czwartek, 12 marca 2015

Rozdział 60



Rozdział 60
                                                             Harry


Kiedy Luigi wypowiedział to jedno słowo, na „a” zapragnąłem, żeby nigdy się nie urodzić. Gdyby spojrzeć na to wszystko czego doświadczyłem tak wyszło by lepiej dla wszystkich.
A najbardziej dla mnie.
Apokalipsa oznaczała jedynie koniec.  Kto wie, może dla ludzi to będzie najlepsze wyjście? Co ja gadam, jasne, że nie będzie! Apokalipsa zniszczy wszystko i wszystkich!
- Trzeba gdzieś ukryć ludzi!- krzyknął mój Caine.
- Macie gdzieś jakieś bezpieczne miejsce?
- Nie możemy tracić czasu na ratunek ludzi! Musimy zebrać naszych i planować co dalej! – odezwał się tutejszy Turner. Moja wściekłość znów dała się we znaki.
- Słuchaj, ty żałośna namiastko anioła- podeszłam do niego na niebezpieczną odległość. Szkoda, że już nie miałem broni.- Niezależnie od tego czy jesteś w ciemności czy w świetle, twoim zakichanym obowiązkiem jest chronić ludzi. To właśnie po to dostałeś drugą szansę stamtąd, z góry! My postanowiliśmy mieć ich w dupie i jak nam to wyszło? Wszystko się spieprzyło, więc jak masz okazje żeby nie popełnić naszych błędów to ją wykorzystaj! Więc powtórzę pytanie mojego przyjaciela- spojrzałem Na Liam’a- Gdzie jest jakieś bezpieczne miejsce, gdzie można ich wszystkich ukryć? – zanim ten idiota zdążył coś powiedzieć uprzedził go tutejszy Louis.
- Na skraju miasta, na polu są stare schrony. Myślę, że ludzi których uda nam się uratować , uda się tam pomieścić.
- Świetnie. Domyślam się, że nie ustaliliście żadnego alarmu na klęskę żywiołową?
- A tu cię zaskoczymy, że mamy. Umówiliśmy się na ten sygnał z ludźmi już ładne parę lat temu. W kościele, dwie ulice dalej jest taki wielki dzwon. Jak zadzwonimy w niego trzy razy ludzie mają spakować to co najważniejsze i skierować się do centrum. Teraz może być trudniej, przez tą burze i wiatr. – szybko wszystko przeanalizowałem.
- Ile macie mieszkańców i ile aniołów z obu stron?- zapytałem.
- 50 tysięcy wszystkich łącznie, aniołów mamy z 5 tysięcy? – cholera jasna. Tutaj jest mniej ludności o 16, 5 tysiąca niż u nas. Na serio muszą tu panować trudne warunki.  Będzie ciężko.
- Trzeba szybko zadzwonić tym dzwonem i aniołom kazać sprowadzać do schronów- nawiasem mówiąc, one muszą być ogromne skoro mają pomieścić tyle ludzi. Louis i Niall( wersja ciemności) wylecieli przez wybite okno i ledwo dofrunęli do kościoła. Dzwon dało się usłyszeć, ale na pewno nie na skrajach miasta. Cholera. – W mieście jest tylko jeden szpital, tak?- Luigi pokiwał głową. – Świetnie. Starszy Caine, Zayn i Liam polecą ze mną do szpitala. Musimy się postarać ich przenieść do schronów.
- Za całym szacunkiem, Harry, ale to czyste szaleństwo. Nie damy rady przewieść wszystkich, poza tym pewnie większość tego i tak nie przeżyje. Lepiej zostawić ich tam i pomóc tym, którym można- powiedział Zayn. Po części miał racje. Ale z drugiej strony nie można było ich tak zostawić.
