Rozdział
36
Diana
Byłam w
jakimś lesie. Ale nie sama. Koło mnie był jakiś chłopiec. Tylko, że nie mogłam
zobaczyć jego twarzy.
- Jak ci na
imię?- zapytałam.
- Teraz to
nie ma znaczenia. Teraz już nic nie ma znaczenia- odparł .
- Czemu tak
mówisz?
- Ciemność
już nie długo zapanuje nad światem.
- Czemu tak
sądzisz?- wyciągnął w moją stronę rękę.
- Chodź,
pokażę ci- chwyciłam go. Jego dłoń była cholernie zimna. Posłusznie za nim
szłam. Zaprowadził mnie na jakąś skarpę.
-
Niebezpiecznie tu- stwierdziłam, a ten prychnął.
- To jeszcze
nic. Spójrz tam- wskazał palcem na niebo.
- Nic tam
nie widzę.
- Popatrz
uważniej- zmrużyłam oczy i faktycznie coś dostrzegłam. Czarna chmura od której
odchodził krótki lejek.
- Co to
jest?
- To wir
ciemności. Już nie długo będzie do samej ziemi, a w dzień wojny wyjdą z niego
demony.- spojrzałam na niego zaskoczona.
- Przecież
wojna już była. I jakie demony? Chodzi ci o opętanych?
- Musisz
przeczytać księgę. Tam znajdziesz odpowiedzi. Jak to jakie demony? To twoje
demony, Diano.- zrobił krok w stronę przepaści.
- Moje? O
czym ty mówisz? – zrobił kolejny krok- Uważaj, tam jest niebezpiecznie! Zaraz
spadniesz- i kolejny. Zmniejszyłam naszą odległość. Jeden krok i chłopiec
spadnie.
- Niedługo
wszystko się wyjaśni. Ale wtedy będzie już za późno. Ziemię ogarnie mrok. A to
wszystko to twoja wina. To ty nie umiałaś zdecydować. A teraz wszyscy tego
pożałują. Wiesz co? Patrząc na ciemność lub śmierć boimy się nieznanego
- niczego więcej. Żegnaj- i zrobił ten jeden krok, a ja nie zdążyłam
go złapać. Spadł w mrok na dole. O co mu chodziło? Podeszłam na skraj skarpy i
spojrzałam w dół. Nie było widać końca. „Patrząc na ciemność lub śmierć
boimy się nieznanego - niczego więcej” Miał rację. Chciałam się
odwrócić i odejść, ale skała się zarwała, a ja zaczęłam spadać. Spadać w mrok,
w nieznane gdzie czeka na mnie śmierć.
Obudziłam się, ledwo powstrzymując krzyk.
Rozejrzałam się dookoła. Moja sypialnia. Moje łóżko. Mój Caine. Otworzył
te swoje piękne niebieskie oczy.
- Wszystko dobrze?- zapytał.
- Tak, tak. Muszę tylko wziąć prysznic-
popędziłam do łazienki i weszłam pod lodowaty strumień wody. Ten sen był
straszny. To ma być zapowiedź tego co nas czeka? Naprawdę pogrąży nas ciemność?
Czy Nathaniel wygra? Czy jeszcze kiedykolwiek zobaczę mojego syna?
Tyle pytań a tak mało odpowiedzi.
Ian
Kiedy przechodziłem koło gabinetu Nathaniel’a
usłyszałem jakiś dźwięk. Postanowiłem to sprawdzić. Wszedłem do środka. Na
początku nic nie zauważyłem, jednak gdy miałem wracać zauważyłem postać przy
oknie. Kobieta, ubrana na czarno. Twarz miała zabandażowaną a na nosie czarne
okulary. Ledwo powstrzymałem krzyk.
- Kim ty jesteś?
- To nie ma znaczenia- odpowiedziała słabym
głosem. Podszedłem do niej.
- Mogę ci jakoś pomóc?- zapytałem. Spojrzała
na mnie.
- Nie uciekaj. Po prostu nie uciekaj, a
wszystkim będzie dobrze.
- Jasne. – usiadłem na biurku- Czemu masz
bandaż na twarzy?
- Z dwóch powodów. Pierwszy: nie możesz
wiedzieć kim jestem. Po drugie: zostałam trochę za mocno ukarana. Tak właśnie
kończy się nieposłuszeństwo mały. – zaciekawiła mnie.
