wtorek, 20 stycznia 2015

Rozdział 36



Rozdział 36
                                                        Diana


Byłam w jakimś lesie. Ale nie sama. Koło mnie był jakiś chłopiec. Tylko, że nie mogłam zobaczyć jego twarzy.
- Jak ci na imię?- zapytałam.
- Teraz to nie ma znaczenia. Teraz już nic nie ma znaczenia- odparł .
- Czemu tak mówisz?
- Ciemność już nie długo zapanuje nad światem.
- Czemu tak sądzisz?- wyciągnął w moją stronę rękę.
- Chodź, pokażę ci- chwyciłam go. Jego dłoń była cholernie zimna. Posłusznie za nim szłam. Zaprowadził mnie na jakąś skarpę.
- Niebezpiecznie tu- stwierdziłam, a ten prychnął.
- To jeszcze nic. Spójrz tam- wskazał palcem na niebo.
- Nic tam nie widzę.
- Popatrz uważniej- zmrużyłam oczy i faktycznie coś dostrzegłam. Czarna chmura od której odchodził krótki lejek.
- Co to jest?
- To wir ciemności. Już nie długo będzie do samej ziemi, a w dzień wojny wyjdą z niego demony.- spojrzałam na niego zaskoczona.
- Przecież wojna już była. I jakie demony? Chodzi ci o opętanych?
- Musisz przeczytać księgę. Tam znajdziesz odpowiedzi. Jak to jakie demony? To twoje demony, Diano.- zrobił krok w stronę przepaści.
- Moje? O czym ty mówisz? – zrobił kolejny krok- Uważaj, tam jest niebezpiecznie! Zaraz spadniesz- i kolejny. Zmniejszyłam naszą odległość. Jeden krok i chłopiec spadnie.
- Niedługo wszystko się wyjaśni. Ale wtedy będzie już za późno. Ziemię ogarnie mrok. A to wszystko to twoja wina. To ty nie umiałaś zdecydować. A teraz wszyscy tego pożałują. Wiesz co? Pat­rząc na ciem­ność lub śmierć boimy się niez­na­nego - nicze­go więcej. Żegnaj- i zrobił ten jeden krok, a ja nie zdążyłam go złapać. Spadł w mrok na dole. O co mu chodziło? Podeszłam na skraj skarpy i spojrzałam w dół. Nie było widać końca. „Pat­rząc na ciem­ność lub śmierć boimy się niez­na­nego - nicze­go więcej” Miał rację. Chciałam się odwrócić i odejść, ale skała się zarwała, a ja zaczęłam spadać. Spadać w mrok, w nieznane gdzie czeka na mnie śmierć.
Obudziłam się, ledwo powstrzymując krzyk. Rozejrzałam się dookoła. Moja sypialnia. Moje łóżko. Mój Caine. Otworzył te swoje piękne niebieskie oczy.
- Wszystko dobrze?- zapytał.
- Tak, tak. Muszę tylko wziąć prysznic- popędziłam do łazienki i weszłam pod lodowaty strumień wody. Ten sen był straszny. To ma być zapowiedź tego co nas czeka? Naprawdę pogrąży nas ciemność? Czy Nathaniel wygra? Czy jeszcze kiedykolwiek zobaczę mojego syna?
Tyle pytań a tak mało odpowiedzi.
                                                                 Ian
Kiedy przechodziłem koło gabinetu Nathaniel’a usłyszałem jakiś dźwięk. Postanowiłem to sprawdzić. Wszedłem do środka. Na początku nic nie zauważyłem, jednak gdy miałem wracać zauważyłem postać przy oknie. Kobieta, ubrana na czarno. Twarz miała zabandażowaną a na nosie czarne okulary. Ledwo powstrzymałem krzyk.
- Kim ty jesteś?
- To nie ma znaczenia- odpowiedziała słabym głosem. Podszedłem do niej.
- Mogę ci jakoś pomóc?- zapytałem. Spojrzała na mnie.
- Nie uciekaj. Po prostu nie uciekaj, a wszystkim będzie dobrze.
- Jasne. – usiadłem na biurku- Czemu masz bandaż na twarzy?
- Z dwóch powodów. Pierwszy: nie możesz wiedzieć kim jestem. Po drugie: zostałam trochę za mocno ukarana. Tak właśnie kończy się nieposłuszeństwo mały. – zaciekawiła mnie.
- Co takiego zrobiłaś?- zaśmiała
- Powiedziałam co myślę o jego pomyśle. Zapamiętaj: przy Nathanielu nie możesz mówić co myślisz, co czujesz. Musisz być mu 100% podporządkowany.
- Już dwa razy zostałem ukarany. Nie zamierzam narażać się po raz kolejny. Czemu cię nigdy nie widziałem?
- Ciekawski jesteś. Powinieneś nad tym popracować. Jestem tu okazyjnie i trzymam się z  daleka. Zmieniam się z moją siostrą. Tak, jej też nie widziałeś.- uśmiechnąłem się.
- Czemu nie mogę znać twojej twarzy?
- Na razie muszę pozostać anonimowa. Jeśli byś wiedział jak wyglądam, Nathaniel by mnie zabił- powiedziała poważnie.
- Ale dlaczego?
- Nie mogę ci tego wyjaśnić, ale mogę obiecać, że z czasem wszystkiego się dowiesz. Ale wtedy odwrotu nie będzie dla kogokolwiek z nas.
                                                          Harry
