Rozdział 66
Diana
Nastąpiła eksplozja czerni. Myślałam, że to
koniec. Że świat w tamtej chwili się skończył. Jednak to był dopiero początek
Początek końca.
Z wielkiej chmury zaczęły wylatywać demony.
Oprócz nich roiło się tu od obłąkanych. Prawdziwe piekło rozpętało się na
ziemi. Ciało Ian’a opadło bezwładnie na ziemię. Pokuśtykałam do niego. Wzięłam
go w ramiona.
- Obudź się Ian. Proszę. Musisz się obudzić-
delikatnie nim potrząsnęłam. Otworzył jedno oko. Na szczęście było niebieskie.
- Proszę, powiedz, że tylko mi się przyśniło,
że rozpętałem apokalipsę…- szepnął.
- Przykro mi, ale to prawda, synku. To nie
twoja wina. To Nathaniel…- właśnie. Cały czas mamy go na ogonie- Wstawaj!
Szybko!- zaskoczony wykonał moje polecenie- Musisz uciekać. Biegnij do lasu i
dobrze się ukryj. Wyjdź dopiero wtedy gdy będzie bezpiecznie- spojrzał na mnie
zaszklonymi oczami.
- A co z tobą, mamo?
- Muszę wyrównać rachunki. Biegnij!- popchnęłam
go- Uciekaj!- niezbyt przekonany pobiegł w głąb lasu. Zacisnęłam pięści. Czas
się pomścić. Odwróciłam się do niego. Przyglądał się temu wszystkiemu z
uśmiechem.
Chory potwór.
- Nathaniel’u! – przeniósł na mnie swoją
uwagę. Uśmiechnął się z wyższością.
-
Jeszcze tu jesteś? Myślałem, że pobiegłaś się wypłakać któremuś ze swoich
kochasi- pokręciłam głową.
- Za dużo łez wylałam przez twój bałagan. Ale
mówię koniec. Musisz w końcu ponieść karę za twoje czyny. Za porwanie dzieci, za opętanie mojego syna,
za krzywdę którą poniosła biedna Astrid. Za rozpad mojego związku, strącenie z
nieba, śmierć wielu niewinnych za równo ludzi takich jak moja mama czy ciocia
jak i aniołów takich jak Isabelle. Za krzywdę, którą każdy odniósł. A przede
wszystkim za rozpętanie piekła!- zaśmiał się.
- To twój syn wybrał ciemność.
- Bo ty go do tego zmusiłeś!
- Ja tam bym tego tak nie nazwał. Gdyby chciał
wybrać światło, wybrałby. Wracając, chcesz się mścić, sama, bez jakiejkolwiek
broni, z chorą nogą, w miejscu gdzie roi się od moich sług ?- uniósł brew. Miał
rację. Jednak nie zamierzam okazać mu strachu. O dziwo nie czułam go. Mierzyłam
go wzrokiem.- O i popatrz kto do nas powraca- wskazał na niego. Pojawiły się
cztery mroczne postacie. Jeden stwór miał kosę.
Śmierć.
Obok niego stał stwór z mieczem i Chełmem.
Wojna
Obok niego coś podobnego kobiety. Z jej
brzucha wysypywały się czachy.
Głód
I ostatnie postać. Z jej „ciała” zwisały
podarte bandaże. Strzelam, że to Zaraza, bo tylko ona została.
- Świetnie się prezentują jak na ich wiek, nie
sądzisz?- zapytał. – Idźcie wykonywać waszą powinność, rozkazuję wam jako syn
Lucyfera, Nathaniel wasz wybawca- potwory się rozdzieliły.- Zaraz powróci mój
ojciec, więc muszę się sprężać. Demony! Brać ją- kilka tych czarnych kreatur
zwróciła się w moją stronę. Nie będę uciekać. Przyjmę śmierć jak należy. Mam
nadzieję, że moja ofiara okaże się słuszna. Zamknęłam oczy. Jestem gotowa
umrzeć dla nich wszystkich.
- Nie!- usłyszałam krzyk Harry’ego. Nie, nie,
nie. Co on robi? Przecież Nathaniel nie może go dorwać! Jeśli to się stanie
odda jego ciało Lucyferami. Harry podbiegł do mnie i zasłonił mnie swoim
ciałem.
- Stać! – krzyknął Nathaniel- O synu, tu
jesteś – uśmiechnął się. – Zaraz dziadek wróci. Wypadałoby go powitać nie
uważasz? Brać…
- Poczekaj!- powiedział stanowczo- Oddam ci
się pod jednym warunkiem. Puść Dianę wolno.
