piątek, 27 marca 2015

Rozdział 67



 Rozdział dedykuję każdemu czytelnikowi/czytelniczce. Mam nadzieję, że zrobicie to dla mnie i zostawicie po sobie komentarz w tym ostatnim rozdziale. Bardzo was o to proszę. Oliwia
Rozdział 67
                                                     Ian


Na początku Bella przeszukiwała biurko dosyć zwinnie. Po minucie miała to gdzieś i wywalała wszystko po kolei. Na jej twarzy malował się niepokój.
- Cholera- mruknęła i walnęła pięścią w stół.
- Co jest?- zapytałem zestresowany.
- Musiał go zabrać ze sobą. Nie był na tyle głupi żeby zostawić coś tak potężnego co może go zabić bez opieki. – cała nadzieja ulotniła się jak ptak. To koniec. Nathaniel wygra. Zabije każde żywe stworzenie. Stworzy istne piekło. A to wszystko była moja wina. Gdybym nie był wtedy pełen nienawiści do osób które mnie kochały , gdybym nie był taki naiwny i samotny…Często  mi powtarzano, że ludzie są podli. Że kłamią. Czy te uczucia sprawiły, że rady poszły w las i dlatego byłem gotowy odejść z Nathaniel’em chociaż prawie nic o nim nie wiedziałem? Czy ludzka głupota naprawdę nie zna granic? Straszne było to, że on wiedział. Wiedział kim jestem , jaką mam moc. Nie powiedział mi o tym wprost. Ukrywał to przez ostatnie dwa miesiące. Zacisnąłem pięści. Jestem jedyną nadzieją dla ludzkości. Tylko ja mogę to powstrzymać. Nie zamierzam poddać się bez walki. Powstałem.
- Odzyskam go a potem zabiję go- Bella zaśmiała się. Nie było jednak słychać radości.
- Może i jesteś Diamentem Aniołów, ale nadal jesteś 16 letnim gówniarzem- skomentowała.
- jeśli nie spróbuję on nas zabije. Warto spróbować, nie sądzisz? – westchnęła.
- Będziesz musiał lecieć beze mnie. Jeśli Nathaniel mnie zauważy znów przejmie nade mną kontrolę. Moje sumienie jest wystarczająco przepełnione. Nie daj mu się, Ian. Jesteś o wiele potężniejszy , on o tym wie. Uważaj, dobrze?- skinąłem głową.
- Ty też- wybiegłem z pomieszczenia. Mama cały czas mi towarzyszyła. Ponownie rozłożyłem skrzydła. Cholera, trzeba znów latać… Wzbiliśmy się w górę. Trzeba tylko ich namierzyć… Mama wydała z siebie syk i skierowała się w dół na pobliskie wzgórze. Co ona wyprawia? Poleciałem za nią. Kiedy zostało nam jakieś pięć metrów zobaczyłem powód. Tata leżał zakrwawiony na ziemi. Po wylądowaniu podbiegłem do niego.
- tato… - potrząsnąłem nim- tato, obudź się. Żyj…
- To ty, Ian?- szepnął.
- Tak tato. To ja. Otwórz oczy- delikatnie uchylił prawe oko.
- Ale żeś wyrósł…- uśmiechnąłem się.
- Nie przesadzaj…- otworzył drugie oko i się rozejrzał. Kiedy dostrzegł obłąkanego odepchnął mnie i chwycił pobliską strzałę. – Nie!- krzyknąłem w ostatniej chwili.
- Dlaczego nie? Przecież to potwór!- warknął.
- Na zewnątrz tak. To mama, tato. –wpatrywał się w nią w osłupieniu. W jego oczach zagościł ból. Opuścił broń.
- Jak to się stało?- zapytał słabo.
- Nathaniel ją przemienił. Powiedział, że nigdy nie dokonała wyboru, więc jej się należało.
- A to gnój..- mruknął.
- Lecieliśmy właśnie do niego. Znamy sposób jak go powstrzymać. Ale może najpierw ty powiesz co ci się stało?