- To ja tylko polecę z Harrym. Jeśli kogoś można uratować, zrobimy to. Jeśli nie to dołączymy się do ratowania innych- w tamtej chwili pragnąłem uściskać Turnera. Zanim jednak polecieliśmy spojrzałem na tego małolata.
- Diana jest w barze u Rose. Są tam też inne kobiety. Wszystkie trzy mają wyjść z tego cało- powiedziałem twardo. Z Cainem polecieliśmy szybko do szpitala. Muszę przyznać, że wieje jak diabli.
Podbiegłem do gogusia od którego godzinę wcześniej pożyczyłem broń. Spojrzał na mnie przerażony.
- Ile ludzi, nie licząc personelu jest w szpitalu?- zapytałem szybko. Spojrzał na listę, którą miał przed nosem.
- Jest 60 osób, w tym jeden anioł.
- Ile osób nie da się stąd zabrać?- znów przejechał po liście.
- Jedna osoba jest w śpiączce, 4 mają prawie 100 lat, 3 są podłączone do maszyn bez których nie przeżyją, a dwie mają ciężkie stadium raka, więc daleko nie zajadą. Czyli dziesięć. O co chodzi?- spojrzałem na Caine’a.
- Właśnie zaczęła się apokalipsa. Trzeba jak najszybciej ewakuować tych ludzi, których można. Ile ma pan ludzi do dyspozycji?- Caine patrzył na niego wyczekująco.
- Pięć osób.
- W których salach leżą ci dla których nie ma szans?- zapytałem.
- Wszyscy ci ludzie leżą na ostatnim piętrze, razem z pańskim kolegą.
- Dziękuję. Niech pan zbierze personel i razem z moim towarzyszem- popatrzyłem na Caine’a -zacznijcie  ich wyprowadzać i kierować się do schronów- po czym zwróciłem się do Turner’a- Ja lecę po Harry’ego. Dogonię was- winda na moje nieszczęście nie działała. Musiałem biec na piąte piętro po schodach. Chłopak spał. Lekko go szturchnąłem- Młody, obudź się. – lekko otworzył oczy.
- Harry, co się dzieje?- powiedział słabiutkim głosem.
- Zaczęła się apokalipsa. Musimy uciekać- ponownie zamknął oczy.
- Nigdzie nie idę. – westchnąłem.
- Nie wygłupiaj się. Musimy się spieszyć. Harry, proszę cię.- pokręcił głową.
- Jestem zmęczony tym wszystkim. Nie mam po co tam wracać. Diana mnie nie kocha- kopnąłem w stolik obok łóżka.
- Tutaj nawet nie chodzi o nią Harry! Masz matkę, która cię kocha! Masz wspaniałych przyjaciół. Ludzie odnoszą się do ciebie  z szacunkiem bo widzą w tobie kogoś przydatnego! Możesz mieć każdą! Wiem, że Diana nie jest jak każda inna, ale co z tego! Nie możesz poddać się bez walki. Błagam cię wstań i chodź ze mną. Nie daruję sobie tego jak tutaj zostaniesz i zginiesz- spojrzał na mnie smutnymi oczami
- Czemu ci tak zależy, Harry?
- Bo… Jesteś dla mnie jak młodszy brat. Przywiązałem się do ciebie. I chcę cię uchronić przed tym złem co mnie spotkało- nie wierzę, że byłem zdolny do takiego wyznania. Uśmiechnął się słabo.- Jak to powiedziałeś: „miasto nie jest wielkie kotku i wszyscy gramy razem”- pomogłem mu się podnieść. Kiedy wyszliśmy na korytarz przypomniałem sobie o tych ludziach, którzy zaraz umrą.- Harry? Dasz radę zejść sam?
