niedziela, 30 marca 2014

Rozdział 75



 CZYTASZ=KOMENTUJESZ!!!
Rozdział 75


- To nic wielkiego…- wzruszyłam ramionami.
- Po minie twojej mamy wywnioskowałem co innego.- popatrzył na mnie z nad okularów.
- Ona dramatyzuje…
- Amfetamina i samookaleczania nie najlepiej wygląda w podaniu do szkoły nieprawdaż?
-  Czyli, że chcesz odpowiedzi na to czemu to zrobiłam?- pokiwał głową. Westchnęłam.- Oboje wiemy kim jestem. Muszę wybrać pomiędzy chłopakami na których mi zależy i pomiędzy przyjaciółmi. Wybiorę jednych, drudzy umrą i na odwrót. To nie jest proste, Luigi. A do tego dochodzą typowe problemy nastolatki w ostatniej klasie z ogromnymi ambicjami.- pokiwał głową, na znak że rozumie.
- Wiedziałem, że o to chodzi. Masz jeszcze czas, na zastanowienie się. Wiesz, czasami trzeba głębiej poszukać by znaleźć odpowiedź.
- Wiesz ile razy próbowałam odnaleźć odpowiedzi? Wypytywałam o przeszłość, a nikt mi nie chciał odpowiedzieć. Słyszę tylko, że sama mam poszukać.
- A czemu sądzisz, że to właśnie w przeszłości trzeba poszukać?
- Bo jeśli nie zna się przeszłości, nie można iść dalej w przyszłość.- uśmiechnął się.
- Cieszę się, że jesteś tego świadoma. A co do ciebie i twojej mamy… Nie najlepiej wam się układa?
- Już od dawna z krótką przerwą. Nie ważne.
- Ważne. Mama to osoba której potrzebujesz, a z tego co wiem zawsze byłyście mocno ze sobą związane.
- Tak, bo tylko ją miałam…- bolesne wspomnienia powróciły. TATA wracający z pracy, całujący mamę, zlewający moje cześć tato, osoba która NIGDY nie powiedziała mi że mnie kocha.
- No właśnie. To może powodem waszych kłótni było to, że mama ma nowego męża i dziecko? Nie czułaś się zazdrosna?
- Kocham Rogera i Kyle’a. Traktuję ich jak moją prawdziwą rodzinę. Nie jestem, nie byłam o nich zazdrosna. To po prostu pojawiło się z biegiem czasu.
- Tęsknisz za tamtymi czasami kiedy byłyście same? Kiedy było pomiędzy wami dobrze?
- A ty byś nie tęsknił?- posłałam mu smutny uśmiech. Szkoda, że jestem skazana tylko na siebie…
                                                       ***
Idę przez korytarz w szpitalu. Tylko, że jest jakoś inaczej. Ten szpital był jeszcze stary, przed remontem. Nogi same mnie prowadzą. Podchodzę do jakiegoś pokoju. Przez szybę widzę łóżko, a na nim młodą kobietę. Blondynkę. Mama.
- Mamusiu!- pukam w szybę i macham do niej, ale ona nawet nie spojrzała w moim kierunku. Przy jej łóżku siedział młody tata.
- Jules, proszę cię. Nie odchodź ode mnie.- załkała mama.
- A jak ty to sobie wyobrażasz Carren? Nie chciałem dziecka. Nie posłuchałaś mnie. Muszę przemyśleć czy po tym wszystkim nasz związek ma sens. Cześć.- ruszył w kierunku drzwi. Kiedy opuścił pomieszczenie mama krzyknęła:
- Jules!!!- i zalała się łzami.
- Ty ją kochasz tato. Zostań z nią… Ale czemu mnie nie kochasz?- zaczęłam iść razem z nim. Nic. Zero reakcji.- Odpowiedz mi!- próbowałam go złapać, ale moja ręka prześlizgnęła się przez niego. Odszedł. Po raz kolejny. Wróciłam do mamy. Trzymała w rękach zielony pamiętnik i pisała, płacząc. Próbowałam to przeczytać, ale litery się zlały.
- Przyniosłam malutką.- oznajmiła pielęgniarka przynosząc niemowlę. Przecież to ja…
- Dziękuję.- wyszła, a my wpatrywałyśmy się w małą mnie.- Oj, Diana. Nawet nie wiesz jak cię skrzywdziłam… Przepraszam, cię córeczko…
- To nie twoja wina, mamo. To on jest winowajcą. Gdyby nie ty pewnie już dawno byłabym martwa, o ile to możliwe. Kocham cię.- pojawiły się łzy.
- Nie wiem czy na mnie zasługujesz…
- Oczywiście, że tak! Tylko nie zostawiaj mnie, proszę!- wrzeszczałam, ale ona tego nie słyszała.- Kocham cię!
Obudziłam się zalana łzami i potem. To tylko zły, ale bardzo realistyczny sen. Dzisiaj poniedziałek, trzeba iść do szkoły. Eh… Oporządziłam się i wyszłam z domu.
- Podwieźć cię?- zapytał Harry.
- Nie trzeba.
- Trzeba, trzeba. Wsiadaj.- wsiadłam do jego auta.- Szkoła czy wagary?
- Szkoła i tak mam już przesrane.- zaśmiał się.
- Czemu mi nie powiedziałaś? O tym wszystkim? Postarałbym ci pomóc.- powiedział z troską.
- A umiesz cofnąć czas?- zapytałam.
- Nie. Ale mogę postarać się zmienić przyszłość.
- Dzięki, ale wolę przeszłość.- podjechaliśmy pod szkołę.- Dzięki, Hazz.
- Nie ma problemu.- uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.
- Cześć.- posłałam mu uśmiech i ruszyłam do szkoły. Pod salą zobaczyłam Laylę stojącą z Willow. Auć. Czy ona we wszystko musi się wpieprzać? Poszłam do toalety powstrzymując kolejną fale łez.
- Diana?- po co ona tu przyszła?
- Idź do Willow.- warknęłam.
- Ty nie rozumiesz…- gwałtownie obróciłam się w jej stronę, a łzy same poleciały.