- Na pewno nie chcesz zostać w domu?- zapytałem po raz kolejny moją córkę kiedy wyszliśmy przed dom.
- Tak, tato. Nie chcę. Wujek Alex się mną zajmie. Nie widziałyśmy się parę d ni z Cassie. Musimy nadrobić- właśnie podjechał Tack. Wysiadł.
- Cześć, Ashley. Wsiadaj- uśmiechnęła się do niego i wsiadła do auta- Harry- podał mi rękę- Tak zajmę się nią. Tak odstawię ją wieczorem, punkt ósma do domu, tak wiem, że jak jej włos z głowy spadnie to urwiesz mi jaja. Też jestem nadopiekuńczym ojcem- uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłem.
- Cieszę się, że się rozumiemy. Trzymaj się- odjechali, a ja wróciłem do domu. Powinienem pójść porozmawiać z Ashtonem. Udałem się na górę i zapukałem do drzwi jego pokoju. Nie odpowiedział. Wszedłem. Nikogo nie było. Za to okno było otwarte. Wychyliłem się i zobaczyłem syna siedzącego na dachu. Westchnąłem i przełożyłem nogi. Po chwili znajdowałem się koło niego. Palił jointa.
- W innym wypadku dałbym ci szlaban, ale dzisiaj przymknę na to oko- powiedziałem z uśmiechem, ale ten nadal miał smutny wyraz twarzy. – Wszystko w porządku?
- Nie, tato. Teraz już nic nie jest w porządku.
- A dokładniej?- prychnął.
- Zawsze mama była po mojej stronie. Teraz zostałem sam. Dowiedziałem się, że jestem jakąś istotą którą zawsze uważałem za fikcje, trzy tygodnie spędziłem z szaleńcem , z którym teraz jest jeden z moich kumpli. Ty i mama nie macie szans na zejście, zawaliłem szkołę, powoli tracę kontrolę nad rękami co jest bardzo nie w porządku skoro chce być perkusistą i na serio rozważam możliwość zsunięcia się w tego dachu. – powiedział na jednym wdechu. Spojrzałem na niego zaniepokojony.
- Nie zos…
- A no i jeszcze nie mam kontaktów z moją dziewczyną i resztą przyjaciół.
- Nie zostałeś sam Ashton. Masz przecież mnie i siostrę zawsze.
- Czyżby? Z Ashley nie mam najlepszych kontaktów, a ty liczysz się tylko z nią…
- Wiesz co? Cały czas pamiętam dzień w którym przyszliście na świat. Pierwszy raz was zobaczyłem kiedy siedziałem z mamą po porodzie, a położna przyniosła was. Nie ma teraz twojej siostry, więc mogę śmiało mówić. Byłeś najsłodszym dzieckiem na świecie Ashton. Ashley była przy tobie małą paskudą. Z mama od razu cię pokochaliśmy. Kiedy patrzyliśmy na ciebie, Ashley zaczęła strasznie płakać. Miałem do wyboru oddać ją położnej i zajmować się tobą, albo zostawić cię mamię i wziąć Ashley. Kiedy na nią spojrzałem zobaczyłem jaka jest biedna. I że nie zasługuje na to żeby ją odtrącać. A że mama już cię „zaklepała” ja wziąłem ją na ręce i zacząłem uciszać. Przestała płakać prawie od razu. Wtedy zrozumiałem, że nie mogę jej zaniedbać, że nie może czuć się gorsza od ciebie. Ale najwidoczniej przez to ty teraz czujesz się gorszy Ash. Przepraszam, ale chciałem żebyście oboje mieli miłość rodzicielską, której ja nigdy nie miałem. O boże, nawet nie wiesz jakich masz okropnych dziadków.
- Miałem sen tato. Kiedy wróciliśmy śniło mi się, że Nathaniel i jakaś prostytutka to twoi rodzice…
- To nie był sen. A raczej był, ale oparty na prawdziwym życiu. Przykro mi synu, ale tak. To właśnie moi rodzice- spojrzał na mnie przerażony.
- Zabiłeś swoją matkę tato?- zamknąłem oczy.
- Kiedyś byłem zupełnie inny, synu. Byłem zły do szpiku kości. A ona mnie próbowała zabić. Byłem rządny zemsty. Przykro mi. I nie chce ci mydlić oczu. Zabiłem poza nią jeszcze kilka osób.
- Tato?
- Hm?
- Czy ja też muszę umrzeć żeby być aniołem? Czy ja już nim jestem?- przeniosłem na niego wzrok.
- Nie mam bladego pojęcia. I nie próbuj się zabijać, okej? – pokiwał głową. Podkulił nogi.
- Jak to jest latać, tato? – oparłem głowę o ścianę i spojrzałem w niebo.
- Jak się czujesz kiedy grasz? – zrobił to co ja.
- Cudownie. Magicznie. Działam jak w hipnozie.
- Dokładnie tak się czuje jak latam. Obiecuję, że cię kiedyś nauczę.
- Tato?
- Tak?
- Wiem, ze to zabrzmi trochę pedalsko, ale cię kocham- zaśmiałem się.
- Tak, to trochę tak zabrzmiało. Ale ja też cię kocham- usłyszeliśmy w oddali grzmot. I deszczowe chmury- Chodźmy do domu, Ash.
- Tak, chodźmy do domu- kiedy ponownie znaleźliśmy się w pomieszczeniu czułem ulgę. Czułem, że nie mam nic do ukrycia. Czułem jakbyśmy z Ashtonem po tylu latach znaleźli wspólny język.