- 666 batów piekielnym batem- machnął ręką. – Ty mi lepiej powiedz co trzeba zrobić. Nie mam zamiaru się zawahać.
- Tylko ja mogę to zrobić. Potrzeba jednego anioła do ofiary. Słyszałem, że wujek Harry chciał się poświęcić. Kiedy mamy ofiarę , trzeba ugodzić Szatana Sztyletem Piekielnym. W tym problem, że ma go Nathaniel. Musimy go jakoś odzyskać.
- Masz plan jak chcesz to zrobić? – pokręciłem głową- Na szczęście ja mam coś w zanadrzu- uśmiechnął się tajemniczo.
                                                            ***
Plan nie był szczególnie trudny, ale bardzo ryzykowny. Tata miał odwrócić uwagę Nathaniel’a, a mama Lucyfera. Ja miałem się podkraść i wyciągnąć z pochwy przy pasku Nathaniela sztylet.
- Powodzenia- szepnąłem do rodziców. Popędzili w ich stronę. Mama przeleciała koło Lucyfera powalając go na ziemie.
- Nathaniel’u!- krzyknął do niego tata- Choć, choć. Mamy parę spraw do obgadania- mężczyzna się uśmiechnął i skierował w jego stronę.
- Powinieneś być już martwy. No cóż… Nastąpi to teraz- tata wystrzelił w niego strzałę. Trafiła ona w ramię. Syknął z bólu i upadł na kolana. To była moja szansa. Rzuciłem się pędem w jego stronę. Musi mi się udać, musi mi się udać. Kiedy chwyciłem za rękojeść Nathaniel odzyskał siły i mnie odepchnął. Poleciałem dwa metry dalej. Na szczęście zachowałem sztylet. Mężczyzna rzucił moim tatą kilka metrów dalej. Rzucili się na niego obłąkani. Lucyfer zajął się mamą. Cholera- Myślałem, że będzie z ciebie większy pożytek- warknął- jednak powinienem ci podziękować- na jego twarzy zagościł uśmiech rekina.- Gdyby nie ty, nie osiągnął bym tego – gestem ręki wskazał na około- Szkoda, że jesteś taki głupi. Nie żyją twoi dziadkowie, twój wujek, niedługo cała pozostała rodzina i przyjaciele do nich dołączą. W tym Nathalie. Czyż ona nie jest przeurocza? – zapadła chwilowa cisza- Zniszczyłeś wszystko na czym ci zależało, Ian. Zabiłeś tych którzy chcieli cię chronić przed takimi jak ja. Jakie to uczucie?- nie doczekał się odpowiedzi- Czas z tobą skończyć. Nie stawiaj oporu, dobrze?- poczułem, ze znów chce przejąć nade mną kontrolę. Nie wytrzymałem
- Nie!- krzyknąłem. Moja siła zmusił go żeby cofnął się o parę kroków.- Odebrałeś mi wszystko. Odebrałeś wszystko tym niewinnym ludziom! Nigdy nie widziałeś nikogo poza sobą! Twój własny syn ma cię dosyć i chce oddać życie żebyś był martwy! On jest moją ofiarą, Nathaniel’u. Ale to ty jesteś głównym daniem- moja podświadomość kazała mu stać w miejscu. Z każdym krokiem czułem jego strach- Ofiara moich bliskich czy też nie, nie pójdzie na marne. Dopilnuję żebyś został zniszczony raz na zawsze. Jakie to uczucie być pokonanym przez nie pełnoletniego gówniarza?- syknąłem. Nie odpowiedział- Ostatnie słowo, Nathaniel’u? – zmusiłem go żeby patrzył mi w oczy.
- Nie- uśmiechnąłem się.
- Pa, pa, sukinsynu- i ugodziłem go prosto w serce. Jego ciało zaczęło się przemieniać. Każdy skrawek zamieniał się w czarnego kruka, który odlatywał. Kiedy nic nie pozostało nastąpiła eksplozja światła, która odrzuciła mnie do tyłu. Straciłem przytomność.
                                                  