- Co takiego zrobiłaś?- zaśmiała
- Powiedziałam co myślę o jego pomyśle. Zapamiętaj:
przy Nathanielu nie możesz mówić co myślisz, co czujesz. Musisz być mu 100%
podporządkowany.
- Już dwa razy zostałem ukarany. Nie zamierzam
narażać się po raz kolejny. Czemu cię nigdy nie widziałem?
- Ciekawski jesteś. Powinieneś nad tym
popracować. Jestem tu okazyjnie i trzymam się z
daleka. Zmieniam się z moją siostrą. Tak, jej też nie widziałeś.-
uśmiechnąłem się.
- Czemu nie mogę znać twojej twarzy?
- Na razie muszę pozostać anonimowa. Jeśli byś
wiedział jak wyglądam, Nathaniel by mnie zabił- powiedziała poważnie.
- Ale dlaczego?
- Nie mogę ci tego wyjaśnić, ale mogę obiecać,
że z czasem wszystkiego się dowiesz. Ale wtedy odwrotu nie będzie dla
kogokolwiek z nas.
Harry
- Na pewno nie chcesz zostać w domu?-
zapytałem po raz kolejny moją córkę kiedy wyszliśmy przed dom.
- Tak, tato. Nie chcę. Wujek Alex się mną
zajmie. Nie widziałyśmy się parę d ni z Cassie. Musimy nadrobić- właśnie
podjechał Tack. Wysiadł.
- Cześć, Ashley. Wsiadaj- uśmiechnęła się do
niego i wsiadła do auta- Harry- podał mi rękę- Tak zajmę się nią. Tak odstawię
ją wieczorem, punkt ósma do domu, tak wiem, że jak jej włos z głowy spadnie to
urwiesz mi jaja. Też jestem nadopiekuńczym ojcem- uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłem.
- Cieszę się, że się rozumiemy. Trzymaj się-
odjechali, a ja wróciłem do domu. Powinienem pójść porozmawiać z Ashtonem.
Udałem się na górę i zapukałem do drzwi jego pokoju. Nie odpowiedział.
Wszedłem. Nikogo nie było. Za to okno było otwarte. Wychyliłem się i zobaczyłem
syna siedzącego na dachu. Westchnąłem i przełożyłem nogi. Po chwili znajdowałem
się koło niego. Palił jointa.
- W innym wypadku dałbym ci szlaban, ale
dzisiaj przymknę na to oko- powiedziałem z uśmiechem, ale ten nadal miał smutny
wyraz twarzy. – Wszystko w porządku?
- Nie, tato. Teraz już nic nie jest w
porządku.
- A dokładniej?- prychnął.
- Zawsze mama była po mojej stronie. Teraz
zostałem sam. Dowiedziałem się, że jestem jakąś istotą którą zawsze uważałem za
fikcje, trzy tygodnie spędziłem z szaleńcem , z którym teraz jest jeden z moich
kumpli. Ty i mama nie macie szans na zejście, zawaliłem szkołę, powoli tracę
kontrolę nad rękami co jest bardzo nie w porządku skoro chce być perkusistą i
na serio rozważam możliwość zsunięcia się w tego dachu. – powiedział na jednym
wdechu. Spojrzałem na niego zaniepokojony.
- Nie zos…
- A no i jeszcze nie mam kontaktów z moją
dziewczyną i resztą przyjaciół.
- Nie zostałeś sam Ashton. Masz przecież mnie
i siostrę zawsze.
- Czyżby? Z Ashley nie mam najlepszych kontaktów,
a ty liczysz się tylko z nią…
- Wiesz co? Cały czas pamiętam dzień w którym
przyszliście na świat. Pierwszy raz was zobaczyłem kiedy siedziałem z mamą po
porodzie, a położna przyniosła was. Nie ma teraz twojej siostry, więc mogę śmiało
mówić. Byłeś najsłodszym dzieckiem na świecie Ashton. Ashley była przy tobie
małą paskudą. Z mama od razu cię pokochaliśmy. Kiedy patrzyliśmy na ciebie,
Ashley zaczęła strasznie płakać. Miałem do wyboru oddać ją położnej i zajmować
się tobą, albo zostawić cię mamię i wziąć Ashley. Kiedy na nią spojrzałem
zobaczyłem jaka jest biedna. I że nie zasługuje na to żeby ją odtrącać. A że
mama już cię „zaklepała” ja wziąłem ją na ręce i zacząłem uciszać. Przestała
płakać prawie od razu. Wtedy zrozumiałem, że nie mogę jej zaniedbać, że nie
może czuć się gorsza od ciebie. Ale najwidoczniej przez to ty teraz czujesz się
gorszy Ash. Przepraszam, ale chciałem żebyście oboje mieli miłość rodzicielską,
której ja nigdy nie miałem. O boże, nawet nie wiesz jakich masz okropnych
dziadków.