- Postaram się. Co zamierzasz zrobić?
- Skrócę cierpienia innych. Idź z tłumem, poproś kogoś o pomoc- kiwnął głową i poszedł na schody. W pierwszej Sali była osoba w śpiączce. – Przepraszam- powiedziałem i odłączyłem maszynę. Linia stała się prosta. Zrobiłem podobnie z tymi trzema osobami którym maszyny pozwalały żyć. Nie opierały się. Kiedy wszedłem do Sali prawie stulatków wszyscy nie żyli. Podejrzewam zawał. Zostały mi tylko dwie osoby z rakiem. Jedna spała. – Przepraszam- szepnąłem po raz kolejny. Udusiłem go poduszką. Niestety druga osoba była przytomna i wszystko widziała. Jednak kobieta uśmiechnęła się do mnie.
- Powiedz mi co się tam dzieje?
- Apokalipsa- pokiwała ze zrozumieniem.
- Rób co musisz zrobić synu. Skróć moje cierpienie- przyłożyłem staruszce poduszkę do twarzy i po minucie już była martwa.
- Przepraszam…
                                                        ***
Szedłem pustą ulicą, żeby upewnić się że jakiś baran postanowił sobie zostać. Trudno było cokolwiek usłyszeć. Jednak usłyszałem to.
Płacz dziecka
Dochodzący ze śmietnika. I faktycznie, było tam. Malutki chłopiec. Zimny i siny. Zapewne głodny i z pełną pieluchą. Wziąłem go na ręce.
- Cześć mały. Nie płacz. Zaraz będziemy bezpieczni- jakby chciał zrobić mi na przekór zaczął płakać jeszcze bardziej. Zachowałem spokój. Było mi go strasznie żal. Przytuliłem go mocniej- Cichutko, maluszku. Zaraz Harry zaniesie cię do schronu. Tam cię przewiniemy, opatulimy i nakarmimy. Będą tam lekarze. Przebadają cię. Może nawet znajdziemy ci mamusię albo tatusia. Kto wie może nawet z rodzeństwem w pakiecie. Cicho- jak na złość zaczęło lać i znów mocno miało. Młody płakał jeszcze bardziej. Jednak pomimo tej klęski szedłem dalej. Co chwile mówiłem do niego pocieszające słowa. Gdyby ten wiatr nie wiał mi w twarz… Gdybym mógł swobodniej iść. Jednak nie mogłem się poddać. Musiałem tam dojść. W końcu maluch przestał płakać i kolejne pół godziny szliśmy w „ciszy”. Kiedy znalazłem się w schronie zobaczyłem Harry’ego, mamę i Rose. Podszedłem do nich. – Anne, trzeba mu pomóc. Znalazłem go w śmietniku. On potrzebuje pomocy- wzięła go ode mnie. Na jej twarzy malował się smutek. Spojrzała na mnie z żalem.
- Przykro mi, Harry, ale on nie żyje- przez chwilę próbowałem przetworzyć te słowa. Pokręciłem głową, a w moich oczach stanęły łzy.
- Nie, on musi żyć. Przecież tyle płakał. – spojrzałem na niego i lekko go szturchnąłem- Pokaż im, że tylko śpisz. Obudź się i zacznij płakać. No dalej mały- po moich polikach leciały łzy. Podeszła do nas Rose i zabrała malca. Nie wiem niestety dokąd. Mama mnie przytuliła. Zamknąłem oczy i zapragnąłem być gdziekolwiek indziej tylko nie tu.
Chociażby w piekle