- Czego mam nie rozumieć? Wyszłaś, choć obiecałaś, że tego nie zrobisz. Uśmiechałaś się i śmiałaś razem z tą szmatą… Czego tu nie rozumieć?! Od razu powiedz całej szkole o mnie i o moich problemach. Zniszcz mnie. Wiem, że na to czekasz!- krzyknęłam, a ona już nie powstrzymywała łez.
- Nigdy bym ci tego nie zrobiła… Proszę cię… Wybacz mi…- załkała.
- Skąd mogę mieć pewność, że nie chcesz mnie oszukać?
- Chociażby Layna?- uśmiechnęła się lekko.- To coś dla ciebie znaczyło?
- A co by była ze mnie za przyjaciółka?- rzuciła mi się na szyje.
- Przepraszam.
- Ja też.
- Layna na zawsze?
- Layna na zawsze…
                                                              ***
- Wychodzę mamo!- oznajmiłam jej w piątek wieczór. Ah ten czas leci.
- A dokąd to?- zapytała.
- Umówiłam się z Cainem.
- A ty nie masz przypadkiem szlabanu?- zapytała unosząc brwi.
- Mamo, to jest Caine.  Z nim mi się krzywda nie zdarzy.- uspokoiłam ją, a ona pokręciła głową.
- O której masz zamiar wrócić?
- Późno. Nie martw się o mnie, pa.- wyszłam szybko z domu i ruszyłam w umówione miejsce. Droga zajęła mi kwadrans. Przy jednym ze stolików siedział Caine. Zasłoniłam mu oczy.
Oczami Caine’a:
- Hmmm. Ciekawe kto to. Harry?
- Dokładnie.- zaśmiała się i usiadła naprzeciwko mnie.
- Wypuściła cię bez problemu?
- Był mały problem, ale to nieważne.- wzruszyła ramionami.
- Pięknie wyglądasz.- zarumieniła się. Nachyliłem się, żeby ją pocałować, ale na moje szczęście zadzwonił telefon.- Przepraszam.- powiedziałem i spojrzałem na wyświetlacz. Kellin?- Cześć.- powiedziałem do słuchawki.
- Cześć, Caine. Tu Jesse, kolega Kellina. Stało się coś strasznego, ale to nie jest rozmowa na telefon. Proszę cię przyjedź jak najszybciej. Kellin się potrzebuje.- przestraszyłem się.
- No dobrze, to ja za jakieś dziewięć godzin powinienem być.- powiedziałem.
- Czekamy.- rozłączył się.
- Diana, ja naprawdę cię przepraszam, ale coś się stało z Kellinem i muszę do niego jechać… Wynagrodzę ci to innym razem.- przepraszałem ją jak głupi.
Oczami Diany:
- Jadę z tobą.- powiedziałam pewna.
- Do Los Angeles?
- To piękne miasto, poza tym ty jesteś mi cos winien.- nie dawałam za wygraną. Pokręcił głową z rozbawieniem.
- Nie poddasz się?- pokiwałam głową.- No to chodź.- podał mi rękę i poszliśmy do samochodu. Los Angeles, nadjeżdżamy!
------------------------------ 
Hejka, miśki ;*  Długi ten rozdział nie? :)) Szkoda tylko, że znów jest coraz mniej komentarzy ;/ Chciałabym żeby pod tym znalazło się z 8. Czy o tak dużo proszę? :(( NN jutro albo pojutrze, w zależności od nauki i od was. I w nn pojawi się Kellin. Jak myślicie co się stało? Mam nadzieję, że mnie nie znienawidzicie za to co zrobię. A co sądzicie o tym rozdziale? xd Luigi już był, to jeden z wyżej postawionych aniołów dla zapominalskich ;) I zapamiętajcie ten pamiętnik. On jeszcze się pojawi ^^ Dobra to jeszcze was zaproszę na moje blogi i tyle :P


6 komentarzy:

  1. Super rozdział i myślę, że Kellin cos sobie mógł zrobić na przykład albo chcę sobie coś zrobić. No fakt długi ten rozdział i pamiętaj jak coś się komuś stanie to wiem gdzie mieszkasz. (chodzi mi o 5 zdanie od końca)

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG! Co mu się mogło stać? Może jest w szpitalu albo ... no nie wiem! Czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Yey, coż mi się zdaje, że to ja jestem tą zapominalską.. Ehh... Rozdział jak zwykle zajebisty, że się tak wyrażę. Ciekawe co się stało bratu. No nic czekam na nn <3 ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny rozdział!<3 Czekam na nn:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Boski czekam na nn

    OdpowiedzUsuń

Twój Komentarz= Mój Uśmiech :)