- Miałem sen tato. Kiedy wróciliśmy śniło mi
się, że Nathaniel i jakaś prostytutka to twoi rodzice…
- To nie był sen. A raczej był, ale oparty na
prawdziwym życiu. Przykro mi synu, ale tak. To właśnie moi rodzice- spojrzał na
mnie przerażony.
- Zabiłeś swoją matkę tato?- zamknąłem oczy.
- Kiedyś byłem zupełnie inny, synu. Byłem zły
do szpiku kości. A ona mnie próbowała zabić. Byłem rządny zemsty. Przykro mi. I
nie chce ci mydlić oczu. Zabiłem poza nią jeszcze kilka osób.
- Tato?
- Hm?
- Czy ja też muszę umrzeć żeby być aniołem?
Czy ja już nim jestem?- przeniosłem na niego wzrok.
- Nie mam bladego pojęcia. I nie próbuj się
zabijać, okej? – pokiwał głową. Podkulił nogi.
- Jak to jest latać, tato? – oparłem głowę o
ścianę i spojrzałem w niebo.
- Jak się czujesz kiedy grasz? – zrobił to co
ja.
- Cudownie. Magicznie. Działam jak w hipnozie.
- Dokładnie tak się czuje jak latam. Obiecuję,
że cię kiedyś nauczę.
- Tato?
- Tak?
- Wiem, ze to zabrzmi trochę pedalsko, ale cię
kocham- zaśmiałem się.
- Tak, to trochę tak zabrzmiało. Ale ja też
cię kocham- usłyszeliśmy w oddali grzmot. I deszczowe chmury- Chodźmy do domu,
Ash.
- Tak, chodźmy do domu- kiedy ponownie znaleźliśmy
się w pomieszczeniu czułem ulgę. Czułem, że nie mam nic do ukrycia. Czułem
jakbyśmy z Ashtonem po tylu latach znaleźli wspólny język.
--------------------------
Przepraszam za dwa dni opóźnienia, ale w niedziele była istna masakra i musicie mi wybaczyć ;/ Co do rozdziału: starałam się jak mogłam, mam nadzieję, że nie na marne ;) Jak myślicie o co chodzi ze snem Diany i kim jest ta kobieta która gadała z Ian'em? Ogólnie podobał wam się rozdział (naciskając bardziej na rozmowę xd) Bardzo wam dziękuję za te 8 komentarzy, dużo dla mnie znaczą, oby tak dalej ;* W pt prawdopodobnie nn, proszę o komy ;p
Super :D
OdpowiedzUsuńJa już nwm, kim może być ta kobieta, a tym bardziej, że są one dwie :p
Może jedna to matka Astrid, a druga... może Beatric, czy jak jej tam było :p
Już nie mogę się doczekać nn :D
Rozmowa Harre'go i Ashton'a <3
Sen Diany był dziwny, ale to prawda ona musi wybrać i wydaje mi się, że chodzi i Harre'go i Caina :p
Oczywiście ja jestem za Cain'em, to jej mąż, mają dzieci, Harry też ma swoje dzieci, więc może by tego nie burzyć i zostawić Caina z Dianą :D
To by było chyba na tyle :p
Dziękuję :* - Asia :)
Rozdział genialny! To super, że Harry sb wszystko wyjaśnił z Ashtonem (chyba dobrze to napisałam xd) . W każdym razie, co do snu Diany, to kurczę to przez nią. Jej demony? Oh, serio? Przecież ona zła nie jest, a demony ma ;__;
OdpowiedzUsuńCudowne ❤
OdpowiedzUsuńTa scenka Hazzy z Ashton'em ❤
Trochę się boję tego snu Diany...
I jestem mega ciekawa co to za babka gadała z Ian' em ...
Rozdział bardzo mi się spodobał :)
OdpowiedzUsuńNie mam w ogóle pojęcia kim może być ta kobieta.
Mam nadzieję, że za niedługo wszystko się wyjaśni.
Dominika.
Ale sweet! Cudowny :*
OdpowiedzUsuń