry. Przepraszam, ale muszę coś załatwić. Wrócę do ciebie wieczorem, dobrze?
- Dobrze- opuściłem jego salę i udałem się do lekarza. Każdy w tym mieście się boi, więc muszą mieć jakąś broń. – Masz pistolet?!- zwróciłem się do gościa po 50. Spojrzał na mnie przerażony- Dawaj!- podał mi go cały roztrzęsiony- Oddam go pod wieczór- kiedy wyszedłem lało jak nie wiem co. Na szczęście firma jest dwie minuty stąd. Na pewno tam jest ten goguś. Nie pomyliłem się. Siedział w konferencyjnej z moimi przyjaciółmi, swoimi sługusami i przyjaciółmi Harry’ego. Pierwszy strzał oddałem w lampę żeby zaznaczyć swoją obecność.
- Harry, co ty wyprawiasz?- zapytał Caine z mojego wymiaru.
- Mamy do pogadania z twoim sobowtórem. – wlepiłem w niego nienawistne spojrzenie. – Tak się składa, że pozbawił serca Harry’ego. I ja nie zamierzam tego tak pozostawić- wymierzyłem w niego bronią.
- Należało mu się! Podbijał do mojej dziewczyny- prychnąłem.
- Tak się o nią martwisz, a ją uderzyłeś?- wszyscy na niego spojrzeli.
- To był przypadek! Miałem uderzyć jego, a ona stanęła przed nim.
- To załóżmy, że miałem strzelić w okno, ale ty przed nim stanąłeś , okej? – moi ludzie natychmiast się zerwali i próbowali mnie powstrzymać, natomiast jego ludzie go zasłaniali. No tak, zawsze wszyscy musza trzymać stronę tego dupka.
- Uspokój się Harry!- krzyknął Zayn. Liam odebrał mi strzelbę.
- Zdrajcy- po moich słowach stało się coś dziwnego. Okna eksplodowały, zerwał się silny wiatr  a z nieba tryskały pioruny. Podbiegliśmy do ram żeby zobaczyć co się dzieje. To wszystko wina tej czarnej chmury.
- O co tu chodzi?- krzyknął ten dupek. Luigi popatrzył smutny na ciocię Meggi, a potem przeniósł wzrok na chmurę.
- Apokalipsa.
 ---------------------------
Ta dam! Ktoś się spodziewał apokalipsy? Jak myślicie co będzie dalej w tym wymiarze? Czy chłopcom uda się stamtąd wydostać?  Jeśli chodzi o dziewczyny, to było ostatnie ze wspomnień z LoD i teraz zrobię jeszcze parę wspomnień z dzieciństwa Diany, a potem... Przekonacie się same xd W ogóle podoba wam się rozdział? Bardzo was proszę o komentarze. I zapraszam was do ankiety po prawej stronie. Nn pojawi się prawdopodobnie w środę..

5 komentarzy:

  1. Jak mogłoby mi się nie podobać!
    To jest świetne.
    Harry miał zabić Caine z drugiego wymiaru (chodź jakby trafił w tego ze swojego wymiaru, to też nie miałabym nic przeciwko) Nie, żeby coś xd.
    Nie lubię żadnego Caine'a :)
    Biedny Harry bez serca :( Szkoda mi go.

    Apokalipsa! Ludzie! Ratunki! ( przepraszam, coś dzisiaj wariuję)
    Mogę się przyznać, że po części się domyślałam, że tak będzie, ale nie pisałam, bo nie chciałam zapeszać xd
    Szkoda, że to koniec wspomnień Diany z chłopakami, ale będą jeszcze z dzieciństwa, więc to mnie pociesza ;p
    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału.

    Dominika

    OdpowiedzUsuń
  2. wow super, czekam na next! :-*

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja pierdzielę. Harry bez serca ;cc Smutno...
    Ale ej apokalipsy się nie spodziewała. I chciałam przeprosić, że nie skomentowałam tamtego rozdziału. Po prostu teraz go przeczytałam. A dodatek, no zapowiada się ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wooooow :o
    To wszystko jest takie... niespodziewane :p
    Jasne gwint, Harry bez serca i co teraz z nim bd, tak bez serca bd żyć? Przecież to było SERCE :o
    I jeszcze apokalipsa, to jest niepowtarzalne, ja już nie ogarniam co bd dalej :p
    Już nie mogę się doczekać nn i co z tą apokalipsą :o
    Dziękuję :* - Asia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cały wymiar zostanie zniszczony a oni uciekną xD

    OdpowiedzUsuń

Twój Komentarz= Mój Uśmiech :)