CZYTASZ= KOMENTUJESZ!!!
http://somestoriestakenfromourheads.blogspot.com zapraszam na nowego imagin'a :))
Rozdział 125
Oczami
Diany:
4 lipca. Dwanaście dni. Dwanaście dni
życia pozostałe marnej istocie zwanej Dianą Evans. Dwanaście… Szczerze? Jestem
przerażona. Ale decyzji nie zmienię. Nie mogę. I żałuję słów wypowiedzianych do
Cain’a. Ale tak będzie lepiej. Niech przez te dwanaście dni żyje w nienawiści,
a moja śmierć go nie zaboli. Może nawet ucieszy. Muszę jeszcze zrobić tak ze
Styles’em. On też musi mnie znienawidzić, bo inaczej będzie jak z Bellą, a tego
strasznie nie chcę. Siedzę sobie na balkonie i wpatruję się w przechodniów.
Najbardziej moją uwagę przykuła trzy osobowa rodzina. Mama, tata i 5 letnia
córka. Rodzice trzymali ją za ręce i szeroko się uśmiechali widząc radość
córki. Zamknęłam oczy. Przypłynęły wspomnienia.
Jako mała ośmioletnia Diana przybiegłam do
salonu gdzie siedzieli rodzice.
- Mamo! Zaraz jest trening! Zbieraj się!-
pełna energii wykrzykiwałam.
- Już idę, córeczko. Jules a ty się wybierzesz
z nami?- uśmiechnęła się do niego słodko mama. Spojrzał na nią z grymasem takim
jak zawsze kiedy jestem w pobliżu.
- Mam ciekawsze rzeczy do roboty- mruknął, a
ja zawiedziona wyszłam z domu powstrzymując łzy. Zawsze marzyłam żeby tata
przyszedł na jeden trening, ale nie było mi to dano. Późnym wieczorem rodzice
strasznie się kłócili, ale nie pamiętam już o co. A parę miesięcy później się
rozwiedli i tata zniknął raz na zawsze.
- O czym tak myślisz?- otworzyłam oczy
i ujrzałam kolejną moją ofiarę. Styles we własnej osobie.
- O życiu- odparłam.
- Czyli, że jednak zmienisz decyzje?-
westchnęłam.
- Nie, nie zmieniam. Umieram. Koniec.
Kropka. Zrozum to wreszcie!
- Nie chce tego zrozumieć okej?
- Ale musisz!
- Nie będziesz mi rozkazywać!-
zapomniałam, że Harry ma chorą manię władzy. No, ale przynajmniej go wkurzę.
- Będę robić co mi się żywnie podoba!
Będę decydować, będę cię wkurzać, będę ci rozkazywać, będę umierać. A ty nic na
to nie możesz poradzić- wysyczałam w jego stronę.
- ZABRANIAM CI- był wkurwiony.
- Mam to w dupie, Harry. Decyzja
zapadła.
- Daję ci szansę, żebyś mogła żyć i
być z Turnerem, żebyś zabiła mnie i moich ludzi, choć jako szef nie powinienem
tego robić, ale ty musisz umierać. Już raz straciłem dziewczynę. Nie chcę przez
to przechodzić drugi raz.
- Nie chcę tego Harry! Co z tego, że
mi pozwalasz? Nie chcę nikogo mieć na sumieniu i chcę śmierci. Wszystko
wskazuje na jedno.
- Nie rób mi tego Diana! Nie chcesz
śmierci! No i jeśli ty umrzesz, zabierzesz mnie ze sobą. Nie liczy się ciało
tylko dusza. Umierając zabierzesz moją i zostanie tylko pusty, nieczuły, zimny
mięśniak, który nie będzie z nim kontaktował. Lepiej żebyś zabiła mnie samego niż naszą dwójkę.-
zaraz mnie coś rozniesie!
- Zrozum że nie zabije tylko ciebie
ale i inne anioły ciemności! No i skoro tak się upierasz przy tym, że i tak
umrzesz wolę zabić naszą dwójkę niż ciebie i tysiące innych aniołów!-
wykrzyczałam.
- Mówią, że to ja jestem dupkiem-
ciężko oddychał.- I że to ja krzywdzę
innych i to bez poczucia winy. A to nie prawda. To ty chcesz mojej krzywdy i
ona ci nic nie robisz. Nie wiem jak mogłem się tak ślepo zakochać- pokręcił głową
i wzbił się w powietrze zostawiając mnie samą. Usiadłam i próbowałam się
uspokoić. Po moich policzkach spływały łzy. Czemu płaczesz głupia? Przecież
tego właśnie chciałaś. I to dostałaś.
***
Kiedy już się ogarnęłam postanowiłam
iść na zakupy i potem coś przyrządzić. Wow, Diana, ale ty jesteś. Zarzuciłam torbę
na ramię i ruszyłam do Kmart’u który mieści się 10 minut od mojego domu. Muszę
się nażreć zanim umrę. Bo w niebie nie ma takich przysmaków. Chociaż w sumie
nie wiem czy trafię do nieba. Mogę też do piekła. Albo nigdzie. Może nigdzie
nie trafie i będzie nicość? Pustka? Ciemność? Światło? Nie mam pojęcia.
Najpierw poszłam na warzywa i owoce. Zrobię sobie sałatkę. Albo sałatki.
Poszłam na niezdrowe żarcie. Paluszki, chipsy, popcorn. Ruszyłam na słodycze i
przez przypadek na kogoś wpadłam. Luke. Ale nie sam, z ładną dziewczyną.
- Cześć- powiedziałam do przyjaciela z
którym kontaktu nie miałam dwa dni.
- Cześć. Yyy Diana to jest…
- Grace- posłała mi uśmiech i podała
mi rękę.
- Diana- też wykonałam gest. Oboje
gapili się na mój wózek.
- Robisz imprezę, że tyle kupujesz?-
zaśmiał się Luke.
- Tak, tylko dla mnie- odparłam sucho,
na co chłopak spoważniał.
- Coś się stało?
- Nie, nic. Po prostu mam gorszy
dzień.
- Może powinniście pogadać?- zapytała
Grace.
- Nie, nie zabieram ci go. Ja i tak się
zbieram. Do zobaczenia- w błyskawicznym tempie wykonałam zakupy i wróciłam do
domu. Całkiem spora część tego co kupiłam zniknęła do wieczora. Luke parę razy
dzwonił. Nie odbierałam za każdym razem.
------------------------------------
No i jak? Diana dobrze postępuje? I co sądzicie o kłótni Hazzy i Diany? Komentujcie proszę, zapraszam na starego i nowego bloga, ważne to jest dla mnie bo mało lub brak czytelników :/ Jutro nn i zrobię przeskok o 3 dni niestety, ale taka potrzeba.