                                            Caine(drugi wymiar)
Ten dureń powiedział, że Diana jest w barze u Rose. Nie mogłem zlecić komuś innemu pójścia tam i dopilnowania żeby ona i inne kobiety wyszły z tego cało. Tego mogłem dokonać tylko ja. Po drodze też uratowałem parę zadków. Ludzie to naprawdę tępe istoty. Jest alarm sygnalizujący apokalipsę, na ulicach jest zamieszanie, ale nie… Oni oczywiście myślą, że to nic poważnego i oglądają sobie telewizje!
Wracając… Drzwi od baru były zamknięte. Musiałem je otworzyć kopnięciem. Nic prostszego. Jestem pewny, że wszyscy są na górze. Ruszyłem schodami do góry. Na początek grzecznie zapukam.
- Kto tam?- usłyszałem głos Diany.
- To ja. Otwórz proszę- cisza.
- Idź stąd. Nie chce cię widzieć. – westchnąłem. Musisz zachować spokój.
- Diana, tutaj chodzi o coś ważnego. Próbuję was uratować.
- Skoro tak to zabieraj swoje marionetki i wynoś się z tego miasta. Ludzie mają was dosyć. Zresztą nie tylko oni.- panuj nad sobą…
- Właśnie zaczęła się apokalipsa. Nie wierzysz, wyjrzyjcie przez okno. Spójrz na niebo co się dzieje, potem na chodnik gdzie zobaczysz uciekających ludzi. – cisza.
- Diana, on ma rację- usłyszałem inny głos. Ja zawsze mam rację.
- Spakujcie to co najważniejsze i wychodźcie. Musimy się spieszyć.- usłyszałem szuranie, otwieranie szaf, kłótnie itp. Dźwięki. Drzwi się otworzyły. Zobaczyłem Dianę, matkę Styles’a i Rose. Najwyraźniej nie chciały ze mną rozmawiać bo od razu zbiegły na dół.
- Jesteś mi winny drzwi, małolacie- warknęła na mnie Rose. W innych okolicznościach by pożałowała. Teraz nie było na to czasu.
- Jak przeżyjemy apokalipsę, to mogę ci nawet wyremontować tą spelunę. Pospieszcie się- wybiegliśmy i dołączyliśmy do tłumu.
- Gdzie mogę się przydać?- zapytała Diana.
- Idź do schronu i czekaj z innymi- spojrzała na mnie z kpiną.
- Żartujesz prawda? Nie jestem osobą do siedzenia na tyłku i niańczenia przerażonych ludzi. Wolę działać. Nie możesz mi tego zabronić. – skrzyżowała ręce na piersi.
- Akurat mogę. Jestem twoim szefem i nie chcę żeby coś ci się stało- wlepiła we mnie to swoje straszne spojrzenie.
- O innych „pracowników” się tak nie martwisz. Więc czemu jestem wyjątkiem? – przełknąłem ślinę. – Powiedz to Caine. Powiedz to chociaż raz, kiedy trwa apokalipsa i nie wiadomo czy z tego wyjdziemy cali.
Możesz się wycofać.
-  Kocham cię Diana- nie wierzyłem, ze powiedziałem to na głos. Dziewczyna uśmiechnęła się. Złapała mnie brutalnie i przyciągnęła mnie do swoich ust. Oddałem pocałunek. Chciałem żeby ta chwila trwała jakiś czas, jednak trzeba było ratować innych- Uważaj na siebie- powiedziałem. Pogłaskała mnie po policzku.
- Ty też- i pobiegliśmy w przeciwnych kierunkach
                                                      Diana
Przeniosłyśmy się z Laylą do czasów kiedy miałyśmy po 13 lat. Akurat trafiłyśmy na jedno ze wspólnych nocowań. Nie byłyśmy jednak same. Były też małe Emily i Margaret. Muszę przyznać, że wyglądałyśmy komicznie. Jak dobrze, że już tyle lat minęło i nikt tego nie wspomina. Obejrzałyśmy film, poobgadywałyśmy i aktorów i ludzi z naszej szkoły, porozmawiałyśmy o naszych marzeniach, planach, sprawach sercowych i takich tam i poszłyśmy spać. Tak wyglądała nasza młodość.
- Kiedyś było zupełniej inaczej –odezwała się moja przyjaciółka. Miała racje. Wtedy nikt nie podejrzewał , że nasze życie może się tak ogromnie zmienić. Wtedy liczyły się tylko błahostki i przyjaciele. Wtedy życie było o wiele prostsze.
 --------------------------
Nie licząc "oczami Diany" rozdział uważam za udany (chociaż mogłam bardziej rozwinąć wątek dziecka i Hazzy). A jak wam się podoba? Harry trochę taki biedny :/ Co sądzicie o wyznaniu Harry'ego do Harry'ego i Caine'a do Diany? Co będzie dalej? (w drugim wymiarze chłopcy pobędą jeszcze maks 2 rozdziały) Nn jutro lub w sobotę, zależy od czasu i waszych komentarzy, o które bardzo was proszę i dziękuję osobą, które potrafią poświęcić tą minutkę.

5 komentarzy:

  1. Mój biedny Harry :/ Ale mi go szkoda.
    Diana i Caine razem. Jestem ciekawa co na to Harry z drugiego wymiaru xd
    Rozdział świetny i czekam z niecierpliwością na kolejny.

    Dominika

    OdpowiedzUsuń
  2. To dziecko... Dlaczego musiało umrzeć?! A może ożyje? Proszę.
    Mam nadzieję, że stanie się aniołem.. Pragnę tego. Żal mi go.
    I ta scena kiedy Harry..w szpitalu... skracał cierpienie. I ta pani..i ja...o kurde.
    Smutne...
    A co do wyznania to w końcu! No ile można czekać? ;d

    OdpowiedzUsuń
  3. Super jest :D
    Szkoda mi obu Harry'ch (nie umie tego odmienić) i tego biednego dziecka i wszystkich :(
    Nie mam pojęcia co bd w nn rozdziale :p
    Już nie mogę się doczekać nexta :D
    Dziękuję :* - Asia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego zabiłaś małe dziecko :c. Biedny Harry ;c

    OdpowiedzUsuń

Twój Komentarz= Mój Uśmiech :)