- Co ty wyprawiasz?- warknęłam na niego. Nie
przejął się mną.
- Hmm…. Niech będzie. Niech odejdzie- Harry
popatrzył na mnie.
- Uciekaj. Znajdź Caine’a. Wychowajcie wasze i
moje dzieciaki na ludzi. Bądźcie szczęśliwi- nie pozwolił mi zaprotestować- To
jego ta naprawdę kochasz. Proszę idź już- pokiwałam głową . Pokuśtykałam ten
kawałek i się odwróciłam. Harry stał już przy nim. Na niego pojawiła się wielka
czarno- czerwona dusza. Na twarzy Styles’a malował się spokój. Dusza popędziła
i wleciała w jego ciało. Krzyknęłam. Upadł na podłoże i przez chwilę dygotał.
Potem jednak uspokoił się i wstał. Obejrzał swoje ręce.
- Ojcze- powiedział Nathaniel.
- Dobrze się spisałeś synu- powiedział Lucyfer
ustami Hazzy.- Gdzie schowały się anioły światła?
- Na wzgórzu tuż obok Portland. Obłąkani
wskażą ci drogę. Ja muszę coś załatwić. – z pleców Harry’ego wyrosły ogromne
czarne skrzydła. Nie były takie jak kiedyś. Te bardziej przypominały skrzydła
kruka. Wzbił się w powietrze robiąc ogromny wiatr. Kiedy zniknął z naszego pola
widzenia Nataniel popatrzył na mnie jak na ofiarę. Czego mogliśmy się
spodziewać? Że dotrzyma tajemnicy. – Nie bój się. Ja ci krzywdy nie zrobię.
Sama ją sobie wyrządziłaś dawno temu. W końcu nie stoisz po żadnej stronie. A
co się dzieje z takimi aniołkami?- poczułam mrowienie. Zaczęłam się w coś
przeistaczać. O nie… Czyżbym miała się stać tym czym tak bardzo nie chciałam?
Czy zmienię się w obłąkanego- Przykro mi, Dianuś. Już nie będziesz taka piękna.
No i teraz będziesz mi służyć- ostatnim co zrobiłam w swojej ludzkiej postawie
było splunięcie mu w twarz i wypowiedzenie:
-Nigdy nie będę ci służyć, sukinsynie
Caine
Po tym wybuchu poczułem się strasznie słaby.
Zresztą nie tylko ja. Wszyscy wypuścili strzały z rąk i osunęli się na ziemię.
Co jest? Już po wszystkim? Wygraliśmy?
- Caine, patrz- usłyszałem słaby głos
przyjaciela z tyłu. Przeniosłem wzrok na niebo. Apokalipsa. Powtórka z
rozrywki? Zaraz, czyli że plan się nie powiódł? Mam nadzieję, że Dianie się nic
nie stało….
***
Uchyliłem oczy. Czułem ogromny ból w całym
ciele. Jakby ktoś mnie… smażył żywcem. Rozejrzałem się. Pozostali byli
nieprzytomni. Ich skrzydła były lekko splamione krwią, a na ich nadgarstkach spoczywały
płonące kajdany. Luigi kiedyś mi o nich wspominał. Jeden z wynalazków Lucyfera.
- Widzę, że się obudziłeś- usłyszałem głos.
Należał do Harry’ego.
- Co ty…- nie dokończyłem. Domyśliłem się, że
to nie on. To był Lucyfer. – Wypuść nas- warknąłem. Zaśmiał się.
- Śmiesz mi rozkazywać, ty nędzny…
- Ojcze- odezwał się Nathaniel. Harry się do
niego odwrócił- To on jest powodem naszego strącenia i to on pokrzyżował plany
twojemu wnukowi- Lucyfer, a raczej Harry spojrzał na mnie z zainteresowaniem.
- Niezłe ziółko z niego. Jeśli przetrwa moją
karę kare to pozwolę mu zostać i mi służyć tak jak innym aniołom. Ruby!-
krzyknął. Chwilę potem koło nas pojawiła się dziewczyna, którą doskonale
znałem. Córka mojego brata, Copeland. Lecz aktualnie małej Cope nie było. Teraz
była opętana, a na jej miejscu siedziała Ruby czy jak jej tam.
- Tak panie?- zapytała.
- Przynieś mi bat- wróciła z nim po dwóch
minutach. – Świetnie. Teraz przywiąż go do drzewa i zdejmij koszulę- skinęłam
głową i pociągnęła mnie do jednego z pni. Zerwała za mnie koszulę, a kajdanki
przywiązała liną. Miałem nadzieję, że
Lucyfer nie ma pojęcia o naszym pokrewieństwie. – Zbiczuję cię teraz 666 razy.