                                                         Diana
Obudziłam się w lesie. Czy przed chwilą nie znajdowałam się na polanie i nie walczyłam z Lucyferem w ciele Harry’ego. Ah, moja noga wygląda jeszcze gorzej niż… Zaraz! Moja noga! Ludzka noga! Znów jestem człowiekiem. To cudownie! Muszę się pokazać… Gdzie Ian i Caine? Rozejrzałam się panicznie. Ujrzałam syna. Doczołgałam się do niego.
- Synku- szepnęłam. Otworzył oczy i przeniósł się do pozycji siedzącej. Rozejrzał się.
- Czy ja umarłem?- zapytał się na co się uśmiechnęłam.
- Oczywiście, że nie- wzięłam go w objęcia- Tęskniłam- szepnęłam.

- Tak, ja też- wtulił się we mnie.- Nie wiesz jak dobrze widzieć cię jako człowieka mamo.
- Nie wiesz jak dobrze cię widzieć całego i zdrowego synku. Idziemy poszukać pozostałych?- może poprawniejszym sformułowaniem było „tych co przeżyli”? Miałam nadzieję, że było takich osób sporo. Wstaliśmy. Ian wziął mnie pod rękę i wyprowadził na polanę. Zgromadziły się tam chyba wszystkie anioły. Na sercu zrobiło mi się lżej kiedy ujrzałam Luka z Grace i Avril, Margaret i David’a z Nathalie, Laylę, Emily, Belle i wszystkie dzieciaki.
- Tam, mamo- powiedział Ian i pokazał mi na naszą rodzinę. Caine ledwo stał i tulił do siebie Rosaline, Melanie i Astrid. Kiedy do nich podeszliśmy dziewczynki rzuciły się na Ian’a. Caine pokuśtykał do mnie i złożył na moich ustach pocałunek.
- To koniec – szepnął. Oparł swoje czoło o moje.
- Tak, to koniec.- dziewczynki sobie o mnie przypomniały. Zaczęły mnie dusić. W tym czasie Caine przywitał się z Ian’em. Podeszli do nas zakrwawiony Zayn, zmartwiony Lou i spokojny Calum.
- Nikt poza nami nie przeżył- powiedział Tomlinson. W oczach zebrały się mi łzy. Tata, Kyle, Marshall… I wiele innych. Nie żyli.
- I co teraz?- zapytałam. Polanę oblało jasne światło słoneczne.
- Wrócicie do mnie moje dzieci- spojrzałam w górę. To nie było światło słoneczne.
To był Bóg.
- O matko..- szepnęłam.
- Tak jak wam obiecałem dawno temu bramy niebios są otwarte dla was i dla waszych dzieci- nikt się nie ucieszył. Nie znaliśmy nieba. Tutaj był nasz świat. Tutaj zakładaliśmy rodziny. A co z tą garstką ludzi, która jeszcze pozostała. Wszyscy po sobie popatrzyli. Ci, którzy stracili swoich bliskich też nie chcieli tam wracać.
- Przykro mi, Boże. Chcemy zostać tutaj na ziemi- podejrzewałam, że wybuchnie. Ze ukarze mnie za sprzeciw. A on się uśmiechnął.
- raduje mnie to, że jesteście całkowicie oddani ludziom. Wiem, że męczyło was bycie aniołami. Tak więc mam dla was podarunek. Cofnę czas o te kilkadziesiąt lat. Narodzicie się ponownie jako zwykli śmiertelnicy. Dopilnuję żeby każdy z was spotkał swoją drugą połówkę i potem począł te same dzieci. Tyle jestem wam winien. Macie dwie minuty żeby się pożegnać. – po moich policzkach spływały łzy. To naprawdę koniec. Teraz dostanę drugą szansę na zupełnie normalne życie. Spotkam na nowo moich przyjaciół, ponownie wyjdę za Caine’a i urodzę Rosie, Mel i Ian’a. Ale nie urodzę Astrid. Nie urodzą się także bliźniaki. Harry przecież nie żyje. Nie istnieje. Nikt jednak o tym nie myślał. Tack, Dolly, Cassie, Luke, Grace, Avril, Margaret, David, Nathalie, Layla, Niall, Luke, Yai, Emily, Liam, Mike, Zayn, Louis, Calum, Bella, Ashton, Ashley, Caine, Rosaline, Melanie, Ian, Astrid i ja przytuliliśmy się.
- No to czas się pożegnać.- powiedział ktoś.
- Kocham was- każdy powiedział w równym momencie. Wtedy poczuliśmy ulgę i wybawienie. Kto by pomyślał, że tak to się skończy? 
--------------------------
Pod koniec tego rozdziału miałam łzy w oczach. Nie wiem jak pożegnam się z tą historią, a został już tylko epilog i podziękowania. To takie smutne :/ Gdybym miała siłę poruszyłabym temat Zayna, ale... Nie. On wróci, ja to wiem.  Podobał wam się ostatni rozdział? Cieszycie się? Wiem, ze niektórym będzie smutno  z powodu Harry'ego (tak, mam na myśli ciebie Domi Nika ) Jutro zapraszam na epilog. Proszę przeczytajcie go. Moim zdaniem będzie najlepszym epilogiem jakie miałam do dyspozycji. I proszę was o komentarze. Blog zaczął się 7 komentarzami. Mam nadzieję, że nie skończy się 3 :/



5 komentarzy:

  1. Haha wydawało mi się, że przeczytałam że Harry nie istnieje. Pewnie mi się przewidziało...Wszyscy beda zyli dlugo (do smierci) i Szczesliwie. Kocham czekam na epilog

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie. Jestem zrozpaczona. Mój Harry ;'(
    (Miło ze pomyslałaś o mnie)
    A może Harry jakoś przeżyje, co?
    No trudno. Będę musiała się z tym pogodzić.
    Szkoda, ze Nathaniel umarł. Nie żeby coś, ale ja naprawdę lubię czarne charaktery haha
    Ostatni rozdział świetny.

    Dominika

    OdpowiedzUsuń
  3. Harry... on.... Nie! On ożyje na nowo prawda? On nie mógł umrzeć!

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny :)
    Wydaje mi się, że Harry ożyję, bo był ofiarą, chciał dobra dla wszystkich :(
    Jest mi straaaaasznie smutno z powodu Zayna, ale wierzę, że on wróci, musi wrócić :'(
    Już nie mogę się doczekać nn, ale szkoda, że to już przedostatni rozdział :(
    Dziękuję :* - Asia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Harry... Jestem taka smutna :c

    OdpowiedzUsuń

Twój Komentarz= Mój Uśmiech :)