Rozdział
37
Diana
Ostatnie dwa dni poświęciłam Harry’emu i księdze.
Trudno jest się teraz ukrywać kiedy dzieci wróciły (oczywiście nie żałuje tego)
. W księdze napływają powoli nowe informacje, jednak na razie dla mnie są
nieistotne. Chcę się dowiedzieć o co chodziło w moim śnie. I jak to się
zaczęło. Tak, to jest dobre pytanie. A od tego pytania odchodzą jeszcze tysiące
innych. Ale poczekam. Zadzwonił telefon.
- Halo?
- Cześć- usłyszałam smutny głos Caine’a.
- Coś się stało?
- Twoja mama prosiła żebym po ciebie
zadzwonił..
- O co cho…
- To już jej czas ,Diana. Powoli zbliża się
jej koniec. Przyjedź- rozłączył się.
***
Przed jej salą zastałam Caine’a Astrid, Rosie
i Mel, a także Kyle’a.
- Zdążyłam?- zapytałam.
- Powiedziała, że nie odejdzie dopóki z tobą
nie porozmawia- odparł Kyle. – Tata jest w środku. Idź tam- pokiwał głową i
czym prędzej weszłam do środka. Przenieśli na mnie wzrok. Mama smutno się
uśmiechała, a Roger miał łzy w oczach.
- Już idę- po czym zwrócił się do niej-
Jeszcze raz za wszystko dziękuję. Zawsze będę cię kochał.
- I ja ciebie też- pocałował ją i ruszył ze
ściekającymi łzami po policzkach. Zostałyśmy same.
- Mamusiu..- złapałam ją za rękę.
- Nareszcie. Wiedziałam , że przyjdziesz.
- Nie mogłabym nie przyjść, mamo. Przepraszam cię za to jak cię traktowałam od
czasu dowiedzenia się o chorobie. Powinnam bardziej się tobą interesować. I tak
strasznie cię przepraszam za wszystko złe co ci zrobiłam. Tak bardzo mnie
kochałaś, a ja nie potrafiłam tego
docenić. Przepraszam za te wszystkie kłótnie, problemy ze mną i za tą ucieczkę
jak się dowiedziałam…
- Ciiii!- uciszyła mnie z uśmiechem- Nie masz
za co przepraszać. Kochałam? Ja cię nadal kocham i zawsze będę córeczko. To ja
powinnam cię przeprosić za wszystko, a
zwłaszcza za ten okres kiedy.. no wiesz. I chcę żebyś wiedziała, że zawsze w ciebie
wierzyłam. Wiedziałam, że będziesz kimś i że wygrasz z nimi. Może teraz
powróciły, ale dasz radę znów je pokonać raz na zawsze…- spojrzałam na nią
zaskoczona.
- O czym ty mówisz mamo? Kogo pokonać? – zamknęła oczy.
- Kiedy byłaś bardzo mała nie było nocy którą
byś przespała spokojnie. Wierciłaś się, rzucałaś, krzyczałaś, mamrotałaś jakieś
niezrozumiałe słowa. I to potrafiło czasami trwać parę godzin, a potem
zapadałaś w spokojny sen. Kiedy tata, to znaczy Jules. Kiedy się rozwiedliśmy
przez pewien okres znów to miewałaś. Dlatego zabraniałam ci nocowania u
koleżanek, wtedy pamiętasz? Mimo, że nic nie było widać, ja wiem że nad tobą
były demony. Próbowały cie zniszczyć, doprowadzić do szału, ale ty… Ty malutka
dziewczynka potrafiłaś zawsze sobie z nimi poradzić. One znów wróciły. Nie
atakują na razie, po prostu za tobą chodzą. Musisz je zwalczyć Diana. Musisz
wygrać i odzyskać Ian’a. No i w końcu zacząć być naprawdę szczęśliwa. Zwalcz je
Diana… I pamiętaj, że cię kocham- i wtedy na respiratorze linia stała się
prosta.
Nie żyła.
Moja mama była martwa.
Po moich policzkach ciekły łzy. Tyle chciałam
jej powiedzieć, tyle wytłumaczyć… O ona nie żyje. Zostawiła dwójkę dzieci,
męża, wnuki… Odeszła na zawsze. Wyszłam z Sali. Po jednej stronie siedział
Roger obejmujący Kyle’a. Po drugiej dziewczynki wtulone w siebie. Kiedy Caine
mnie zobaczył wstał. Pokręciłam głową na znak, że nie żyje, a on błyskawicznie
znalazł się koło mnie i mnie mocno przytulił. Wybuchłam płaczem. Jeśli mnie
teraz widzisz Nathanielu, to wiedz, że już niedługo zginiesz z mojej ręki.
Obiecuję. Twoja ukochana Diana.
Ian
Przez ostatnie dni dużo rozmawiałem z tą
kobietą. Kazała mi mówić do siebie mateczka.
Nie chciała mówić za bardzo o sobie i o swojej historii. Za to bardzo
chętnie słuchała opowieści o moim „ciekawym” życiu. Zadawała mi dużo pytań. Na
szczęście nie poruszaliśmy tematu tego miejsca, aniołów czy Nathaniela. To były
zwykłe rozmowy. Stworzone żeby zapomnieć o tym wszystkim. Jednak dzisiaj
musiała wracać, bo Nathaniel wrócił. Prosiła żebym nie wspomniał o tym, że o
niej wiem. Siedzieliśmy i jedliśmy kolacje.