Jeśli przeżyjesz dostajesz robotę. A jeśli nie… No to zamieszkasz sobie w
piekle. – zaczął. Ból był potworny.
- Szkoda, że twoja rodzina tego nie zobaczy.
Mogłem ich przytrzymać przy życiu o tej chwili- zaśmiał się Nathaniel. Czy
mówił prawdę? Czyżby dlatego rozpętała się apokalipsa? Teraz nie wiedziałem co
robić.. Starać się przeżyć i pomścić ich, ale być sługą czy się poddać, umrzeć
i dołączyć do nich. Czas pokaże. Liczyłem kolejne strzały. Przy 112 straciłem
przytomność
Ian
Widziałem jak to coś opętało Harry’ego, a
potem jak moja mama przemieniła się w obłąkanego. Muszę coś zrobić. Muszę to
cofnąć. Powtórzyłem formułkę tylko na końcu powiedziałem światło. Nic się nie
stało. Spróbowałem jeszcze raz. Nic.
- To nic nie da- usłyszałem głos za sobą.
Odwróciłem się i ujrzałem Belle. – Musimy wrócić do zamku, tam jest księga i…-
prychnąłem
- Oszalałaś kobieto.
- Słuchaj. Przez ten czas Nathaniel miał nade
mną kontrolę. Teraz kiedy morduje ludzi nie ma dla mnie czasu. Zaufaj mi, proszę.
- Nie mam powodów.
- Zrób to dla mamy, taty i rodzeństwa. Zrób to
dla niewinnych ludzi. Zrób to dla kogokolwiek. Ian, musisz to zrobić. –
zastanowiłem się.
- Nie mogę jej tak zostawić- spojrzałem na
mamę. A raczej obłąkanego. Była słaba, ledwo unosiła się nad ziemią.
- Ja się tym zajmę- podbiegła do niej. Sekundę
później obie były obok mnie. Spojrzałem ze smutkiem na to co zostało z mojej
rodzicielki. Nie zasłużyła na to.- Ja polecę na niej ty na swoich skrzydłach.
- Ja nie mam skrzydeł- odparłem. Westchnęła.
- Pomyśl o tym, że ci wyrastają. I tylko
wyłącznie o tym- zamknąłem oczy i wykonałem polecenie. Kiedy otworzyłem oczy
były tam. Dwa piękne skrzydła.- Przestań się podziwiać i lecimy!
***
Przeglądałem księgę najprędzej jak umiałem. Było
mi ciężko, ponieważ cały czas się trząsłem. Latanie muszę sobie darować na
jakiś czas. Wpadłem na zmiankę. O apokalipsie.
Zacząłem czytać.
„ Żeby powstrzymać apokalipsę, Diament Aniołów
musi złożyć jednego ze swoich przedstawicieli w ofierze (musi tego
chcieć),a następnie ugodzić Sztyletem
Piekielnym Szatana w serce” Czułem, że tracę nadzieję. Skąd ja wytrzasną anioła
gotowego oddać życie dla dobra sprawy i skąd wezmę sztylet?
-Dobrze, ze to takie banalne- stwierdziła
Bella.
- Banalne? Jak ty chcesz to zrobić?! –
uśmiechnęła się.
- Sztylet jest w biurku Nathaniel’a-
posmutniała- A Harry chciał oddać swoje życie przed wstąpieniem Lucyfera. Musimy
się pospieszyć- popędziła do gabinetu , a ja i mama obłąkany tuż za nią.
------------------------------
Drama time xd Ktoś się spodziewał?xd Co myślicie o tym wszystkim? Ten plan się powiedzie czy okaże się klapą jak poprzedni? Piszcie proszę co myślicie. To już końcówka. Proszę, zróbcie to dla mnie. Ostatni rozdział pojawi się w piątek. :( Czekam na komy ;p
Wooooooooow :o
OdpowiedzUsuńTo jest niesamowite :p
Wydaje mi się, że teraz się uda :D
Wszyscy są kimś całkiem innym :(
Nie mogę się doczekać nn :)
Ale nie chcę, żeby to był koniec :'(
Dziękuję :* - Asia :)
A więc będą chcieli poświęcić Harrego, a raczej on siebie ;ccc
OdpowiedzUsuńŚwietne.
OdpowiedzUsuńBiedny Harry. To takie niesprawiedliwe. Dlaczego akurat on? Och, mam nadzieję, że jego ofiara nie pójdzie na marne.
Ian uratuj ten swiat!
Dominika
Nie sądziłam.ze kiedyś to powiem ale Ian ratuje świat xD
OdpowiedzUsuń