CZYTASZ=KOMENTUJESZ!!!
Rozdział 75
- To nic wielkiego…- wzruszyłam
ramionami.
- Po minie twojej mamy wywnioskowałem
co innego.- popatrzył na mnie z nad okularów.
- Ona dramatyzuje…
- Amfetamina i samookaleczania nie
najlepiej wygląda w podaniu do szkoły nieprawdaż?
-
Czyli, że chcesz odpowiedzi na to czemu to zrobiłam?- pokiwał głową.
Westchnęłam.- Oboje wiemy kim jestem. Muszę wybrać pomiędzy chłopakami na
których mi zależy i pomiędzy przyjaciółmi. Wybiorę jednych, drudzy umrą i na
odwrót. To nie jest proste, Luigi. A do tego dochodzą typowe problemy
nastolatki w ostatniej klasie z ogromnymi ambicjami.- pokiwał głową, na znak że
rozumie.
- Wiedziałem, że o to chodzi. Masz
jeszcze czas, na zastanowienie się. Wiesz, czasami trzeba głębiej poszukać by znaleźć
odpowiedź.
- Wiesz ile razy próbowałam odnaleźć odpowiedzi?
Wypytywałam o przeszłość, a nikt mi nie chciał odpowiedzieć. Słyszę tylko, że
sama mam poszukać.
- A czemu sądzisz, że to właśnie w
przeszłości trzeba poszukać?
- Bo jeśli nie zna się przeszłości,
nie można iść dalej w przyszłość.- uśmiechnął się.
- Cieszę się, że jesteś tego świadoma.
A co do ciebie i twojej mamy… Nie najlepiej wam się układa?
- Już od dawna z krótką przerwą. Nie
ważne.
- Ważne. Mama to osoba której
potrzebujesz, a z tego co wiem zawsze byłyście mocno ze sobą związane.
- Tak, bo tylko ją miałam…- bolesne
wspomnienia powróciły. TATA wracający z pracy, całujący mamę, zlewający moje
cześć tato, osoba która NIGDY nie
powiedziała mi że mnie kocha.
- No właśnie. To może powodem waszych
kłótni było to, że mama ma nowego męża i dziecko? Nie czułaś się zazdrosna?
- Kocham Rogera i Kyle’a. Traktuję ich
jak moją prawdziwą rodzinę. Nie jestem, nie byłam o nich zazdrosna. To po
prostu pojawiło się z biegiem czasu.
- Tęsknisz za tamtymi czasami kiedy
byłyście same? Kiedy było pomiędzy wami dobrze?
- A ty byś nie tęsknił?- posłałam mu smutny
uśmiech. Szkoda, że jestem skazana tylko na siebie…
***
Idę przez korytarz w szpitalu. Tylko, że jest
jakoś inaczej. Ten szpital był jeszcze stary, przed remontem. Nogi same mnie
prowadzą. Podchodzę do jakiegoś pokoju. Przez szybę widzę łóżko, a na nim młodą
kobietę. Blondynkę. Mama.
- Mamusiu!- pukam w szybę i macham do niej,
ale ona nawet nie spojrzała w moim kierunku. Przy jej łóżku siedział młody
tata.
- Jules, proszę cię. Nie odchodź ode mnie.-
załkała mama.
- A jak ty to sobie wyobrażasz Carren? Nie
chciałem dziecka. Nie posłuchałaś mnie. Muszę przemyśleć czy po tym wszystkim
nasz związek ma sens. Cześć.- ruszył w kierunku drzwi. Kiedy opuścił
pomieszczenie mama krzyknęła:
- Jules!!!- i zalała się łzami.
- Ty ją kochasz tato. Zostań z nią… Ale czemu
mnie nie kochasz?- zaczęłam iść razem z nim. Nic. Zero reakcji.- Odpowiedz mi!-
próbowałam go złapać, ale moja ręka prześlizgnęła się przez niego. Odszedł. Po raz
kolejny. Wróciłam do mamy. Trzymała w rękach zielony pamiętnik i pisała,
płacząc. Próbowałam to przeczytać, ale litery się zlały.
- Przyniosłam malutką.- oznajmiła pielęgniarka
przynosząc niemowlę. Przecież to ja…
- Dziękuję.- wyszła, a my wpatrywałyśmy się w
małą mnie.- Oj, Diana. Nawet nie wiesz jak cię skrzywdziłam… Przepraszam, cię
córeczko…
- To nie twoja wina, mamo. To on jest
winowajcą. Gdyby nie ty pewnie już dawno byłabym martwa, o ile to możliwe.
Kocham cię.- pojawiły się łzy.
- Nie wiem czy na mnie zasługujesz…
- Oczywiście, że tak! Tylko nie zostawiaj
mnie, proszę!- wrzeszczałam, ale ona tego nie słyszała.- Kocham cię!
Obudziłam się zalana łzami i potem. To
tylko zły, ale bardzo realistyczny sen. Dzisiaj poniedziałek, trzeba iść do
szkoły. Eh… Oporządziłam się i wyszłam z domu.
- Podwieźć cię?- zapytał Harry.
- Nie trzeba.
- Trzeba, trzeba. Wsiadaj.- wsiadłam
do jego auta.- Szkoła czy wagary?
- Szkoła i tak mam już przesrane.-
zaśmiał się.
- Czemu mi nie powiedziałaś? O tym wszystkim?
Postarałbym ci pomóc.- powiedział z troską.
- A umiesz cofnąć czas?- zapytałam.