- Jak tam poza murami zamku?- zapytałem.
Spojrzał na mnie.
- Nie zbyt ciekawie.- westchnął- Nie
powinienem ci tego mówić, ale jako że wiem, że zasłużyłeś żeby to wiedzieć, to
ci powiem.
- O co chodzi?- spojrzał na mnie zmartwionym
wzrokiem.
- Przykro mi, Ian ale twoja babcia dzisiaj
zmarła- mój widelec upadł z brzdękiem na podłogę.
- C-co? J-jak to?- wydukałem z siebie.
- Miała raka trzustki, zaawansowane stadium.
Lekarze nie mogli jej uratować. Przykro mi, naprawdę- zamknąłem oczy.
- Kiedy pogrzeb?
- Moje źródła donoszą, że 20, pojutrze.
- Musisz mnie tam zabrać- oznajmiłem. Zaśmiał
się.
- Nie muszę i nie zamierzam Ian. Tutaj jesteś
bezpieczny- spojrzałem na niego morderczym wzrokiem.
- Moja babcia nie żyje. Nie zdążyłem się z nią
pożegnać. Bardzo dużo dla mnie znaczyła. Nie chcę pchać się do kościoła i na
stypę. Chcę stać na uboczu i patrzeć jak ją chowają. Muszę tam być. Proszę
zabierz mnie tam…- patrzył na mnie przez chwilę po czym ponownie westchnął.
- Niech ci będzie. Zabiorę cię na ten pogrzeb.
- Dziękuję- wstałem od stołu.
- A ty dokąd?- ruszyłem w kierunku wyjścia.
- Straciłem apetyt. Muszę iść się położyć.
Dobranoc- nie czekając na jego sprzeciwy wyszedłem i udałem się do swojej
komnaty. Położyłem się na łóżku. Moja babcia nie żyje. To takie dziwne… Zawsze
była zdrowa i pełna energii. Nigdy nie wiedziałem, że ma raka trzustki.
Zastanawiam się czy nikt mi nie powiedział czy po prostu dowiedzieli się o tym
kiedy mnie nie było. Pojawiły mi się
wspomnienia z tą wspaniałą kobietą. I te z dalekiej przeszłości i te sprzed
paru miesięcy.
- Przepraszam, że cię zawiodłem babciu. Mam
nadzieję, że teraz będzie ci lepiej. Bardzo cię kocham.
Diana
- Zgubiłaś
nas!
- To twoja
wina!
- Nigdy nie
powinniśmy cię słuchać!
Otworzyłam oczy i się rozejrzałam. Caine spał
spokojnie. Nikogo więcej tu nie było. To czemu w moim śnie słyszałam szepty? W
sumie to nie był typowy sen. Była czarno i słychać było tylko te szepty. Czyżby
odezwały się „moje demony”? Wyszłam z łóżka i przeszukałam cały dom.
Dziewczynki spokojnie spały i nikogo poza naszą piątką nie było. Czy ktoś mi
powie o co chodzi? Czemu mam demony? Czego one ode mnie chcą? Co ja im
zrobiłam? Kolejne pytania, kolejne braki odpowiedzi. Usiadłam przy stole i chwyciłam
wódkę . Wzięłam parę łyków. Piekło jak cholera, ale trudno. Muszę być silna.
Muszę być silna, żeby to wszystko przetrwać.
I wygram.
--------------------------------
No i mama Diany umarła (*). Czy tylko mi smutno z tego powodu? No cóż, ale musiałam to zrobić :/ Co sądzicie? Jak myślicie co się wydarzy na pogrzebie? I o co chodzi z tymi demonami? Jutro nn, proszę o komentarze :P
<3 ~ Natalia
OdpowiedzUsuńSmutno mi z powodu śmierci mamy Diany :(
OdpowiedzUsuńKompletnie nie mam pojęcia co mogłoby się wydarzyć na cmentarzu.
Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału.
Dominika
Swietny i smutno mi z powodu jej mamy bo ją bardzo kochała
OdpowiedzUsuńSmutno. I myślę, że Ian nie wytrzyma. Nie będzie stał z boku. Nikt by nie stał z boku, kiedy chowają jego babcię! ;__;
OdpowiedzUsuńSuper :)
OdpowiedzUsuńSmutno z powodu śmieci mamy Diany :'( Szczerze, to się popłakałam :(
Wydaje mi się, że ktoś zauważy Iana i Nathaniel nie bd w stanie go odebrać od rodziny :)
Co do demonów, to nwm co mam o tym myśleć, może one są dobre i bd Dianie pomagały w wojnie, ale nie miałaby przecież koszmarów, chyba, ze one jak już napisałam, są dobre i ostrzegają ją? :D
Już nie mogę się doczekać nn :D
Dziękuję :* - Asia :)
Smutno mi... stawiam [*] za mamę Diany.
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej boje się tych snów 😞
Błagam niech na pogrzebie Ian odejdzie od Nathaniela.
Czekam na nn ❤
[*] smutek ;c Ale rozdział super :)
OdpowiedzUsuń