--------------------------
Przepraszam za dwa dni opóźnienia, ale w niedziele była istna masakra i musicie mi wybaczyć ;/  Co do rozdziału: starałam się jak mogłam, mam nadzieję, że nie na marne ;) Jak myślicie o co chodzi ze snem Diany i kim jest ta kobieta która gadała z Ian'em? Ogólnie podobał wam się rozdział (naciskając bardziej na rozmowę xd) Bardzo wam dziękuję za te 8 komentarzy, dużo dla mnie znaczą, oby tak dalej ;* W pt prawdopodobnie nn, proszę o komy ;p




5 komentarzy:

  1. Super :D
    Ja już nwm, kim może być ta kobieta, a tym bardziej, że są one dwie :p
    Może jedna to matka Astrid, a druga... może Beatric, czy jak jej tam było :p
    Już nie mogę się doczekać nn :D
    Rozmowa Harre'go i Ashton'a <3
    Sen Diany był dziwny, ale to prawda ona musi wybrać i wydaje mi się, że chodzi i Harre'go i Caina :p
    Oczywiście ja jestem za Cain'em, to jej mąż, mają dzieci, Harry też ma swoje dzieci, więc może by tego nie burzyć i zostawić Caina z Dianą :D
    To by było chyba na tyle :p
    Dziękuję :* - Asia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział genialny! To super, że Harry sb wszystko wyjaśnił z Ashtonem (chyba dobrze to napisałam xd) . W każdym razie, co do snu Diany, to kurczę to przez nią. Jej demony? Oh, serio? Przecież ona zła nie jest, a demony ma ;__;

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowne ❤
    Ta scenka Hazzy z Ashton'em ❤
    Trochę się boję tego snu Diany...
    I jestem mega ciekawa co to za babka gadała z Ian' em ...

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział bardzo mi się spodobał :)
    Nie mam w ogóle pojęcia kim może być ta kobieta.
    Mam nadzieję, że za niedługo wszystko się wyjaśni.

    Dominika.

    OdpowiedzUsuń

Twój Komentarz= Mój Uśmiech :)