- Nie. Ale mogę postarać się zmienić
przyszłość.
- Dzięki, ale wolę przeszłość.-
podjechaliśmy pod szkołę.- Dzięki, Hazz.
- Nie ma problemu.- uśmiechnął się i
pocałował mnie w policzek.
- Cześć.- posłałam mu uśmiech i
ruszyłam do szkoły. Pod salą zobaczyłam Laylę stojącą z Willow. Auć. Czy ona we
wszystko musi się wpieprzać? Poszłam do toalety powstrzymując kolejną fale łez.
- Diana?- po co ona tu przyszła?
- Idź do Willow.- warknęłam.
- Ty nie rozumiesz…- gwałtownie
obróciłam się w jej stronę, a łzy same poleciały.
- Czego mam nie rozumieć? Wyszłaś,
choć obiecałaś, że tego nie zrobisz. Uśmiechałaś się i śmiałaś razem z tą
szmatą… Czego tu nie rozumieć?! Od razu powiedz całej szkole o mnie i o moich problemach.
Zniszcz mnie. Wiem, że na to czekasz!- krzyknęłam, a ona już nie powstrzymywała
łez.
- Nigdy bym ci tego nie zrobiła…
Proszę cię… Wybacz mi…- załkała.
- Skąd mogę mieć pewność, że nie
chcesz mnie oszukać?
- Chociażby Layna?- uśmiechnęła się
lekko.- To coś dla ciebie znaczyło?
- A co by była ze mnie za
przyjaciółka?- rzuciła mi się na szyje.
- Przepraszam.
- Ja też.
- Layna na zawsze?
- Layna na zawsze…
***
- Wychodzę mamo!- oznajmiłam jej w
piątek wieczór. Ah ten czas leci.
- A dokąd to?- zapytała.
- Umówiłam się z Cainem.
- A ty nie masz przypadkiem szlabanu?-
zapytała unosząc brwi.
- Mamo, to jest Caine. Z nim mi się krzywda nie zdarzy.- uspokoiłam
ją, a ona pokręciła głową.
- O której masz zamiar wrócić?
- Późno. Nie martw się o mnie, pa.-
wyszłam szybko z domu i ruszyłam w umówione miejsce. Droga zajęła mi kwadrans.
Przy jednym ze stolików siedział Caine. Zasłoniłam mu oczy.
Oczami
Caine’a:
- Hmmm. Ciekawe kto to. Harry?
- Dokładnie.- zaśmiała się i usiadła naprzeciwko
mnie.
- Wypuściła cię bez problemu?
- Był mały problem, ale to nieważne.-
wzruszyła ramionami.
- Pięknie wyglądasz.- zarumieniła się.
Nachyliłem się, żeby ją pocałować, ale na moje szczęście zadzwonił telefon.-
Przepraszam.- powiedziałem i spojrzałem na wyświetlacz. Kellin?- Cześć.-
powiedziałem do słuchawki.
- Cześć, Caine. Tu Jesse, kolega
Kellina. Stało się coś strasznego, ale to nie jest rozmowa na telefon. Proszę
cię przyjedź jak najszybciej. Kellin się potrzebuje.- przestraszyłem się.
- No dobrze, to ja za jakieś dziewięć
godzin powinienem być.- powiedziałem.
- Czekamy.- rozłączył się.
- Diana, ja naprawdę cię przepraszam,
ale coś się stało z Kellinem i muszę do niego jechać… Wynagrodzę ci to innym
razem.- przepraszałem ją jak głupi.
Oczami
Diany:
- Jadę z tobą.- powiedziałam pewna.
- Do Los Angeles?
- To piękne miasto, poza tym ty jesteś
mi cos winien.- nie dawałam za wygraną. Pokręcił głową z rozbawieniem.
- Nie poddasz się?- pokiwałam głową.-
No to chodź.- podał mi rękę i poszliśmy do samochodu. Los Angeles, nadjeżdżamy!
------------------------------
Hejka, miśki ;* Długi ten rozdział nie? :)) Szkoda tylko, że znów jest coraz mniej komentarzy ;/ Chciałabym żeby pod tym znalazło się z 8. Czy o tak dużo proszę? :(( NN jutro albo pojutrze, w zależności od nauki i od was. I w nn pojawi się Kellin. Jak myślicie co się stało? Mam nadzieję, że mnie nie znienawidzicie za to co zrobię. A co sądzicie o tym rozdziale? xd Luigi już był, to jeden z wyżej postawionych aniołów dla zapominalskich ;) I zapamiętajcie ten pamiętnik. On jeszcze się pojawi ^^ Dobra to jeszcze was zaproszę na moje blogi i tyle :P
Super rozdział i myślę, że Kellin cos sobie mógł zrobić na przykład albo chcę sobie coś zrobić. No fakt długi ten rozdział i pamiętaj jak coś się komuś stanie to wiem gdzie mieszkasz. (chodzi mi o 5 zdanie od końca)
OdpowiedzUsuńOMG! Co mu się mogło stać? Może jest w szpitalu albo ... no nie wiem! Czekam na nn <3
OdpowiedzUsuńYey, coż mi się zdaje, że to ja jestem tą zapominalską.. Ehh... Rozdział jak zwykle zajebisty, że się tak wyrażę. Ciekawe co się stało bratu. No nic czekam na nn <3 ;*
OdpowiedzUsuńświetny rozdział!<3 Czekam na nn:)
OdpowiedzUsuńBoski czekam na nn
OdpowiedzUsuńSuper;)
OdpowiedzUsuń